Na słowo honoru
Pewien świeżo upieczony licealista zwrócił się do mnie, żebym mu wytłumaczył, jak należy interpretować zdanie: Prezydent nie może być członkiem żadnej partii – uważa Lech Kaczyński. Od razu zrozumiałem, że ów uczeń ma głowę nie od parady. Nie chodziło mu o sens wypowiedzi Kaczyńskiego, ale dziennikarza, który ten tekst spisał i podał do druku. Rzeczywiście, jeśli w tej relacji mówi się, że Kaczyński coś uważa, to znaczy, że ktoś inny może twierdzić coś innego. A przecież wszyscy wiedzą, że tu nie ma nic do uważania, bo tak stanowi konstytucja. Czy zatem dziennikarz celowo spreparował ten fragment, żeby poddać w wątpliwość stan umysłowości prezydenta? Nie sądzę. Po prostu nie umie pisać.
Zaraz też przeszukałem swoje wypisy z prasy i znalazłem taki oto kwiatek: Świat obiegła informacja, że do szpitala w stanie krytycznym trafił 64−letni Muammar Kadafi, dyktator Libii. Kilka dni później Kadafi dementował pogłoski o swojej śmierci podczas telekonferencji (...) Zapowiedział też, że informacja była prowokacją wrogich służb specjalnych („Dziennik”, maj 2007).
W jednej notatce trzy zdania i trzy bzdury. Po pierwsze – co prawda spotykamy szpitale w stanie krytycznym, szczególnie w Polsce, ale jeśli Kadafi w ogóle do jakiejś kliniki trafił (a z poważnych źródeł wiadomo, że nie), to na pewno nie byle jakiej. Po drugie – jeżeli ktoś jest w stanie dementować pogłoski, to niewątpliwie żyje i nie musi podkreślać tego faktu, wszyscy mogą się o tym naocznie przekonać. Po trzecie – jeżeli ktoś zapowiada coś, to znaczy, że to dopiero nastąpi. Nie można zapowiadać tego, co już było.
Nie od dzisiaj wiemy, że piszący do prasy mają problemy z językiem polskim. Z jednej strony w redakcjach napomina się ich, żeby nie powtarzali wyrazów w tym samym akapicie, bo język polski nie znosi powtórek, z drugiej mają wielki kłopot z wyrazami mówić i powiedzieć. Czym je zastąpić, gdy występują masowo? Nie ma czym, ale dziennikarze uznali, że istnieje cała gama słówek, które w mniejszym lub większym stopniu wiążą się z mówieniem. Wypisałem je z jednego tylko numeru pewnej gazety: ekscytuje się, emocjonuje się, objaśnia, ogłasza, omawia, opowiada, podkreśla, przekonuje, punktuje, sądzi, stwierdza, tłumaczy, twierdzi, uważa, uznaje, wspomina, wyjaśnia, wyjawia, wylicza, wymienia, wypłakuje, wyrzuca (z siebie), zaklina się, zapowiada, zastanawia się, zastrzega (się), zaznacza.
Każdy z tych czasowników istotnie kojarzy się z mówieniem, ale wszystkie zawierają dodatkowe znaczenia precyzujące, które nie są obojętne dla sensu wypowiedzi. Więcej opowiadają o sytuacji, w której się mówi, o stanie psychicznym mówiącego, jego wiedzy i wielu innych sprawach, niż o samym mówieniu. To nie jest katalog, z którego można dowolnie pobierać synonimy, ponieważ żaden z zawartych w nim wyrazów nie ma ścisłego odpowiednika. Nie pozostaje nic innego, jak w opisach dialogowych w kółko pisać „mówi”, „powiedział” albo więcej czytać i czerpać wzory z prozy artystycznej, w której całkiem zręcznie stosuje się komentarze do mówienia, na przykład: Nic mnie to nie obchodzi, śpieszę się – spojrzała na zegarek. Ale to nie takie łatwe. Uczenie się pisania przez czytanie zabiera cenny czas, a ponadto zmusza do studiowania nieznośnej logiki znaczeń.
Nie czepiam się. Nieznajomość wyrazów polskich jest powszechna. Śmiem twierdzić, że nie ma w polszczyźnie wyrazu o tylko jednym znaczeniu, ale stosunkowo niewielu piszących zadaje sobie trud, żeby to zjawisko zgłębić i przyswoić. Wieloznaczne są nawet partykuły i przyimki, cóż dopiero wyrazy samodzielne.
Nie mniejszą trudność sprawiają wyrazy bliskoznaczne, które rzadko są klasycznymi synonimami. Na ogół różnią się znaczeniem dość wyraźnie. Czytamy taki oto passus prasowy: Robert Kubica spisał się świetnie, był na mecie o niespełna cztery sekundy za Nickiem Heidfeldem. Niby wszystko jest tu w porządku, a jednak między zdaniem pierwszym a drugim istnieje jakiś dysonans. To prawda, że modna obecnie partykuła niespełna znaczy „mniej niż”. Jednak owo „mniej niż” odczuwamy w tym wyrazie jako „blisko”, „prawie”, „bez mała”, a więc podany kontekst musimy rozumieć jako: „lepiej by było, gdyby strata czasu Kubicy była jednak mniejsza”. Jest to sprzeczne z zawartą w pierwszym zdaniu pozytywną opinią o postawie Roberta Kubicy. Dlaczego więc nie napisano: Robert Kubica spisał się świetnie, był na mecie niecałe cztery sekundy za Nickiem Heidfeldem? Ano dlatego, że zagubiono całość znaczenia wyrazu „niespełna”, spłaszczono je do „nie w całości”, pozbawiono niuansów, zaniechano precyzowania sensu. Byle wydusić z siebie informację o fakcie.
Ten sam autor w tym samym numerze gazety napisał: Do wypadku doszło dlatego, że pilot trzymał się poleceń z ziemi na słowo honoru. Więc chyba się nie mylę, że nie zna języka polskiego w stopniu wymaganym od maturzysty. Dopuszczono go do pisania zapewne tylko na słowo honoru. Nie wie, że na słowo honoru może się trzymać tylko rzecz, i to w zupełnie innym sensie.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.