Nauka pełna pomysłów

Wiesław Studencki


Wygląda na to, że dzieje się coś dobrego. Rośnie – a właściwie już wyrosło – nowe pokolenie polskich naukowców. Wygląda ono ze wszech miar obiecująco. Dlaczego wyrosło i dlaczego wygląda obiecująco? – to dobre pytania dla socjologów nauki. Stało się to bowiem wbrew powszechnym i w oczywisty sposób słusznym narzekaniom na kondycję polskiej nauki, niedofinansowanej, drenowanej przez odpływ najlepszych mózgów, nienadążającej za światową czołówką i skostniałej w swych starych strukturach i nierzadko bizantyjskich obyczajach.

Pomysłowy eksperyment

Skąd wieje optymizmem? Mam niewątpliwe szczęście zajmować się jednym z elementów 7. Programu Ramowego o pociągającej nazwie „Pomysły”. 7.PR to wielki fundusz unijny, finansujący badania naukowe. To trzeci pod względem wielkości budżet Unii – po wydatkach na rolnictwo i fundusze strukturalne – dysponujący 50,5 mld euro do wydania w ciągu 7 lat (do 2013).

„Pomysły” to jeden wielki eksperyment. Naukowcy dostali 7,5 mld euro i sami mają decydować o sposobie ich rozdysponowania: w ich imieniu i dla dobra nauki czynić to będzie 22−osobowa Europejska Rada Badań (której członkiem jest prof. Michał Kleiber). Kto i na co dostanie te pieniądze? Zasada jest prosta: najlepsi naukowcy na najlepsze projekty. Niezależnie od dziedziny badań, niezależnie od tego, czy będą to badania „podstawowe”, czy „stosowane”; ten tradycyjny podział zanika oto na naszych oczach. Mają to być badania poznawcze, ambitne, przełomowe, wnoszące nowy wkład do nauki, a jednocześnie ryzykowne – o rezultacie trudnym do przewidzenia. Jeśli jednak zakończą się powodzeniem, zmienią widzenie świata i nasze życie. Mówiąc z pewną przesadą, ma to być wylęgarnia noblistów.

Nowością jest także i to, że 1/3 budżetu „Pomysłów” przeznaczona będzie dla młodych naukowców, którzy otrzymają pełną samodzielność i niezależność w kierowaniu projektami, merytoryczną i finansową. Dla nich też otwarty został pierwszy konkurs projektów.

Nie jest zaskoczeniem, że „Pomysły” wzbudziły wielkie zainteresowanie w środowisku. Możliwość starania się o fundusze na badania w dziedzinach, które dotąd były pomijane w programach europejskich, rozbudziła wielkie nadzieje. Chętnych do składania wniosków jest wielu, tym bardziej że opis projektu nie musi (wręcz nie może) być długi.

Program jest nowy, toteż wiele jest niewiadomych i wątpliwości. Wraz z kolegami spotykam się więc z wszystkimi chętnymi, którzy przygotowując wniosek natknęli się na trudności i próbujemy razem znaleźć najlepsze rozwiązanie.

Przed moimi oczami przewinęło się już kilkadziesiąt osób. Młodych doktorów z kilkuletnim stażem, bo takie są wymogi pierwszego konkursu (drugi będzie dla doświadczonych, samodzielnych badaczy). Osób emanujących zaraźliwym entuzjazmem i optymizmem.

Cóż więc dobrego się dzieje?

Kultura projektowa

Od kilkunastu lat pracuję w takim czy innym programie europejskim, obserwując środowisko naukowe i zachodzące w nim zmiany. Oczywiście, nie są to żadne systematyczne obserwacje, mające walor obiektywizmu. To czysta amatorszczyzna i to, co piszę, odnosi się do niereprezentatywnej próbki, ale myślę, że obrazuje pewien trend i nowe zjawiska.

Zacznę od tego, że narodziła się „kultura projektowa”, o której tylekroć mówił, i do niej zachęcał prof. Kleiber. Spojrzenie na badania przez pryzmat projektu – mającego swój cel, ograniczonego w czasie, którego rozmaite zadania przypisane są wielu osobom i zespołom. I którego budżet trzeba umieć skonstruować, a następnie umiejętnie wykorzystać.

Moi rozmówcy poruszają się w tym projektowym krajobrazie bez większych problemów. Co zaś najważniejsze – i tu widzę przełom – nie zraża ich perspektywa niepowodzenia. Jest dla nich sprawą w pełni naturalną, że trzeba podejmować wiele prób, składać projekty do wielu programów, poprawiać je wedle wskazówek ekspertów oceniających i próbować znów. Są w pełni świadomi ogromnej konkurencji i małej szansy zaakceptowania projektu. Chcą się sprawdzić w trudnym konkursie i dla wielu z nich jest to czynnik stymulujący, a nie zniechęcający.

Gdzie i za ile?

Wspomnę jeszcze o dwóch zjawiskach, nieoczekiwanych, a więc zaskakujących. Program „Pomysły” pozwala na realizację projektu w dowolnej europejskiej instytucji naukowej (ściśle rzecz biorąc, w kraju członkowskim lub stowarzyszonym z Unią). Znając powszechny, wydawałoby się, pęd do przedkładania zagranicznych ośrodków nad polskie, można się było spodziewać, że ta „polityka otwartych drzwi” zachęci wiele osób do kilkuletniego wyjazdu do renomowanego instytutu za granicą. Tym bardziej że poziom naukowy instytutu jest przedmiotem oceny. Nic takiego się jednak nie dzieje. Spośród ponad 100 osób, z którymi miałem kontakt (osobisty, telefoniczny czy mailowy), tylko jedna planowała wyjazd za granicę, z czysto merytorycznych zresztą powodów.

Decyzja pozostania w kraju jest w pełni świadoma. Młodzi doktorzy znakomicie orientują się w literaturze zagranicznej, znają czołowe autorytety w swej dziedzinie. Wszystkim niemal zadaję pytanie, czy nie obawiają się konkurentów, pracujących nad tym samym zagadnieniem. Wiadomo przecież, że w szybko rozwijających się naukach trwa wielki wyścig. Wszyscy są pewni oryginalności swego pomysłu i dostatecznie wysokiego poziomu macierzystej uczelni czy instytutu.

Kolejna zaskakująca, a przy tym delikatna sprawa. Wynagrodzenie. Praca przy danym przedsięwzięciu ma być w pełni finansowana z jego budżetu. A projekty finansowane przez „Pomysły” mają być przynajmniej świetne, a najlepiej genialne. Można by się więc spodziewać jakiegoś nacisku ze strony autorów projektów na szczególne traktowanie i ponadprzeciętne wynagradzanie. Polskie przepisy pozwalają na wyższe stawki za pracę na rzecz projektów europejskich, jest to wszakże możliwość nowa, a naukowcy są jej w dużej mierze nieświadomi. I mile ich ona zaskakuje. Nie twierdzę, że tak być powinno i nie jest moją intencją dostarczanie argumentów zwolennikom niskiego poziomu finansowania polskiej nauki. Chodzi mi jedynie o wyjątkowo czytelną ilustrację tego, że wielu naukowców zabiega przede wszystkim o odpowiedni poziom finansowania swego planu, uznając wynagrodzenie za sprawę ważną, lecz nie pierwszorzędną.

Znana specyfika

Czy młodzi naukowcy, entuzjastyczni i optymistyczni, niczego się więc nie obawiają, myśląc o przyszłej realizacji swego konceptu? W rozmowach powtarza się jedna wątpliwość. Czy mianowicie służby administracyjne i finansowe naszych uczelni oraz instytutów będą na tyle sprawne, by zapewnić najlepszym pomysłom gładki przebieg i bezkonfliktowe rozwiązania nietypowych spraw? Można chyba na to liczyć, bo przecież po wielu już latach pracy z projektami europejskimi księgowi i kwestorzy są dobrze obeznani ze specyfiką kontraktów unijnych. Młodzi uczeni będą też mieli w ręku silny argument: zobowiązanie instytucji do udzielenia wszelkiego wsparcia i zapewnienia im pełnej odpowiedzialności za realizację projektu, a także dodatkową umowę, określającą szczególne obowiązki instytucji.

Konkurencja będzie silna. Wiemy już, że wpłynęło w sumie ponad 9100 wniosków, a zaakceptowanych zostanie może 200, a może 300. W szranki stanęli nie tylko naukowcy europejscy. Konkurs otwarty jest dla wszystkich uczonych z całego świata, pod warunkiem, że projekt będzie wykonany w kraju unijnym lub stowarzyszonym z UE.

Wypada więc życzyć młodemu pokoleniu, by ich pomysły ożywiły umysły oceniających ekspertów.

Wiesław Studencki, Krajowy Punkt Kontaktowy Programów Badawczych UE