Czytelnia czasopism

Małgorzata Pawełczyk


Misja komiksów

W piśmie Uniwersytetu w Białymstoku „Nasz Uniwersytet” (nr 4/11/ 2007) znajdziemy bardzo ciekawy artykuł Marka Kochanowskiego Komiks prawd ę ci powie. Autor zaznacza, że nie wszystkie komiksy są warte polecenia, ale istnieją albumy, bez znajomości których dzisiejszy humanista nie może egzystować w świecie współczesnej kultury. Szczególnie godne polecenia jest wszystko to, co łączy się ze zjawiskiem graphic novel (powieść graficzna), zapoczątkowanym przez jednego z najwybitniejszych twórców komiksowych wszech czasów, czyli Willa Eisnera w roku 1978. Powstał wówczas komiks z życia nowojorczyków Umowa z Bogiem. Graphic novels to rozbudowane komiksy, ale z fabułą, która kończy się, w przeciwieństwie do serii komiksowych, na jednym tomie.

Badacze komiksu – pisze Kochanowski – wskazują na pewne elementy obrazowania komiksowego, które pojawiają się w stacjach Drogi Krzyżowej, w opisach tarczy Achillesa czy na Drzwiach Gnieźnieńskich. Niezwykłą rangę komiksu, chociażby w procesie edukacyjnym, najlepiej wskazać w królestwie popkultury, czyli w Stanach Zjednoczonych. Miliony Amerykanek kształtują swoją wrażliwość na feministycznym komiksie Blondie, który ukazuje się już od 60 lat. Historie seryjnych bohaterów należy czytać jako współczesną mitologię Amerykanów. Wypełniają wszystkie dziedziny życia, stają się ikonami słynnego amerykańskiego patriotyzmu. Ale jednocześnie są to opowieści o zwykłych, przeciętnych studentach, zakompleksionych dziennikarzach czy zblazowanych bogaczach.

W Polsce komiksy kojarzą się przede wszystkim z wydawanymi przed 1989 rokiem Kajtkiem i Koko, Tytusami, Żbikami. Obecnie rodzimy komiks zaczyna pełnić całkiem nową, niezwykle ważną funkcję, bowiem takie tytuły, jak Jeż Jerzy czy Likwidator, w sposób groteskowy i paradoksalny stają się widoczną przestrzenią kontestacji, odważnym sposobem mówienia o podstawowych bolączkach sytuacji, w jakiej żyją młodzi ludzie w Polsce.

Polubić starzenie się

Starość jest zjawiskiem jednostkowym i społecznym, a ponadto najbardziej zróżnicowaną fazą życia, nie podlegającą regułom – czytamy w „Życiu Akademickim” (nr 113/ 2007), piśmie AWF we Wrocławiu. Obecnie osoby starsze w kulturze euroamerykańskiej stanowią 10 proc. całej populacji. Przewiduje się, że ogólna liczba ludzi w wieku powyżej 60. roku życia wzrośnie do 1,2 mld w 2025 r. W Polsce w 2030 roku co czwarty Polak będzie emerytem.

Nasz organizm osiąga swą maksymalną sprawność między 15. a 25. rokiem życia. Po tym okresie, aż do późnej starości, następuje stopniowy spadek jego funkcji. Im mniej aktywności ruchowej w naszym życiu, tym proces starzenia wcześniej zbiera swoje plony. A ruszać się nie lubimy! Najpierw nie pozwala na to brak czasu, dążenie do komfortu fizycznego, a później wciąż pokutujący „stereotyp starego człowieka” – schorowanego, ułomnego i niedołężnego. Dlatego tak ważną rolę – zdaniem autorki prof. Anny Skrzek – pełni Uniwersytet Trzeciego Wieku. Aktywność ruchowa stanowi element codziennego życia słuchaczy UTW, o którym decydują samodzielnie.

Specjaliści gerontolodzy twierdzą, że niedobór ruchu prowadzi do przyspieszenia procesów starzenia się oraz niedołęstwa i inwalidztwa fizycznego, a pośrednio także psychicznego. Ciekawe podejście do problemów związanych ze starzeniem prezentują przedstawiciele psychomotoryki. Proponują działania mające na celu zwiększenie poczucia jedności ciała, które u osoby starszej może być postrzegane jak „ciało w kawałkach”. W związku z brakiem ruchu osoba starsza „odcina” się stopniowo od swojego ciała i traci poczucie bezpieczeństwa.

Następca Manna

Kto jest, względnie był, największym pisarzem niemieckim ostatnich 50 lat? – pyta hamletowsko prof. Norbert Honsza, członek PAN i wykładowca literatury niemieckiej w Instytucie Neofilologii Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Raciborzu w ciekawym i obszernym artykule zamieszczonym w „Eunomii” (nr 8/12/2007), miesięczniku PWSZ w Raciborzu. Lista jest stosunkowo krótka – pisze Honsza w odpowiedzi na swoje pytanie – bo kto ośmieliłby się postawić obok Tomasza Manna Brechta czy nawet Hessego, Bölla lub Canettiego, nie mówiąc już o „skandalistce” Jelinek. Na placu boju pozostaje jedynie wielki, permanentnie kontrowersyjny, na przemian czczony i odrzucany, a urodzony w Gdańsku – Günter Grass. Honsza przekonuje, że od czasów Manna nie było pisarza o takiej charyzmie oraz sile intelektualnego i społecznego oddziaływania. Jego pierwsza powieść Blaszany bębenek wywołała w 1959 roku „kopernikański przewrót” w powojennej prowincjonalnej kulturze literackiej Niemiec. Od pół wieku wytrwale grzebiąc w mentalności swoich rodaków wykreował kulturalny i polityczny dyskurs na najwyższym poziomie.

Latem 2006 roku zrobiło się szczególnie gorąco wokół nazwiska Grassa. Opublikowana została bowiem pierwsza część autobiografii pisarza, w której wyznał, że jako nastolatek służył kilka miesięcy w jednostce pancernej Waffen SS. Grass wstąpił do niej pod koniec wojny i nie oddał ani jednego strzału. Pisze też, że widział w Waffen SS raczej elitarną jednostkę, która wkracza, gdy trzeba radzić sobie z przerwaniem frontu. Jednakże dziennikarze od razu pozwolili sobie na niewybredne insynuacje: „Grass przyznaje, że był nazistą”, „Laureat Nagrody Nobla przyznaje, że pracował dla Hitlera” itp. Na szczęście, słychać było też inne głosy – rozsądku i rozwagi – chociażby z Polski, do których można zaliczyć prezydenta Gdańska Jacka Adamowicza, Pawła Huellego, Stefana Chwina i Adama Michnika.

Małgorzata Pawełczyk

Duchy Syberii

Historia Rosji jako państwa kolonialnego jest nam wciąż mało znana. A przecież kraj ten, i za carów, i za czasów komunizmu, podbił setki ludów i plemion azjatyckich, uzyskując największe na świecie terytorium. Zaczęło się w XVI wieku od wysyłania małych oddziałów kozackich, by spenetrowały nieznane wówczas ziemie między Uralem a Chinami, a skończyło na kolektywizacji, przesiedlaniu całych narodów i ludobójstwie.

O jednym z najmniejszych ludów podbitych, Jukagirach znad Kołymy, opowiada etnolog Jarosław Derlicki z Instytutu Archeologii i Etnologii PAN („Academia” nr 4/2007). Mieszkają w Jakucji, należącej do Federacji Rosyjskiej. Zostało ich już niewielu, około 1500 osób. Kiedyś zajmowali ogromne połacie kraju, potem stopniowo wypierani byli na północ przez Jakutów i Rosjan. Zajmują się zbieractwem, myślistwem i rybołówstwem, hodują renifery. W latach 50. XX w. skolektywizowani, przesiedlani, dziś chcą powracać na tereny przodków, ale w wielu przypadkach jest to już niemożliwe.

Autor badał sposób rozumienia przestrzeni i jej rolę w życiu Jukagirów. Przyrodę postrzegają jako uduchowioną. Ziemia, drzewa, zwierzęta, jeziora mają duchy−gospodarzy. Miejsca mogą być przyjazne lub wrogie pewnym kategoriom ludzi. Mogą nawet zabić. Myśliwy lub rybak, chcąc eksploatować dany teren, musi o to poprosić ducha−opiekuna. Składa mu ofiary (żywność, papierosy, wódkę). Z czasem wchodzi w bliższy kontakt z duchem, widzi go w snach. Prawo zwyczajowe nakazuje ochronę „nawiedzonych” przestrzeni. Nie wolno śmiecić, hałasować, polować można tylko na własne potrzeby. Jukagirzy pielęgnują swoją tożsamość, mówią o sobie z dumą, że są najbardziej „tajgowym” i „tundrowym” narodem świata. Mimo zmian cywilizacyjnych, żyją podobnie jak ich przodkowie. Decydują o tym warunki bytowania i tradycja postrzegania przestrzeni.

(fig)

Trudne pytania

Nie jest to kolejny tekst o plagiatach, dopisywaniu się do cudzych artykułów lub fałszowaniu wyników badań. Autor porusza subtelniejsze problemy etyki uprawiania nauki, kwestie dostrzegane rzadziej i różnie wartościowane.

Mowa o artykule Piotra K. Olesia O niektórych etycznych i nieetycznych obrzeżach uprawiania nauki („Nauka” 4/2007). Np. marnowanie talentu, zajmowanie miejsca w uczelni, gdy „traktuje się ją tylko jako miejsce zatrudnienia, a nie warsztat twórczej pracy”. Podejmowanie bezpiecznych tematów. Mnożenie cząstkowych publikacji. Łatwe publikowanie w dostępnych miejscach prac, które mogły trafić do lepszych czasopism. Czy nie są to problemy etyczne?

Albo np. kwestia promowania asystentów. Kogo wybrać: osobę zdolną, ale słabo umotywowaną, czy też mniej zdolną, ale pracowitą? Czy wymówić miejsce w zespole zdolnemu adiunktowi, który chodzi własnymi ścieżkami, dystansuje się wobec koncepcji lub stylu pracy profesora? Czy można przekazywać zaawansowanych w pracy doktorantów świeżo habilitowanym współpracownikom po to, by im pomóc w karierze i przyspieszyć uzyskanie profesury?

Autor pisze o relacjach interpersonalnych w placówkach naukowych, proponując równe traktowanie ludzi, bez schlebiania jednym i lekceważenia lub wykorzystywania drugich. Pisze też o recenzowaniu prac, radząc pozycję pomiędzy „promowaniem kitu” i „strącaniem owoców”.

W sferze własności intelektualnej rzadko dostrzega się to, że „asystenci i adiunkci traktują myśl profesora jako wspólne dobro, które nie wymaga odnotowania źródła”. Autor pisze też o „sferze działań administracyjnych wokół nauki”. Jak ocenić taki przykład: „recenzent odsyła rozprawę doktorską do poprawienia, a rada wyznacza trzeciego recenzenta i przeprowadza obronę pod nieobecność tego, który był krytyczny”.

A wielokrotne powtarzanie tych samych treści dydaktycznych? A brak rozliczenia z przeszłością i organizowanie frontu poparcia społecznego byłych współpracowników SB? A organizowanie przez kręgi naukowe protestów politycznych w formach naruszających wartości ważne dla środowiska? Takich pytań jest w tym tekście wiele.

(fig)

Trzy światy

Obraz społeczności studentów wileńskich przedstawiany przez tamtejsze gazety międzywojenne podsumowuje Ewelina Tylińska w „Kwartalniku historii nauki i techniki” (nr 2/2007). Autorka dostrzega trzy różne rzeczywistości kreowane przez trzy gazety: narodowy „Dziennik Wileński”, lewicowo−liberalny „Kurier Wileński” oraz konserwatywne „Słowo”, opisujące polsko−żydowskie zamieszki z 1931, w których zginął student oraz procesy komunistycznych organizacji młodzieżowych.

Uniwersytet Stefana Batorego grał w Wilnie ważną rolę. Był polską placówką naukową i centrum kultury polskiej na pograniczu. W życiu codziennym miasta 3−tysięczna brać studencka musiała być zauważalna, wynajmowała pokoje, dawała korepetycje, dorabiała w biurach. Profesorowie zapewniali usługi medyczne i prawne, nauczali. Gazety wileńskie często informowały o życiu akademickim. Relacjonowały nie tylko akademie, wiece czy bale studenckie, lecz także np. przebieg wykładów inauguracyjnych nowych profesorów. Największe jednak zainteresowanie prasy wzbudziły zamieszki polsko−żydowskie i procesy sądowe z udziałem studentów oskarżonych o prowadzenie działalności komunistycznej.

Pretekstem do zamieszek o charakterze narodowo−wyznaniowym potrafiło być np. to, że gminy żydowskie z powodów religijnych nie dostarczały do prosektorium ciał izraelitów. Studenci medycyny uczyli się więc anatomii, dokonując wyłącznie sekcji zwłok chrześcijan. Zaprotestowała przeciw temu młodzież narodowa. W jednej z bójek, do których doszło między Polakami i Żydami przy okazji demonstracji ulicznych, zginął student Stanisław Wacławski. „Dziennik” zrobił z niego męczennika, lewicowy „Kurier” pisał o antysemityzmie, a „Słowo” winiło endecję i komunistów. Zachowane dokumenty policyjne nie pozwalają na przedstawienie wyrazistej prawdy o zamieszkach. Trudno nawet ustalić, która strona zainicjowała bójkę.

Stosunki polsko−żydowskie na Kresach były bardziej skomplikowane niż w Polsce centralnej. Oba żywioły walczyły ze sobą o prymat, a walka ta nie mogła ominąć uniwersytetu. Silniejszy też był na Kresach strach przed komunizmem, z którym Wilno miało się już wkrótce bezpośrednio zetknąć.

(fig)

Etnografia laboratorium

Podwójny, ale niezbyt obszerny zeszyt „Zagadnień naukoznawstwa” (3−4/2007) przynosi interesujący artykuł dwóch filozofów z UMK w Toruniu: Krzysztofa Abriszewskiego i Łukasza Afeltowicza. Tekst, zatytułowany Jak gołym okiem zobaczyć rosnące neurony i siłę alergii?, jest pracą z etnografii laboratorium, dziedziny uprawianej przez takich badaczy, jak Bruno Latour, Steve Woolgar, Karin Knorr−Cetina czy Michael Lynch. Etnografia laboratorium rozwija się od drugiej połowy lat 70. i bada empirycznie praktyki naukowe (nie idee, pojęcia czy teorie naukowe, jak to czynią inne gałęzie naukoznawstwa). Antropolog laboratorium wkracza do niego i obserwuje przeprowadzane procedury badawcze.

W tym tekście zrelacjonowano badania neurologiczne nad kiełkowaniem aksonów, które wypuszczają nowe odgałęzienia i tworzą nowe połączenia nerwowe. Szczurom uszkodzono ten sam obszar mózgu, po czym je uśmiercano w kolejnych odstępach czasu od uszkodzenia, przygotowywano próbki mózgów do zdjęć elektronowych, zdjęcia powiększano i robiono fotomontaże, które zestawiano w rodzaj „filmu animowanego”, pokazującego kiełkowanie neuronów. Procedurę tę poddają toruńscy filozofowie nauki ciekawej analizie.

„W laboratorium nie mamy do czynienia z przyrodą – zauważają autorzy – lecz ze sztucznymi układami elementów: związki chemiczne są syntetyzowane, woda destylowana, epidemie symulowane, a szczury specjalnie hodowane”. Tu pojawia się pojęcie translacji – przejścia od żywych mózgów do martwych, wyciętych próbek, od porcji materiału biologicznego do jego obrazu, od zdjęć do fotomontaży, od „filmu animowanego” do artykułu naukowego. „Naukowcy są skazani na translacje, bez nich nie byliby w stanie opanować świata.”

Na każdym etapie badań pojawia się import wiedzy, metod i urządzeń z innych badań i laboratoriów. Prócz tego praca koncentruje się wokół urządzeń rejestrujących, ich obsługi, analizowania wydruków, zestawiania ich z innymi wydrukami. „Sprowadziwszy świat do postaci kartki papieru, naukowcy mogą myśleć za pomocą oczu” (Latour).

Autorzy używają pojęcia krążącej referencji. Koncepcję krążącej referencji wymyślił Bruno Latour. Referencja to powiązanie słów z rzeczami. Krążąca referencja polega na tworzeniu, w toku badań naukowych, sieci powiązań między różnymi obiektami. Dotąd związek między słowem i rzeczą opisywano dualistycznie, w uproszczeniu, teraz mówi się o sieci relacji. Krążąca referencja pozwala dostrzec jednocześnie ontologiczny i epistemologiczny wymiar praktyk naukowych. Badanie nie odzwierciedla świata, ale go transformuje. W tworzących się w ten sposób sieciach translacji, kolejny element stanowi znak wobec elementu wcześniejszego i przedmiot odniesienia dla późniejszego. Analiza krążących referencji pokazuje, że cechą praktyk poznawczych jest manipulowanie skalami (przykrawanie wszystkiego na potrzeby badaczy). Pokazuje też wysiłek, jaki wkłada się w ustabilizowanie okoliczności badawczych.

(fig)