Tematy akademickie – R.M.

Zaprzyjaźniony Redaktor M.


Tyle się ciągle dzieje wokół nas, że trudno nadążyć z obracaniem się w stronę kolejnych newsów. Kiedy zaś spojrzeć na sprawy akademickie nieuzbrojonym okiem zewnętrznego obserwatora, wydają się one niemal nieobecne w publicznym dyskursie. O naszych uczelniach słyszymy na początku października, kiedy brzmi „Gaudeamus”. A potem? Nauka potrafi jeszcze lepiej ukryć się przed wzrokiem prostych ludzi, chyba że polscy uczeni wynajdą lek przeciwbólowy silniejszy od morfiny, a nie uzależniający. Ale takie przypadki nie zdarzają się zbyt często. Na co dzień zaś? Czasem uda się wypatrzyć autorytet naukowy wypowiadający się w obronie Doliny Rospudy, nie do końca udanego przepisu prawnego bądź kontrowersyjnej teorii ekonomicznej.

Nie ma rady, jeśli chce się mieć orientację w sprawach szkolnictwa wyższego i nauki, trzeba czytać „Forum Akademickie”. Przekonałem się o tym osobiście. Nagle okaże się, że ustawa „Prawo o szkolnictwie wyższym” jest dokumentem żywym, gorąco dyskutowanym i dogłębnie analizowanym. Model zarządzania uczelniami wzbudza nie mniejsze emocje, zwłaszcza że algorytm dotacji budżetowych, akredytacja i nadchodzący niż demograficzny straszą niektóre z nich czarną dziurą niebytu. Konstytucyjny zapis o nieodpłatnym kształceniu traci swą wagę w starciu z innym, głoszącym konieczność równego dla wszystkich dostępu do licencjatu czy magisterium.

Polska nauka, z jednej strony, tkwi w nie najnowocześniejszych, delikatnie mówiąc, strukturach instytucjonalnych (przy czym problem oceny placówek naukowych i poszczególnych uczonych niejednemu spędza sen z powiek) i nie może znaleźć wspólnego języka z przedstawicielami przemysłu, z drugiej strony jednak coraz mocniej i skuteczniej puka do drzwi europejskich programów finansujących badania i może się pochwalić znakomitą niekiedy współpracą z doświadczonymi, lepiej zorganizowanymi i opłacanymi badaczami z Zachodu czy zza oceanu.

Mało tego, wszystkie wspomniane tematy – i wiele innych jeszcze – potrafią być poruszone na łamach jednego tylko numeru „Forum Akademickiego”. Niemożliwe? Przekonajcie się sami.

Zaprzyjaźniony Redaktor M.