Technika a społeczeństwo
Czy burzliwy rozwój nauk przyrodniczych, technicznych i technologicznych przysparza pojedynczemu człowiekowi i społeczeństwu tylko dobrodziejstw, czy też jest lub może być niebezpieczny i stanowi zagrożenie dla rozwoju osobowości?
Owych zagrożeń upatruje się poprzez nieprzystosowanie w dwóch sferach osobowości ludzkiej. Chodzi o tzw. sferę tymiczną, czyli uczuciową (thymos – serce, uczucie) i tzw. sferę froniczną, czyli rozumową (phronesis – rozum). Przystosowanie pierwsze oznacza urozmaicenie i satysfakcję oraz obawy i niepokoje egzystencjalne jednostki, co jest także wykładnikiem zdrowia psychicznego. Przystosowanie drugie oznacza racjonalny ład i precyzję oraz możliwości monotonii i uciążliwości doskonałości intelektualnej. Obie sfery mogą być w konflikcie wzajemnym, a ich harmonia jest wykładnikiem jakości komunikacji człowieka ze światem rzeczy i celowości otwarcia na świat rzeczywisty (także techniczny) poza człowiekiem. Zrównoważona harmonia tworzy nas jako osobową odrębność. Skutek tego nazywany bywa potocznie niepowodzeniem lub szczęściem człowieka w życiu.
Ofiara i niewolnik
Człowiek w ciągu swojego historycznego rozwoju, zgodnie stwierdzają etnolodzy, psychologowie, psychiatrzy, dąży do perfekcji rozumu przy zaniedbaniu sfery emocjonalnej i instynktu. Głosi się, że wszystko, co irracjonalne, pochodzi ze sfery tymicznej i powinno być zredukowane, usystematyzowane, uzasadnione i usprawiedliwione przez sferę froniczną. Występuje wtedy tzw. deficyt ludzki. Zauważa się występującą przeciwstawną potrzebę zredukowania przesadnej racjonalizacji życia (deficytu), aby ochronić jego siły witalne na poziomie tymicznym. Wydaje się jednakże być optymalnym pewien stan deficytu ludzkiego. Siły, które rozwijają technikę, chociaż są siłami o charakterze ludzkim, zmuszają człowieka do sprostania coraz większym przeciwnościom. Obok entuzjazmu w rezultatach podboju przyrody (tempo przetwarzania informacji, poruszania się, życia osobowego itp.) mamy taki porządek świata, gdzie bohaterami są: gwałt, nienawiść, wojna, głód itd. Pytanie o rozmiar deficytu ludzkiego jest otwarte i szuka pilnej odpowiedzi.
Najbardziej daje się odczuć deficyt emocjonalny (tymiczny), czyli utrata więzi uczuciowej (kontaktu człowieka z człowiekiem, w rodzinie itp.) w natłoku środków technicznych, na których człowiek nie może już polegać i mieć do nich osobistego stosunku. Popada w świat bez stabilizacji emocjonalnej, czuje się ofiarą i niewolnikiem stworzonego przez siebie porządku, zatracając swoją autentyczną personalną egzystencję.
Inne zagrożenie techniką wypływa ze stresu innowacyjnego. Konflikt pojawia się, gdy uświadamiamy sobie trudność czy bezradność sytuacji przymusowych, z których nie udaje się wyjść za pomocą środków zrutynizowanych. Pojawia się stan wzmożonej mobilizacji energii psychicznej, jako reakcja na sytuację innowacyjną, co przy gwałtowności i niekorzystnej dynamice zmian prowadzi do wyczerpania i chorób psychicznych. Największa w przyrodzie plastyczność zachowania człowieka posiada ograniczenia, takie jak: sztywność nawyków, rutyna, system przekonań itd. Ale największym ograniczeniem plastyczności jest sfera tymiczna człowieka, która nie jest w stanie nadążać za wysoką dynamiką zmian powodowanych przez technikę i technologię.
Ostatnim zagrożeniem byłoby niebezpieczeństwo scjentyzmu, jako kultu nauk ścisłych rozciągniętego na wszystkie bez wyjątku dziedziny życia ludzkiego. Uczonego przesadnie stawia się w roli wyroczni i ostatecznego sędziego, zarówno w nieograniczonym postępie i podboju kosmosu, jak i humanistycznych wartości kultury oraz moralności.
Niebezpieczeństwo nie polega na tym, jak przestrzega W. Frankl, że naukowcy się specjalizują, lecz na tym, że specjaliści generalizują swoje specjalizacje.
Sakralizacja prawd nauk szczegółowych, które po zabiegu uogólnienia mają zastąpić ambicje i wizje humanistów, jest intelektualnie i moralnie nieusprawiedliwiona. Ogólności kwestii etycznych czy humanistycznych nie sposób badać za pomocą szczegółowych, doraźnych i wyrywkowych eksperymentów, realizowanych w naukach przyrodniczych albo technicznych, albowiem do tych uogólnień nie wiodą przesłanki empiryczne.
we WŁAŚCIWYCH granicach
Powstało wiele opracowań na temat zagrożenia naturalnego środowiska człowieka – np. raporty: U Thanta, Mentoński, Brooksa, Klubu Rzymskiego itp. – a także wystąpień pod hasłem zero growth (zero wzrostu) oraz wiele innych przestróg i orędzi. Analogicznie do degradacji środowiska biologicznego, możemy mówić o degradacji środowiska psychicznego (wrażliwości) człowieka. Bardzo żywej aktualności nabiera problematyka ogólnej teorii wartości życia, nastawionego na dominację celów pozamaterialnych, gdzie nadrzędną wartością staną się szanse psychiczne człowieka i rozkwitu jego osobowości.
Nie mamy dotychczas wyspecjalizowanej nauki ogólnej o jakości i wartości życia ludzkiego, nie mamy pomysłu na ogólną miarę cywilizacji albo odrębnego, obiektywnego, globalnego i humanistycznego „wskaźnika dobrobytu”, który wyparłby różne uszczegółowione oceny lub wskaźniki „wzrostu za wszelką cenę”.
Nauki techniczne, poprzez swoje osiągnięcia i wytwory, są szczególnie zmysłowo atrakcyjne, a ich aktualne możliwości rozwoju znacznie przekroczyły możliwości rozpoznawania i dostatecznego zrozumienia tego, co i po co robią technicy i uczeni. Lawinowo rosnące sukcesy techniki stają się niekontrolowane, przekraczają zdolności ludzkiej percepcji, a dostosowanie psychologiczne (tymiczne), refleksja intelektualna i procesy kwalifikacji (froniczne) oraz oceny moralne nie nadążają. Pęd do konsumpcji wiedzy i techniki staje się spontanicznie ślepy.
Powstają jednakże ruchy społeczne i organizacje oraz akty prawne, które przestrzegają przed niekontrolowaną wolnością badań naukowych i stosowaniem wiedzy, która zagrażałaby istnieniu i godności człowieka, co przynosiłoby szkodę, a nie pożytek. Nabiera już pewności przekonanie, że nauka i technika wtedy i tylko wtedy służą człowiekowi, kiedy uprawiane są we właściwych społecznie granicach oraz przestrzegają zewnętrznych i uniwersalnych (uwarunkowanych) przyrodniczych, kulturowych i moralnych norm. Niektórzy oceniają nawet, że nastaje wiek nauki niebezpiecznej i należy dać temu odpór. Musi pojawić się więc obszar obywatelskiego współdziałania w celu kontroli aktywności uczonych i techników w zakresie działań innowacyjnych.
Trzeba technice przywrócić klasyczny system humanistycznych wartości. Kultura techniczna ma być skierowana nie na rzeczy, lecz na człowieka, na takie aspekty życia, jak: satysfakcja, twórczość, zabawa, intymność, modlitwa, przyjaźń, miłość itp.
Człowiek przyszłości
Jawi się zatem sensowność postulatu ascezy innowacji i model człowieka jako homo ockhamiensis (od tzw. brzytwy Ockhama). Człowiek taki pragnie zachować swoją indywidualność, wewnętrzną ciszę i potrzeby psychiczne, przed druzgocącym nadmiarem technologii, którą musi dźwigać jako balast. Trzeba tutaj szczególnie uczulić uczonych techników na redukcję i eliminację w poznaniu naukowym problemów pozornych i spekulatywnych, prowadzących do pseudorozwiązań, które jakże często grają tylko rolę intelektualnej igraszki uczonego.
Drugi postulat to zasada niezbędnego minimum irracjonalności, wymierzona przeciwko scjentyzmowi, jako kultowi czy wręcz sakralizacji nauk ścisłych (w tym technicznych). Bo taki jest już człowiek, że jego istota domaga się ochrony intymności życia oraz niezbywalnego i niezastępowalnego bezpieczeństwa psychicznego.
Trzecia sprawa to postulat „człowieka prostomyślnego”. Chodzi o to, żeby człowiek nie uczył się tylko myśleć abstrakcyjnie, spekulatywnie, lecz raczej uczył się „prosto myśleć”, głęboko, naturalnie, tzn. posiadał umiejętności przechodzenia od refleksji z pozycji społeczeństwa, do refleksji z pozycji człowieka i bliźniego, od oceny z pozycji wielkiego humanizmu do oceny z pozycji własnych i zbiorowych ludzkich spraw.
Prostomyślność człowieka zawarta jest w jego emocjonalności. Człowiek, przekształcając świat za pomocą techniki, powinien swoje doznania jako homo technologicus przeżywać radośnie, jako uzupełnienie i wzrost naturalnych potrzeb do bycia homo emotionalis, a poprzez rozumność wzrastać do pełnego bycia homo sapiens w celu zapewnienia poprawnego funkcjonowania i pewności instynktów w rozwoju osobowości.
Wyłania się więc obraz człowieka przyszłości, w którym istnieje niejako dwóch ludzi. Jeden to człowiek o niepoznawalnej strukturze wewnętrznej, marzyciel i irracjonalista, a drugi to człowiek techniki, hołdujący podbojom świata zewnętrznego (technik, konstruktor, uczony, innowator). Nieustannie przeskakujemy od jednego do drugiego rodzaju egzystencji, aby – ostatecznie i z konieczności, ale na ogół nieoptymalnie – zrównoważyć przystosowanie na tych dwóch poziomach i nie obrócić się w zbiorowisko technokratów, robotów, cyborgów.
Ze względu na ogromną złożoność problemów, zachodzi potrzeba powołania nowej działalności naukowej o nazwie eutyfronika, wyjaśniającej problematykę zrównoważonego przystosowywania życia jednostki w systemach technicznych. Nazwa tej nowej nauki pochodzi od greckiego słowa euthyphron, które oznacza: szczerość, bezpośredniość, prostomyślność, empatię, asertywność i to wszystko, co wyraża najgłębsze cechy osobowe człowieka.
Eutyfronika apeluje do wzruszeń, uczuć i żarliwości podmiotu ludzkiego, czyli dotyczy tzw. wskazań ciepłych. Oś rozwoju osobowości zimny – ciepły, jak uznają liczni badacze tego problemu, jest podstawowym narzędziem oceny osobowości i zdrowia psychicznego człowieka. Do działalności na rzecz rozwoju tej nowej nauki należy wciągać szerokie rzesze techników, inżynierów i uczonych z różnych specjalności.
Jednakże, jakiekolwiek mielibyśmy obawy i lęki przed techniką, trzeba bezwzględnie przyznać, że technika uczestniczy najpotężniej w dziele tworzenia cywilizacji, a zagrożenia z nią związane staną się niegroźne przez jej uczłowieczenie. Ludzki świat bez techniki byłby pusty, tak jak bez humanizmu byłby ślepy. Będzie to, jak się wydaje, główna dychotomia kształtująca kulturę III tysiąclecia.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.