Kłoczowscy, cz. II
o. Jan Andrzej Kłoczowski
Powstanie Warszawskie było ostatnią walką zbrojną Polaków wychowanych w etosie rycerskim, jak określiła ów zespół cech charakteru i rysów postawy wobec świata Maria Ossowska. Do pierwszych należała przede wszystkim bezinteresowna gotowość podporządkowania własnych celów temu, co się uznało za nadrzędne, wśród drugich główną była wierność ideałom chrześcijańskim i patriotycznym.
Prof. Jerzy Kłoczowski, wybitny historyk−mediewista, wyszedł z powstania, w którym stracił prawą rękę, z niezachwianą pewnością, że będzie studiował, bo to jest naturalna droga do każdej przyszłej roli w społeczeństwie. Ojciec, Eugeniusz, zapisał w swoich Wspomnieniach mazowieckiego ziemianina rozmowę z „Piotrusiem” (pseudonim J. Kłoczowskiego – M.B.) w skierniewickim szpitalu, gdzie odnaleźli go rodzice: No, do wojska już nie pójdę na zawodowego. Zajmę się historią. Maturę mam, jak tylko jakiś uniwerek gdzieś otworzą, idę się uczyć.
historia
Jesienią 1945 roku znalazł się w Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, u Kazimierza Tymienieckiego, kierującego Katedrą Historii Średniowiecznej.
W UAM skupiło się grono młodych ludzi podobnie wychowanych, podobnie myślących o przeszłości i o współczesnej Polsce. Przyjaciół domu rodziców, którzy zjechali do Poznania z całej Polski i tam wtedy podjęli przerwaną przez wojnę ciągłość tradycji akademickiej, wspomina najstarszy syn profesora, Piotr, wicedyrektor Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie oraz kurator Instytutu Dokumentacji i Studiów nad Literaturą Polską, stanowiącego oddział muzeum. Podczas spotkania tytułowałam mego gościa profesorem, pewnie dlatego, że kontynuuje drogę ojca, ma dorobek badawczy i, jak to odbieram, podejście do własnej rodzinnej tradycji łączące wymogi warsztatu historyka z żywa pamięcią. Pan Piotr jest z wykształcenia historykiem sztuki, co poszerza obszar zainteresowań rodu Kłoczowskich przeszłością i wzbogaca tę ciekawość o nowe tematy. Pod koniec rozmowy dowiedziałam się o jeszcze innych przedłużających się wątkach „historii w rodzinie”.
Jerzy Kłoczowski zdążył ukończyć studia przed 1949 rokiem. – Ominęła go cała ideologizacja i polityzacja historii. Prawie równolegle pracował nad doktoratem i obronił go niedługo po dyplomie u Karola Górskiego, przybyłego do Torunia z większością profesury wileńskiej, pierwszego z polskich badaczy dziejów duchowości, na tle historii społeczno−religijnej i dziejów Kościoła w Polsce. Na ten obszar wkroczył z wielkim intelektualnym impetem młody historyk.
W roku 1950 znalazł się w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, gdzie zrobił habilitację (1956), po czym przeszedł kolejne stopnie kariery akademickiej, zostając profesorem zwyczajnym w roku 1974.
Pan Piotr, urodzony w Poznaniu w 1949 roku, wspomina lubelskie lata jako czas „buzowania” w rodzicielskim domu dyskusji historycznych i politycznych, o tym, co przeżywa Polska i o tym, co trzeba pamięci Polaków odsłonić albo przywrócić.
Jednemu i drugiemu służył prof. Kłoczowski kierując Katedrą Historii Średniowiecznej i Nauk Pomocniczych Historii w dziesięcioleciu 1952−62, a później, aż do przejścia na emeryturę, w końcu lat dziewięćdziesiątych, Katedrą Historii Kultury Polskiej. Nazwy tych placówek warte są zapamiętania, gdyż w KUL ich działalność była z nazwami zgodna, podczas gdy w innych polskich uniwersytetach trzeba było się bronić przed zakłamywaniem dziejów pod wiarygodnie wyglądającymi szyldami. Integralność historii narodu i państwa z dziejami kultury, zaświadczana przez Jerzego Kłoczowskiego w pracy badawczej i w nauczaniu studentów, okazała się prekursorska w perspektywie naszego udziału w jednoczeniu się Europy.
Kościół – Europa – mosty
Podczas Kongresu Kultury Chrześcijańskiej w Lublinie kilka lat temu profesor prowadził dyskusję panelową o tym (najogólniej mówiąc), jakie wiano Polska powinna wnieść do Europy, jeśli znajdzie się w jej wspólnotowych strukturach. Uderzyło mnie wtedy mocne przekonanie o tym, że w naszych dawnych dziejach i w dziejach polskiego Kościoła są wartości, które pozwalają unikać kompleksów, a zawstydzają mocno, jeśli się im dzisiaj sprzeniewierzamy. Pośród nich przede wszystkim rozumna otwartość na religijną i kulturową odmienność sąsiadów.
W roku akademickim 1956/57 rozpoczął pracę, powołany przez prof. Kłoczowskiego, Instytut Geografii Historycznej Kościoła w Polsce, rychło zyskując markę międzynarodową. Własne zainteresowania badawcze obejmowały historię średniowieczną ze szczególną uwagą na dzieje chrześcijaństwa w Polsce oraz Europie, zwłaszcza środkowowschodniej – jako że niepodobna tych dziejów geograficznie rozdzielić – historię kultury polskiej, znów na tle europejskim, gdyż niepodobna jej od tego tła odrywać.
Szczególny wątek stanowią prace nad zakonem dominikańskim i jego rolą w polskiej kulturze religijnej, co miało się osobliwie spleść z bliską rodzinną historią, a utrwaliło się w szeregu publikacji, których ogólna liczba wynosi z górą 800, w tym kilkadziesiąt książek. Tytuły niektórych mówią o perspektywie badawczej autora opisywanych zagadnień: Chrześcijaństwo i historia (1990), Młodsza Europa. Europa Środkowowschodnia w kręgu cywilizacji chrześcijańskiej Średniowiecza (1998, 2003), Polska – Europa. Od Gniezna 1000 do Polski w Unii Europejskiej (2002).
Jerzy Kłoczowski, autor specjalistycznych badań nad dawnymi dziejami, wychowawca pokoleń historyków (20 samodzielnych pracowników naukowych), jest niezwykle aktywny na polu stymulowania roli Polski we współczesnych przemianach jej geopolitycznego otoczenia. Wyniki badań znakomicie uwierzytelniają tę rolę.
W roku 1991 utworzył w Lublinie Instytut Europy Środkowowschodniej, którym kieruje, a także Instytut Armii Krajowej. Pierwszy służy badaniom prowadzonym w dużej części wspólnie z uczonymi krajów sąsiedzkich, a także kształceniu młodych kadr historyków zainteresowanych wspólnymi dziejami. Profesor przewodniczy, powołanemu z jego również inicjatywy w 2002 roku, Konwentowi Polskich i Ukraińskich Uniwersytetów. Organizował i organizuje wiele międzynarodowych konferencji, w tym seryjne spotkania poświęcone m.in. badaniom porównawczym dziejów Kościoła, związkom kulturalnym Zachodu ze Wschodem. Redaguje lub współredaguje czasopisma specjalistyczne, także Polski Słownik Biograficzny.
W roku 2005 spotkał profesora zarzut współpracy z peerelowską służbą bezpieczeństwa, sformułowany przez kilku publicystów powołujących się na materiały IPN, do których mieli dostęp. Instytut nie potwierdził dotąd tych informacji, a władze KUL bronią dobrego imienia uczonego.
Wyliczenie wszystkich zatrudnień Jerzego Kłoczowskiego zajęłoby zbyt wiele miejsca. Mówią one o wielkiej energii skupionej na głównym celu, jakim jest odkrywanie i włączanie do polskiej świadomości tych kart historii, które mogą utwierdzić nasze miejsce w kulturze europejskiej i pomóc w odnajdywaniu dróg oraz ścieżek dalszego rozwoju. Brzmi to ogólnie, jednak trzeba, jak myślę, wszystkie rozliczne wysiłki zobaczyć w ich przemyślanym przez uczonego porządku.
Syn, Piotr, przypomina jeszcze działania ojca w „Solidarności”, w Komitecie Obywatelskim przy Lechu Wałęsie, funkcję sędziego Trybunału Stanu (1989−90), senatora RP (1990−91), przewodniczącego Polskiego Komitetu ds. UNESCO i innych związanych z tą organizacją. Należą one również do tego porządku służby wyznaczonym celom.
ciągle historia – znowu Bogdany
Mój rozmówca dopatruje się związków między swoim życiowym wyborem a rodzinną tradycją, szczególniej osobą stryja Andrzeja, który także skończył historię sztuki i także w dalszym życiu nie tej „wyuczonej” dziedzinie się poświęcił.
Jan Andrzej Kłoczowski wcześnie zrobił doktorat i był „wybijającym się” młodym historykiem sztuki, cenionym w poznańskim środowisku akademickim także za walory towarzyskie – żywość umysłu, dowcip, finezyjne oceny zdarzeń i osób, błyskotliwą erudycję. Przez pewien czas miał zajęcia w KUL i wtedy zatrzymywał się w domu braterstwa. Te właśnie wizyty stryja – „bardzo atrakcyjnego dla nas, dzieci” – przywożącego wieści z pozalubelskiego, trochę wtedy odizolowanego świata, a kiedyś nawet z dalszego wyjazdu na kongres Pax Romana, uważa Piotr za istotne dla swojego późniejszego wyboru.
W 1967 roku Jan Andrzej Kłoczowski wstąpił do zakonu dominikanów, zaskakując otoczenie, także rodzinę. Po pobycie w klasztorze poznańskim, studiował filozofię w Krakowie – dzisiaj jest bardzo znanym myślicielem, autorem licznych artykułów i kilku książek, uczestnikiem ważnych debat filozoficznych i dyskursu toczącego się w Kościele polskim o jego kondycji i zadaniach, ale również kaznodzieją w krakowskim kościele Dominikanów, duszpasterzem i duchowym przewodnikiem młodzieży skupionej w słynnej tamtejszej „Beczce”.
Być może we wczesnych pracach starszego brata, poświęconych dominikańskiej duchowości, dałoby się odnaleźć tropy łączące oba te wątki w tradycji rodziny tak pogrążonej w historii i tak nią pochłoniętej.
Owe związki z przeszłością – i odległą, i bliższą – poświadczyła wymownie uparta decyzja Jerzego o odzyskaniu i zasiedleniu na nowo Bogdan, majątku w ziemi przasnyskiej, gdzie się urodził.
Po negocjacjach z konserwatorem zabytków i wydatkach pochłaniających profesorskie oszczędności, dokonano remontu oraz wewnętrznej przebudowy dworu, restauracji parku urządzając „rodzinny dom wakacyjny” dla dzieci i wnuków, z zachowaniem wszakże świadectw ciągłości łączącej epokę rozbiorową z dniem dzisiejszym. Liczne fotografie i pamiątki uobecniają prababkę pana Piotra, XIX−wieczną sawantkę, zarazem gorliwą patriotkę, dziadka Eugeniusza, światłego gospodarza, szerzyciela nowoczesnej wiedzy rolniczej, innych antenatów zapisanych w polskiej historii.
On sam przyjeżdża do Bogdan „z zewnątrz”, ale jego dzieciom to gniazdo wielu pokoleń, rzeczywiste, w tym samym miejscu, gdzie „gęsto od duchów przodków”, gdzie Kłoczowscy spotykają się co roku 11 listopada, wydaje się czymś naturalnym.
W okolicy żyją jeszcze potomkowie paru rodzin, które pracowały przed wojną w majątku. Zaprzyjaźnieni z dzisiejszymi mieszkańcami Bogdan czytają pamiętniki Eugeniusza, a na wykład prof. Jerzego w Przasnyszu przybyli w licznym towarzystwie sąsiadów i znajomych. Realność i mitologia małej oraz najmniejszej ojczyzny – rodzinnego domu – spotykają się w tym miejscu i umacniają wzajemnie.
Pięcioro dzieci Jerzego Kłoczowskiego i Krystyny z Mańkiewiczów oczywiście kontynuuje inteligencką tradycję. Poza Piotrem, troje – humanistyczną. Paweł jest historykiem idei w Uniwersytecie Jagiellońskim, Maria pedagogiem w Stanach Zjednoczonych, a Jan historykiem, tłumaczem i poetą. Najmłodsza Anna skończyła matematykę, ale pracuje w „Gazecie Wyborczej”.
Następne pokolenie rośnie w domach, gdzie o tradycji niekoniecznie trzeba mówić, ale wszyscy się do niej odnoszą.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.