Lekarze nie są wyczuleni onkologicznie

Rozmowa z prof. Mieczysławem Chorążym, specjalistą w dziedzinie biologii nowotworów


Twierdzi Pan, że w akademiach medycznych niewłaściwie uczy się onkologii.

– Mam na myśli nie tyle poziom nauczania, co jego formę i zakres. Onkologii uczy się w ramach nauczania różnych specjalności medycznych. Studenci zdobywają szczątki wiedzy onkologicznej na zajęciach z okulistyki, interny, immunologii itd. Natomiast programy nauczania onkologii w jednym bloku, jako odrębnego przedmiotu zakończonego egzaminem, są niewystarczające i słabe. W ośrodkach, gdzie mieści się Instytut Onkologii – Warszawa, Kraków, Katowice−Gliwice – blok zajęć praktycznych i szkolenia studentów liczy zazwyczaj około 30 godzin. Jedynie w kilku uczelniach – w Gdańsku, Łodzi, Poznaniu i Szczecinie – programy są nieco szersze. Tymczasem onkologia powinna być odrębnym przedmiotem z dużą podbudową teoretyczną. W czołowych uczelniach amerykańskich onkologii uczy się nawet w wymiarze 300−350 godzin.

Dlaczego mielibyśmy szkolić studentów w zakresie onkologii w tak szczególny sposób?

– Onkologia jest ważna, bo podobnie jak choroby serca i krążenia zabiera bardzo dużo istnień ludzkich – w Polsce rocznie około 80 tysięcy. Zachorowań mamy około 120 tysięcy. Nasze wyniki w leczeniu nowotworów są o 20 procent gorsze od średniej europejskiej i o 30 procent gorsze od wyników amerykańskich. Po drugie, jest to choroba trudna, bardzo złożona od strony biologii. Znamy kilkaset „odmian” raka, a na poziomie molekularnym może być ich jeszcze więcej.

Lekarze, których słucham w telewizji przy okazji spektakularnych akcji badań nowotworów, zawsze mówią o zbyt małych środkach finansowych, a nie o braku wiedzy.

– W moim przekonaniu niepowodzenia lecznicze mają kilka źródeł. Na onkologię wydano w Polsce ogromne pieniądze. Instytut Onkologii dysponuje nowoczesnymi i dobrze wyposażonymi szpitalami. Zapewne nie na wszystkich szpitalnych oddziałach onkologicznych w Polsce jest równie dobrze. Jednak nie w braku wyposażenia upatrywałbym tak słabej skuteczności w leczeniu raka, ale głównie w niewystarczającej wiedzy i czujności onkologicznej lekarzy oraz nieprawidłowościach organizacyjnych. Lekarze nie są „wyczuleni onkologicznie”. Na studiach miałem wykłady z ginekologii z prof. Adamem Czyżewiczem, który mówił: „Jak do was przyjdzie kobieta, to pierwsza wasza myśl, że jest w ciąży, a druga, że ma raka. To jest myślenie złe. Musicie myśleć równolegle o tych dwóch sprawach: ona jest w ciąży i ma raka”. Do dziś pamiętam to zalecenie. W Polsce stale jeszcze około 2 tysięcy kobiet umiera na raka szyjki macicy, chorobę rozpoznawalną we wczesnych etapach i skutecznie leczoną, a w Skandynawii niemal nieznaną. Ten fakt można tylko po części przypisać zaniedbaniom i nieświadomości ze strony kobiet. W dużej mierze jest to spowodowane wadami systemu opieki zdrowotnej – prewencyjnej, a także właśnie brakiem „czujności onkologicznej” lekarza pierwszego kontaktu. Często spotykam na ulicy ludzi, u których widzę na przykład raka skóry i pytam, czy to znamię leczą. Okazuje się, że łatwy do rozpoznania rak skóry leczony jest jako egzema. To jest ewidentnie brak wiedzy lekarza.

Czy Instytut Onkologii, potężna placówka badawcza i lecznicza, nie mógłby się włączyć w kształcenie studentów?

– Włącza się. Akademie medyczne zlecają nam prowadzenie zajęć ze studentami, ale, jak wspomniałem, w bardzo okrojonym wymiarze. Dano mi kiedyś 45 minut w takim programie na wykład o biologii nowotworów. Tymczasem biologia raka jest tak złożona, a zarazem ważna dla rozpoznawania i leczenia nowotworów, że ten przedmiot powinien zająć kilkadziesiąt godzin. Dla większości lekarzy rak to guz. Leczymy go przez naświetlanie i wycinanie. Tymczasem chodziłoby o to, by rozumienie onkologii rozszerzyć o coś, co amerykanie nazywają medical oncology. Lekarz nie może myśleć o raku jako guzie, który można wyciąć i sprawa załatwiona. Onkolog musi mieć głęboką wiedzę kliniczną i biologiczną. Musi rozumieć, jak rak powstaje, jakie zmiany biologiczne i molekularne zachodzą w komórce rakowej, jak zaatakować pewną ścieżkę metaboliczną komórki rakowej określonym związkiem chemicznym. Musi też mieć podstawową wiedzę genetyczną – mimo całej złożoności genetyki molekularnej.

Prof. Lubiński z Pomorskiej Akademii Medycznej prowadzi bardzo interesujące badania genetyczne w zakresie zapobiegania i wczesnego wykrywania raka.

– To bardzo cenne prace, ale musimy pamiętać, że najwyżej 10 procent nowotworów ma dziedziczne podłoże genetyczne. Znakomita większość nowotworów to są tak zwane nowotwory sporadyczne, których powstanie i rozwój uzależnione są od bardzo wielu czynników. W całym kraju prowadzi się rejestrowanie zachorowań na raka, ale rejestry te są jeszcze dalekie od doskonałości i wciąż nie mamy pełnej wiedzy na temat skali zagrożenia. Od roku 2006 Polska podjęła dziesięcioletni „Narodowy program zwalczania chorób nowotworowych”, na który przeznaczono 3 miliardy złotych. W ramach programu ustawa nakłada obowiązek działań dla rozwoju pierwotnej profilaktyki raka, wdrożenia programów wczesnego wykrywania, zwiększenia dostępności metod wczesnego wykrywania, uzupełnienia urządzeń do radioterapii, rozwoju rehabilitacji, poprawy rejestracji nowotworów, prowadzenia „oświaty onkologicznej”. Ustawa mówi też o rozwoju nauczania onkologii w kształceniu przeddyplomowym i podyplomowym lekarzy. Zwarta i silna grupa, jaką stanowią radioterapeuci, uzyskała 1,6 mld zł na urządzenia do radioterapii (zresztą niezbędnych dla niektórych ośrodków w Polsce), a 1,4 mld zł pozostało na inne cele. Moim zdaniem, znacznie więcej funduszy tego programu powinniśmy przeznaczyć na kształcenie lekarzy i innych zawodów medycznych oraz populacyjne badania przesiewowe. Na terenie Śląska w ramach tego programu chcemy dokształcić nauczycieli biologii ze śląskich szkół, by ci przekazali uczniom wiedzę o raku.

Wróćmy do onkologicznego kształcenia akademickiego. Ile godzin powinien liczyć program nauczania przedmiotu onkologia?

– Co najmniej 100 godzin, a podaję tak małą liczbę tylko dlatego, że uznaję to za realny postulat. Faktyczne potrzeby są znacznie większe.

Rozmawiał Piotr Kieraciński