Książki

Paweł Jasienica, Polska Piastów, Wydawnictwo Prószyński i S−ka, Warszawa 2007.


Dawna wielkość i małość

Czytanie Polski Piastów dzisiaj to czytanie eseju o kraju, który potrafił być wielki, gdy miewał wielkich przywódców. Jasienica pokazuje, jak rzadko się oni trafiali i jak trudno im było przeprowadzać istotne reformy państwa wbrew grupowym interesom możnowładztwa świeckiego i duchownego, a także miejskiego patrycjatu. Przypomina epizody niezwykłe, gdy postać jakiegoś wójta czy biskupa wyrastała tak bardzo, że zaczynała konkurować z władcą. W ostatnim rozdziale, na przykładzie panowania Kazimierza Wielkiego, udowadnia, że nawet przy braku koniunktury, której Piastowie nie mieli właściwie nigdy, można było osiągnąć bardzo wiele, jeśli się miało wizję i odwagę naruszenia interesów wpływowych grup. Pokazuje też, jak daleko w przyszłość potrafili wybiegać władcy średniowieczni, co wydaje się dzisiaj nam, przyzwyczajonym do horyzontu jednej kadencji, nieprawdopodobne.

Polskę Piastów czyta się dziś, gdy znów, jak w średniowieczu, istnieje spójność krajów europejskich, nieco inaczej niż wtedy, gdy książka ta została napisana. Europejskość Polski piastowskiej widać od początku, od Mieszka I. Ileż małżeństw z niemieckimi, skandynawskimi, czeskimi, węgierskimi księżniczkami zawierali polscy królowie i książęta! Na ilu europejskich tronach zasiadały polskie królewny i księżniczki! Z polskich matek narodziło się dwóch europejskich świętych: św. Stefan, król Węgier i św. Olaf, Szwed, król Norwegii, syn siostry Mieszka I. Jasienica, w okresie komunistycznej nocy, przypominał nam, że jesteśmy Europejczykami.

Dziś istotniejsze jest inne jego spostrzeżenie: takie mamy miejsce w Europie, jakie sobie wywalczymy. Pokazuje to na przykładzie Mieszka I, Bolesława Chrobrego, Kazimierza Odnowiciela, Bolesława Śmiałego czy Kazimierza Wielkiego. Nawet, gdy dla doraźnych korzyści lub ze słabości trzeba było przyjąć protektorat cesarski lub czeski, należało prowadzić własną politykę, pamiętać o interesie kraju. Z drugiej strony, opieranie się na dworach niemieckim i czeskim fatalnie wpływało na sytuację Polski.

Książka świetnie obrazuje też związki Polski piastowskiej z Rusią. W okresie rozbicia nie było dzielnicy, na której tronie nie zasiadałaby ruska księżniczka (Bolesław Śmiały był synem księżniczki kijowskiej). Polscy i ruscy książęta pomagali sobie nawzajem w wyprawach przeciw wrogom. Piastowie wiele razy wyprawiali się na Ruś, ale nigdy nie dokonywali jej zaboru, nie niszczyli państwowości.

Słabość sama przyciąga nieszczęścia jak magnes żelazo – pisze Jasienica. Siła Polski leżała w interesie krajów ościennych. Najwięksi cesarze niemieccy – Otton III i Henryk III – popierali silną Polskę. Za Kazimierza Odnowiciela nieistniejące właściwie państwo polskie, splądrowane przez Czechów, Pomorzan i Prusów, pomogły odbudować ościenne mocarstwa – Niemcy i Ruś. Wolały równowagę polityczną zaprowadzoną przez Piastów od chaosu, jaki zapanował po Mieszku II. Polska była potrzebna Europie jako czynnik równowagi.

Jasienica przypomina wielkość i małość dynastii piastowskiej, portretuje męża stanu Bolesława Chrobrego i... Bolesława Rogatkę, który sprzedał ziemię lubuską. Opowiada o okrucieństwie, zbrodniach i bigamiach największych władców. Ocenia ich jednak na podstawie tego, co zrobili dla kraju.

(fig)

Paweł Jasienica, Polska Piastów, Wydawnictwo Prószyński i S−ka, Warszawa 2007.

Kto ma urojenia?

Richard Dawkins jest zażartym propagatorem ateizmu. Jego ostatnia książka Bóg urojony stała się, jak to określił abp Życiński, „skrajnym wyrazem głoszonej przez naukowca apologii ateizmu”. Alister McGrath specjalizuje się w zagadnieniach z pogranicza nauki i religii. Pisząc wraz z żoną polemikę z Bogiem urojonym, wpisał się w ostrą krytykę pracy Dawkinsa, od którego odcina się nawet spora rzesza ateistów. Główne zarzuty oponentów Dawkinsa dotyczą słabych podwalin naukowych Boga urojonego. McGrath wskazuje też na zacietrzewienie Dawkinsa i traktowanie religii przez pryzmat jej fanatycznych, wypaczonych form. To, zdaniem McGratha, stawia jego antagonistę w jednym szeregu z owymi karykaturalnymi odłamami i czyni z niego ateistycznego fundamentalistę.

Książce Dawkinsa McGrath wytyka, że miejscami jest niczym więcej jak zbiorem wygodnych faktoidów, odpowiednio wyolbrzymionych w celu wywarcia maksymalnego wrażenia. Unika formy męczącej litanii poprawek do dzieła swego adwersarza i atakuje go w punktach najbardziej reprezentatywnych.

Wśród stawianych przez Dawkinsa tez jest m.in. ta, iż Bóg to „psychopatyczny zbrodniarz”, wymyślony przez szalonych, otumanionych ludzi. Dlatego ludzie wierzący w Boga są, zdaniem Dawkinsa, dotknięci urojeniami, utracili kontakt z rzeczywistością. McGrath polemizuje z twierdzeniem o infantylności religii. Zarzuca propagatorowi ateizmu, że patologie prezentuje jako normy, a skrajności jako centrum. Oskarża autora Boga urojonego o nienaukowe podejście do tematu. Gdy Dawkins podważa filozoficzne teorie dotyczące istnienia Boga, McGrath precyzuje je i osadza w kontekście, z którego zostały wyrwane. W ten sposób obnaża płyciznę i powierzchowność krytyki Dawkinsa.

McGrath zajmuje się również tezą Dawkinsa, że nauka zadała kłam istnieniu Boga. Wspierając się przykładami autorytetów w dziedzinie nauk przyrodniczych pokazuje, że równanie profesjonalizmu w dziedzinie nauki z ateizmem jest nadużyciem. Posiłkując się argumentami Benetta i Hackera autor podważa naiwny, jego zdaniem, pogląd, że nauka wyjaśnia wszystko. Naukowe teorie tłumaczą jedynie obserwowane w świecie zjawisko, nie zaś sam świat – tak w wielkim skrócie można ująć krytykę nadmiernego zaufania wobec nauki. McGrath pisze też o tzw. pytaniach transcendentnych, wyróżnionych przez laureata Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny – Petera Medawara. Różnią się one od pytań o organizację i strukturę materialnego wszechświata, przynależą do religii oraz metafizyki.

W innej polemice McGrath postanawia obalić tezę Dawkinsa o zepchnięciu religii przez naukę na margines. Pokazując konkretne przykłady naukowców, podważa opinię, że prawdziwi uczeni są ateistami. Ciekawy jest też wątek na temat wojny toczącej się między nauką a religią, o jakiej mówi Dawkins. McGrath pisze za jednym z amerykańskich historyków, że pogląd taki jest „beznadziejnie staroświeckim stereotypem historycznym całkowicie przez naukę skompromitowanym”. Prezentując rozdział dotyczący relacji między nauką a religią McGrath posuwa się do nazwania Dawkinsa „prymitywnym propagandystą antyreligijnym”. Nawołuje przy tym do protestu całego środowiska naukowego przeciw nadużywaniu jego autorytetu.

Beata Maj

Alister McGrath, Joanna Collicutt McGrath, Bóg nie jest urojeniem. Złudzenie Dawkinsa, tłum. Jerzy Wolak, Wydawnictwo WAM, Kraków 2007, seria: Wiara i Nauka.

Gdy dzieci romansują z nauką

Romans kojarzy się z miłosnym zauroczeniem, fantazjami erotycznymi i dążeniem do spełnienia. Czy zatem można mieć romans w wieku 5−12 lat i to w dodatku z nauką? Według Johna Brockmana, pomysłodawcy zbioru esejów Niezwykłe umysły, taka ewentualność istnieje, ale darowana jest tylko nielicznym. I tym „uprzywilejowanym” właśnie – przedstawicielom trzeciej kultury: intelektualistom, którzy w swym pisarstwie przekroczyli przepaść dzielącą nauki przyrodnicze od humanistycznych – Brockman zadał pytanie: „Co takiego wydarzyło się w twoim dzieciństwie, że poświęciłeś się nauce?”. W odpowiedzi otrzymał osobiste, humorystyczne i barwne eseje, które dają możliwość poznania punktu zwrotnego w życiu niektórych współczesnych myślicieli.

Robert M. Sapolsky, profesor nauk biologicznych w Stanford University, zaczyna swój tekst od Wyspy Gilligana, serialu telewizyjnego, który znacząco wpłynął na dalsze życie ośmioletniego wówczas chłopca. Bohaterami serialu były osoby uwięzione przez wiele lat na bezludnej wyspie, wśród nich Profesor, który posiadał w swoim kufrze wszystkie książki, jakie kiedykolwiek zostały napisane. Uczony potrafił odpowiedzieć na najtrudniejsze nawet pytanie, bez przerwy wszystkich ratował, konstruując dzięki swej wiedzy rozmaite urządzenia. Od tamtej pory Sapolsky zapragnął wyrosnąć na Profesora i spędzić życie na badaniach gdzieś na odludziu.

Z kolei Paul C.W. Davies, profesor filozofii przyrody w Macquarie University w Sydney, opowiada, że od zawsze czuł coś takiego, jak powołanie. Wiedział, że urodził się po to, by zostać fizykiem teoretykiem. Powodował nim swego rodzaju niespokojny duch, graniczący z poczuciem przeznaczenia. Jego rodzina była święcie przekonana, że zwariował, bo nauka nie należała do wyposażenia genetycznego Daviesów.

Richard Dawkins, profesor w Oxford University, zastanawia się natomiast, czy do tego, aby zostać zoologiem, nie doprowadziła go książka dla dzieci Doktor Dolittle i jego zwierzęta. Dolittle był naukowcem, najwspanialszym naturalistą świata i myślicielem o niezwykłej wprost ciekawości. Książkowy Doktor stał się dla Dawkinsa idolem i bohaterem, który kształtował jego świadomość społeczną i polityczną. Dzięki niemu marzył, aby umieć rozmawiać ze zwierzętami i mobilizować je do walki z niesprawiedliwością doznawaną od ludzi.

Rodney Brookes, dyrektor Laboratorium Nauk Informatycznych i Sztucznej Inteligencji w MIT, przyznaje się do niezwykłego spadku ambicji. Gdy miał 8 lat, chciał budować maszyny, które potrafiłyby grać w intelektualne gry, tak jak ludzie. Około trzydziestki zaczął próbować imitować zachowania owadów. Teraz marzy mu się odkrycie sekretu robaków

.

Zainteresowania J. Doyne’a Farmera, jednego z pionierów teorii chaosu i złożoności, ukierunkował film Operacja Piorun, w którym Bond ucieka unoszony w powietrze przez rakietę umieszczoną w plecaku. Plecak z rakietą był najfajniejszą rzeczą, jaką w życiu widział, więc postanowił sobie taką zrobić, uprzednio czytając wszystko, co znalazł w lokalnej bibliotece na temat silników odrzutowych i rakiet.

Pomysł Brockmana na stworzenie Niezwykłych umysłów był wielce trafiony. Zwyczajny czytelnik (nie naukowiec i badacz) ma bowiem sposobność poznać 28 mniej lub bardziej poważnych powodów i doświadczeń, dla których najwybitniejsi współcześni myśliciele zaczęli zajmować się nauką. Nie ma bowiem nic bardziej zaraźliwego niż pasja, którą ta książka wprost kipi.

Małgorzata Pawełczyk

John Brockman, Niezwykłe umysły. Jak w dziecku rodzi się uczony, tłum. Elżbieta Kołodziej−Józefowicz, Wydawnictwo Prószyński i S−ka, Warszawa 2007.

Konkurencja pomiędzy szkołami wyższymi

Mam (...) wrażenie, że spora część środowiska akademickiego nie zauważa istotnej zmiany i wciąż uważa, że będzie tak, jak było w latach 90., tylko lepiej, bo pojawią się duże środki z UE, możliwe do wykorzystania przez szkoły wyższe (...), a w najbliższych latach wzrosną środki publiczne na badania naukowe. Moja teza jest jednoznaczna – łatwo i dobrze to już było (...). Będzie coraz trudniej i to nie tylko dla założycieli i organów zarządzających szkołami prywatnymi, ale i dla większości uczelni państwowych. Te słowa Krzysztofa Pawłowskiego, rektora WSB−NLU w Nowym Sączu, pokazują wagę dyskusji nad obliczem kształcenia w szkołach wyższych w Polsce. Każdy, kto zetknął się ze szkolnictwem wyższym, przyzna, że jest to rzeczywistość skomplikowana. Z jednej strony liczne rankingi prasowe, których wyniki zadziwiają często tych, co znają „od podszewki” konkretną szkołę, z drugiej częste sukcesy komercyjne szkół słabo kształcących, a trudności szkół o wysokim poziomie nauczania. Do tego rosnąca konkurencja między szkołami.

Właśnie tej konkurencji poświęcona była XXII Ogólnokrajowa Konferencja Fundacji Edukacyjnej Przedsiębiorczości Konkurencja na rynku usług edukacji wyższej (22−23 czerwca 2006 w Łodzi). Książka zawiera materiały z tej konferencji zgrupowane w trzech częściach: Zalety i wady ograniczenia konkurencji w sektorze usług edukacji wyższej, Konkurencja i współdziałanie uczelni państwowych i prywatnych oraz Działania ułatwiające uzyskanie przewagi konkurencyjnej.

Tu zajmiemy się kilkoma kwestiami z pierwszej części książki. Wydaje się bowiem, że rozstrzygnięcie, na czym ma polegać konkurencyjność wyższych uczelni, ma decydujące znaczenie dla dalszych rozważań, przy czym sprawa daleko wykracza poza wymiar czysto ekonomiczny. Przede wszystkim dziwią słowa „ograniczenie konkurencji”. Prawie wszyscy autorzy podkreślają bowiem zalety konkurencji pomiędzy szkołami wyższymi, choć w różnych rzeczach widzą te zalety. O ograniczeniu konkurencji właściwie niewiele można znaleźć rozważań. Przy tym konkurencyjność rozumiana jest dość płasko – jednoaspektowo, jako konkurencyjność ekonomiczna. Tymczasem w rozważaniach autorzy trochę zapominają, że „rynek usług edukacyjnych” w Polsce rozpada się na dwa właściwie nieporównywalne segmenty: bezpłatne i najczęściej na dużo wyższym poziomie szkoły publiczne oraz płatne prywatne, „zagospodarowujące” (nie zawsze, choć często) młodzież, która nie dostała się na studia bezpłatne. Ten fakt w ogólnym bilansie determinuje sytuację, że szkoły publiczne są właściwie bezkonkurencyjne. Albo więc tytuł winien być węższy (np. „Konkurencja na rynku płatnych usług edukacyjnych”), albo temat został nieco spłaszczony, być może przez dominujący wśród autorów głos ekonomistów. Dodajmy jeszcze jedną uwagę: książka razi trochę źle rozumianą akademickością (ogólnikowość stwierdzeń, np. „konkurencja, współzawodnictwo, rywalizacja – wszystko to ma podobne znaczenie”, wiele zestawień i tabel nie poddawanych analizie itp.).

Książka budzi niedosyt. Nie uwzględnia odniesień do pozaekonomicznych funkcji uczelni, takich jak wychowawcze, kulturotwórcze czy socjalizujące, które mogą wpływać również na pozycję danej uczelni „na rynku usług edukacyjnych”. W jaki sposób konkurować, żeby tych aspektów nie zagubić, oto jest pytanie, być może na następną konferencję.

Marek Lechniak
Konkurencja na rynku usług edukacji wyższej. Materiały konferencyjne, pod red. Jerzego Dietla i Zofii Sapijaszki, fundacja edukacyjna przedsiębiorczości, Łódź 2006.

Media się zmieniają

Tematem zeszytu są zagadnienia związane z wpływem środków masowego przekazu na wszelkie aspekty życia współczesnego świata.

Maciej Mrozowski z SWPS w tekście Media masowe a wyobraźnia techniczna zwraca uwagę na rolę mediów w procesie formowania świadomości technicznej oraz na sposób kształtowania mentalnych reprezentacji zjawisk tak, by narzucić odpowiednią na nie reakcję. Technika to integralna część naszej rzeczywistości, jest wszechobecna, staje się przedmiotem wielu dyskursów, a media traktują ją w trojaki sposób. Pierwszy ujmuje technikę jako narzędzie usprawniające ludzkie działanie, drugi jako składnik nowoczesnej cywilizacji przemysłowej, trzeci wprowadza pewną innowację w zakresie poszukiwania rozwiązań oraz konstruowania urządzeń. Badając stosunek współczesnego społeczeństwa do techniki, mówić można o jej wtórnej humanizacji. Człowiek nie jest w stanie nadążyć za tempem zmian technologicznych, więc wykorzystuje tylko część ich potencjału, nie interesując się zastosowanymi rozwiązaniami. Innowacje techniczne podnoszą komfort życia, a ich oryginalna estetyka rekompensuje brak rozumienia sposobu funkcjonowania. Technika jest również modelowana przez kulturę popularną, nadającą jej znaczenie wyższego rzędu. Częstym zabiegiem jest umiejscowienie jej w strukturach narracji fabularnych. Rozwój gatunku science fiction świadczy o rosnącej wierze w potęgę techniki. Staje się ona jednym z centrów zainteresowania współczesnego konsumpcjonizmu społecznego.

Stanisław Wieczorek z warszawskiej ASP w artykule Media i wyobraźnia definiuje wyobraźnię jako zdolność do przetwarzania i wzbogacania śladów doświadczeń, umiejętność tworzenia wyobrażeń sytuacji oraz przedmiotów dotąd nieznanych. Wyróżnia też dwa jej rodzaje: odtwórczą oraz twórczą. To właśnie wyobraźnia jest, obok percepcji, głównym czynnikiem wpływającym na efekt wytworu plastycznego. Nieocenioną inspiracją jest osobiste spotkanie ze sztuką, niestety nacechowane wieloma ograniczeniami. W takich sytuacjach w świat sztuki wkraczają media, oferujące źródło natchnienia w postaci fotografii i filmu, którymi można z łatwością manipulować. Czy dobre oprogramowanie i umiejętność kompilacji wyeliminują wyobraźnię ze świata sztuki?

Dramaturgia języka mediów Jacka Wasilewskiego z UW to próba pokazania sposobu konstruowania rzeczywistości medialnej w dramaturgicznym ujęciu. Wszystkie formy ludzkiej komunikacji zawierają w sobie element opowiadania czy narracji. Narracje mass mediów tworzone są w wielu kodach werbalnych, wizualnych oraz symbolicznych. Rywalizacja między poszczególnymi mediami, zmierzającymi do podnoszenia stopnia atrakcyjności przekazu, wymusiła wprowadzenie dramaturgii języka. Oznacza to nadanie tekstowi formy dramatu, czyli przedstawienie postaci bezpośrednio w działaniu. Dramat składa się z kolejnych odsłon, po których opuszczeniu w umyśle odbiorcy znika pojęcie przypadku, nagle wszystko wynika z motywów bohatera. Osiągnięta w ten sposób dramaturgia jest efektem stworzenia odpowiedniej konstrukcji. Również informacje o potencjale medialnym muszą spełniać kryteria dramatyczności. W świetle tego wartość informacyjną wiadomości określać będą: konflikt, personalizacja, kwestia identyfikacji pozytywnej bądź negatywnej, zwroty akcji i niespodzianki oraz ciągłość.

Aleksandra Drozd
Obraz postępu i zagrożeń cywilizacyjnych w mediach, instytut problemów współczesnej cywilizacji, Warszawa 2007, seria: Zeszyty IPWC.