Racje drugiej strony
Zawarte w artykule stwierdzenie „WAT i AMW przyjęły sporą liczbę studentów cywilnych, natomiast ograniczyły liczbę studiujących wojskowych” sugeruje, że wymienione uczelnie z własnej inicjatywy zmniejszyły liczbę studentów wojskowych. Tymczasem był to efekt polityki Ministerstwa Obrony Narodowej. Zgodnie z przyjętą w roku 2002 koncepcją reformy szkolnictwa wojskowego, kandydaci na oficerów mieli się rekrutować spośród absolwentów uczelni cywilnych. Pierwszy stopień oficerski mieli uzyskiwać po rocznym przeszkoleniu w Studium Oficerskim w Wyższej Szkole Oficerskiej Wojsk Lądowych we Wrocławiu lub Wyższej Szkole Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie. Przyjęcie takiej koncepcji pociągnęło za sobą decyzję o wstrzymaniu naboru na studia wojskowe w uczelniach wojskowych.
Zgodnie z decyzją MON (nr 105 z kwietnia 2002), Wojskowa Akademia Techniczna miała zostać przekształcona w uczelnię cywilną. Jednak ostatecznie Sejm, przyjmując ustawy o utworzeniu Wojskowej Akademii Technicznej, Akademii Marynarki Wojennej i Akademii Obrony Narodowej, zadecydował w lutym 2003, aby pozostawić te uczelnie w nadzorze MON. Stworzył jednocześnie prawną możliwość kształcenia w tych uczelniach osób cywilnych. Nie jest zatem tak, jak stwierdzono w artykule, że „ktoś, kiedyś, z pewnością w dobrej intencji, przyjął do uczelni wojskowych cywilnych studentów. Stąd cały ten ambaras”. To najwyższa władza Rzeczypospolitej uznała, że uczelnie wojskowe są dobrem ogólnospołecznym i w sytuacji zmniejszenia zapotrzebowania na kształcenie przyszłych oficerów powinny służyć swoim potencjałem dydaktycznym ogółowi chcącej się kształcić młodzieży.
Dotacja i profil
Autor artykułu powtarza nieprawdziwą tezę byłego min. Sikorskiego, że to resort obrony narodowej łoży na kształcenie studentów cywilnych w uczelniach wojskowych. W ustawach z 27 lutego 2003 o utworzeniu WAT, AMW i AON znalazł się zapis mówiący, że minister właściwy ds. szkolnictwa wyższego, w porozumieniu z ministrem obrony narodowej, corocznie ustala i przekazuje do uczelni wojskowych dotację na kształcenie osób cywilnych. Dzięki tej dotacji, środkom uzyskiwanym przez uczelnię z kształcenia studentów cywilnych na studiach niestacjonarnych oraz środkom pozyskiwanym przez uczelnię z prowadzenia prac badawczych udało się zachować potencjał WAT w sytuacji, kiedy dotacja ze strony MON zmniejszyła się w latach 2002−06 o 60 proc. W roku 2006 dotacja MON stanowiła jedynie ok. 40 proc. przychodów uczelni, zaś w roku 2007 jej udział spadnie do ok. 35 proc. Nieprawdziwe jest zatem w odniesieniu do WAT stwierdzenie, że: „resort obrony nadal w większej części finansuje te uczelnie”.
Dotacja, którą otrzymują uczelnie wojskowe z MON, pokrywa koszty działania uczelni jako jednostki wojskowej, w tym koszty zakwaterowania, wyżywienia i umundurowania studentów wojskowych i uczestników kursów, koszty kształcenia i szkolenia wojskowego studentów wojskowych oraz koszty prowadzenia kursów. Warto dodać, że zadania dydaktyczne w zakresie prowadzenia kursów dla MON, w tym kursów językowych, wielokrotnie przekraczają w chwili obecnej zadania realizowane w WAT w zakresie kształcenia studentów wojskowych. Twórcy koncepcji reformy szkolnictwa wojskowego dopuścili się manipulacji podając do opinii publicznej koszt kształcenia jednego studenta wojskowego, obliczony jako iloraz dotacji do uczelni i aktualnej liczby studentów wojskowych. W efekcie dla WAT podano roczny koszt kształcenia 1 studenta równy 346 tys. zł. Faktyczny koszt wynosi ok. 42 tys. zł, z czego ok. 18 tys. zł to koszt kształcenia, ok. 5 tys. zł – koszt szkolenia wojskowego, zaś ok. 19 tys. zł – koszt utrzymania.
Zdaniem autora omawianego artykułu, zadaniem uczelni wojskowych jest „przede wszystkim kształcić oficerów i prowadzić badania na rzecz obronności”. Nikt nie może zarzucić WAT, że nie prowadzi badań na rzecz obronności. Jest to największy ośrodek badawczy w zakresie techniki wojskowej w kraju, którego osiągnięcia są powszechnie znane. Komentarza natomiast wymaga postulat ograniczenia zadań dydaktycznych uczelni wojskowej do kształcenia kandydatów na oficerów i doskonalenia zawodowego oficerów. Obecna wielkość i struktura Sił Zbrojnych RP sprawia, że roczne zapotrzebowanie na nowych oficerów nie przekracza liczby 650. W tej liczbie jest ok. 50 oficerów o wykształceniu prawniczym, medycznym lub teologicznym (kapelani), których nie ma możliwości kształcić w uczelniach wojskowych. Pozostaje grupa ok. 600 kształconych na potrzeby 10 korpusów osobowych: ogólnowojskowego, łączności i informatyki, radiotechnicznego, rakietowego i artylerii, przeciwlotniczego, inżynierii wojskowej, obrony przed bronią masowego rażenia, lotnictwa, marynarki wojennej i logistyki. Zakładając pięcioletni cykl kształcenia (łącznie I i II stopień studiów), otrzymuje się liczbę ok. 3000 kształconych studentów wojskowych. Obecny potencjał kadrowy samej Wojskowej Akademii Technicznej pozwala na kształcenie ok. 7000 studentów na studiach stacjonarnych (przy zachowaniu relacji właściwej dla najlepszych polskich uczelni technicznych, tj. ok. 10 studentów na 1 nauczyciela akademickiego). Zatem przykrawając szkolnictwo wojskowe jedynie do potrzeb kształcenia dla MON, należałoby uczelnie wojskowe drastycznie zredukować. W sytuacji wzrastającego zapotrzebowania na inżynierów dla polskiej gospodarki, redukowanie dobrej uczelni technicznej byłoby działaniem co najmniej nierozumnym.
Informatycy i lekarze
Zapotrzebowanie na oficerów dla poszczególnych korpusów jest bardzo zróżnicowane. Jako przykład można podać informatyków. W roku 2006, po 5 latach przerwy, przyjęto do WAT 140 podchorążych, w tym 7 na kierunek informatyka na Wydziale Cybernetyki. Wydział ten jest najstarszym wydziałem informatycznym w kraju (powstał w roku 1968) i zarazem jednym z najlepszych. Posiada pełne uprawnienia naukowe i bardzo duży dorobek w zakresie wojskowych zastosowań informatyki. Dorobek ten jest doceniany w skali międzynarodowej, o czym świadczy powierzenie dziekanowi przewodzenia Grupie Modelowania i Symulacji NATO. Chyba nikt nie byłby w stanie racjonalnie dowieść, że opłaca się utrzymywać taki wydział dla kształcenia 7 studentów na jednym roku. Jedynym racjonalnym rozwiązaniem jest kształcenie podchorążych razem ze studentami cywilnymi, których na kierunek informatyka przyjmuje się ok. 200 rocznie. W ten sposób można utrzymać potencjał kadrowy, który w dziedzinie naukowej specjalizuje się w pracach badawczych na rzecz obronności państwa, a zarazem przygotowuje przyszłych informatyków dla potrzeb zarówno wojska, jak i gospodarki narodowej. Należy podkreślić, że poza wyspecjalizowaną bazą laboratoryjną do kształcenia podchorążych i studentów cywilnych wykorzystuje się to samo zaplecze dydaktyczne.
Jednym z argumentów za potrzebą powołania Uniwersytetu Obrony Narodowej jest brak wojskowych lekarzy. Tym uzasadnia się konieczność powołania wydziału lekarskiego UON na bazie obecnego Wojskowego Instytutu Medycznego. Aktualne zapotrzebowanie na kształcenie przyszłych lekarzy wynosi ok. 60 rocznie. Dwa lata temu szacowano, że po uzupełnieniu aktualnych braków, potrzeba będzie rocznie ok. 15 nowych oficerów−lekarzy. Czy dla takiej liczby kształconych warto tworzyć wydział lekarski w UON? Istnieje wszak Wydział Wojskowo−Lekarski w Uniwersytecie Medycznym w Łodzi, który kontynuuje tradycje dawnej Wojskowej Akademii Medycznej. Dlaczego MON nie kieruje tam studentów wojskowych? Tymczasem prowadzone są rozmowy z warszawską Akademią Medyczną, aby kierować tam studentów wojskowych, którzy formalnie będą studentami UON.
Co do braku protestów przy likwidacji WAM, to warto przypomnieć, że były takie protesty. Jednakże większość kadry WAM zawierzyła zapewnieniom, że uczelnia wejdzie w całości do UM. Okazało się jednak, że po połączeniu bardzo szybko została zredukowana do jednego wydziału. Społeczność WAT obawia się takiego samego losu po wejściu w skład UON. Obawy takie podsyca pamięć tego, że już w roku 2000 i ponownie w roku 2004 Akademia Obrony Narodowej pod hasłem utworzenia Uniwersytetu Obrony Narodowej próbowała przyłączyć WAT. Według znanych planów, WAT miał być zredukowany do Wydziału Technicznego, przy jednoczesnym utworzeniu 4 wydziałów na bazie AON, uczelni o trzykrotnie mniejszym potencjale kadrowym niż WAT i o nieporównywalnie niższej randze naukowej.
Zaufanie do reformy
Autor artykułu Cywile w armii, wypominając WAT i AMW, że przyjęły sporą liczbę studentów cywilnych, zapomniał o studentach cywilnych w Akademii Obrony Narodowej. W uczelni tej na płatnych formach studiów studiuje ok. 2000 osób cywilnych, przy jedynie ok. 600 na studiach stacjonarnych. Ta proporcja studentów studiów stacjonarnych i niestacjonarnych stanowi naruszenie zapisów Prawa o szkolnictwie wyższym. To jest jednym z powodów dążenia AON do przyłączenia WAT, w której występuje nadwyżka liczby studentów studiów stacjonarnych (ok. 4000) nad liczbą studentów studiów niestacjonarnych (ok. 3000).
Co do „wyłącznych kompetencji ministra obrony narodowej do decydowania o losie uczelni akademickich”, warto przypomnieć, że zgodnie z Prawem o szkolnictwie wyższym decyzję o likwidacji, utworzeniu czy połączeniu uczelni akademickich podejmuje Sejm. Ustawa wprowadza również wymóg zasięgnięcia opinii senatów uczelni, których te decyzje dotyczą. Nikt z senatem WAT nie konsultował planów ogłoszonej przez min. Sikorskiego reformy szkolnictwa wojskowego. Natomiast jeszcze przed ogłoszeniem planów reformy, minister odwołał „prewencyjnie” rektora WAT, gen. bryg. prof. dr. Bogusława Smólskiego, łamiąc przy tym zasady autonomii akademickiej, która, choć w postaci nieco okrojonej, uczelniom wojskowym również przysługuje. Nie wzbudziło to zaufania do planów reformy szkolnictwa wojskowego.
Wspomniana wcześniej reforma min. Szmajdzińskiego załamała się z braku wystarczającej liczby chętnych do Studium Oficerskiego, którzy spełnialiby wymagane kryteria (ukończone studia magisterskie, wysoka sprawność fizyczna i znajomość języka angielskiego na poziomie B2). Poczynając od roku 2003 udawało się wypełnić plany rekrutacji do Studium w nie więcej niż 40 proc. W tej sytuacji pojawiła się potrzeba powrotu do kształcenia podchorążych w uczelniach wojskowych. Stało się to pretekstem do odgrzania pomysłu powołania Uniwersytetu Obrony Narodowej. Jednakże do tej pory nie przedstawiono żadnej wizji przyszłej uczelni, ograniczając się do stwierdzeń, że uczelnie wejdą w całości do UON, a potem nastąpi „samodopasowanie”. Przy braku otwartej dyskusji nad przyszłością wyższego szkolnictwa wojskowego i braku racjonalnych argumentów za forsowanymi rozwiązaniami, oczywistym jest opór przeciwko przyjętej koncepcji reformy. Lekceważące odniesienie się do tego faktu świadczy, że autor artykułu zapoznał się z racjami tylko jednej strony. Mam nadzieję, że przedstawienie racji drugiej strony pozwoli Czytelnikom „Forum” lepiej zrozumieć istotę problemu.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.