Reguły przewidywania

Jacek Warda


Życie jest znacznie bardziej skomplikowane niż partia szachów, ale istnieje między nimi pewna analogia. W partii szachów w każdym momencie mamy kilkanaście – kilkadziesiąt możliwych ruchów. Jeśli analizujemy ruch następny, to każda z możliwości tworzy kilkadziesiąt kolejnych wariantów rozwoju gry. Komputer, będący bardzo szybkim idiotą, jest w stanie przeliczyć wszystkie warianty kilkanaście ruchów do przodu, nadać im liczbową ocenę i wybrać ten o ocenie najwyższej. Człowiek jest zdany bardziej na intuicję, doświadczenie, odruchy. W szachach komputer wygrał. Czy będzie też w stanie kiedykolwiek przewidywać przyszłość? Niestety, a może na szczęście – nie.

Świat, który nas otacza, to nie plansza licząca osiem na osiem pól pokrytych na przemian białą i czarną farbą. Nasz świat to tysiące docierających do nas informacji i miliony otaczających nas rzeczy. Rzeczy, informacje, a także istoty żywe mogą wchodzić ze sobą w interakcje. Nasz umysł jest w stanie jednocześnie rozważać możliwe interakcje między – przeciętnie – siedmioma elementami. Pewni ludzie są w stanie ogarnąć aż dziewięć elementów jednocześnie, ale istnieją tacy, którzy są w stanie jednocześnie postrzegać i szukać powiązań między zaledwie pięcioma. W prawdziwym życiu liczba kolejnych wariantów w kolejnych ruchach jest zbyt ogromna, byśmy mogli w ten sposób analizować szersze zjawiska.

W takim razie, jakie możliwości prognozowania posiadamy? Niewielkie. Uporządkowałem jednak pewne wskazówki, które mogą pomóc w ocenie docierających do nas informacji. Nazwałem je regułami, aby podkreślić ich pomocniczą rolę.

Reguła kolejnych przybliżeń

Jest błędem wyobrażanie sobie, iż możemy zaplanować nasze działania z równie dużą dokładnością zarówno w bliskiej, jak i dalekiej perspektywie. Przeczy temu życiowe doświadczenie. Zasadą jest raczej, że im patrzymy dalej, tym widzimy mgliściej, tym obraz jest bardziej nieostry i zamazany. W planowaniu biznesowym coraz częściej zakłada się, że nie warto z punktu widzenia pojedynczej firmy planować na okres dłuższy niż pięć lat. Z drugiej strony, oczywiście, nie oznacza to, iż następną analizę otoczenia firma wykona za pięć lat. Wykonuje je tak często, jak szybko zmieniają się warunki otoczenia.

Niech wolno mi tu będzie posłużyć się analogią ze spacerem w nocy przez las. To, że znamy cel, do którego zmierzamy i mamy ze sobą mapę nie oznacza, że mamy iść z zamkniętymi oczami. Wręcz przeciwnie. Musimy przez cały czas świecić latarką, wyławiać pojawiające się przed nami przeszkody, korygować marszrutę.

Podobnie jest w planowaniu strategicznym jednostek samorządu, dla których też plan powinien być nie jednorazowym aktem, ale ciągiem kolejnych uszczegółowień planów i wydłużeń perspektywy. Moim pierwszym doświadczeniem w tym względzie była rozmowa z pierwszym burmistrzem gminy Warszawa−Centrum Janem Rutkiewiczem. Podczas wyjazdu studialnego do Nowego Jorku poprosił on opiekujących się nim urzędników o egzemplarz strategii rozwoju miasta. Został odesłany do pokoju, w którym znajdowała się sporych rozmiarów szafa, a w niej cały szereg grubych tomów, wydawanych co roku od 1928. Oto nasza strategia – powiedzieli gospodarze.

Reguła horyzontu TECHNOLOGICZNEGO

Od odkrycia naukowego do czasu powstania prototypu technologii, która je wykorzystuje, upływa mniej więcej 10 lat. Tyle też czasu zajmuje przeważnie zamiana prototypu w produkt przemysłowy. Śledząc więc prasę naukową, działy naukowe poważnych gazet czy też prowadząc wywiady z naukowcami możemy się dowiedzieć, nad czym się obecnie pracuje w laboratoriach, a więc – co się stanie z urządzeniami użytku codziennego za 10−20 lat. Nazwę to zjawisko zasadą 10−20. Horyzont 20 lat wydaje się być kresem rozsądnego przewidywania rozwoju technologii.

Również politycy uznają 20−letni horyzont zdarzeń za maksimum tego, co jest w stanie ogarnąć ludzka wyobraźnia, podczas gdy wielkie procesy społeczne wymagają czasem i dwa razy dłuższych okresów. Kazimierz Dziewanowski tak pisze we wstępie do wydanej w Polsce w 1998 roku książki Zbigniewa Brzezińskiego Wielka szachownica: Dwadzieścia lat temu był rok 1978. Wydawało się, że ZSRR jest u szczytu potęgi i tylko najbardziej przenikliwi politolodzy rozumieli, że jego potęga dobiega już kresu, a kolos ma gliniane nogi. Z kolei Chiny wyszły dopiero z katastrofy Wielkiej Rewolucji Kulturalnej i nikt nie mógł się spodziewać, że po dwudziestu latach znajdą się w liczbie krajów najszybciej się rozwijających. (…)

Tak więc dwadzieścia lat to czas, który sięga granic ludzkich możliwości przewidywania, a zwykle je przekracza. Zarazem jednak dwadzieścia lat to mniej niż trzeba, aby wielkie procesy historyczne dojrzały, by główne tendencje danego czasu osiągnęły apogeum, by nastąpiła zmiana epok. Lata 1905−45 wypełniło przejście od dziewiętnastowiecznej równowagi sił do nowego układu, totalitaryzmu, bomby atomowej, masowej produkcji, a także masowych zbrodni.

Czasu od roku 1945 do 1991 trzeba było, aby totalitaryzm – który okazał się w końcu zjawiskiem przejściowym – przegrał w starciu z wolnorynkową demokracją „telewizyjną”, ze społeczeństwem masowej produkcji, informatyki i podboju kosmosu (...) Wynikać by z tego mogło, że ludzkie zdolności przewidywania sięgają w najlepszym razie dwudziestu lat, natomiast wielkie przekształcenia, przejście z jednej epoki do drugiej, wymagają lat co najmniej czterdziestu.

Reguła definiowania zasobów przez technologie

W miejscowości Krzemionki Opatowskie pod Ostrowcem Świętokrzyskim znajduje się kopalnia−muzeum krzemienia pasiastego. Narzędzia wykonane z wydobywanego tam krzemienia znajdowane są na stanowiskach archeologicznych w sporej części Europy. Śmiało można powiedzieć, że krzemień pasiasty był pierwszym hitem eksportowym pochodzącym z terenu obecnej Polski. Kopalnia jest nieczynna nie dlatego, że wyczerpały się pokłady krzemienia. Skończył się popyt na ten materiał. Narzędzia z brązu, a później z żelaza, wyparły narzędzia krzemienne. Nowa technologia sprawiła, że stary „zasób strategiczny”, o który warto było toczyć wojny, przestał być wartościowy.

To historia sprzed z górą tysiąca lat, ale mamy też znacznie bliższe naszym czasom przykłady. Przez cały okres PRL Tarnobrzeg był kwitnącym miastem, szybko się rozbudowującym dzięki działającym w tym rejonie kopalniom siarki. Tak się jednak nieszczęśliwie złożyło, że na kres PRL nałożyła się prawie dokładnie zapaść w branży wydobycia siarki. Okazało się, iż znacznie taniej jest uzyskiwać siarkę jako uboczny produkt procesu odsiarczania węgla. Technologia opracowywana na świecie w latach 60. i 70., w końcu lat 80. stała się ekonomicznie konkurencyjna. Można było taki bieg wypadków przewidzieć. Niestety, w państwie socjalistycznym wszystkim (lub przynajmniej wielu) wydawało się, że „gospodarka socjalistyczna” nie jest i nie będzie zależna od globalnego rynku. Nie wygaszano na czas produkcji, nie szukano alternatywy rozwoju lokalnej gospodarki z dostatecznym wyprzedzeniem. Skutkiem jest zapaść.

Która branża wydobywcza będzie kolejnym przykładem działania tej zasady? Zastanówmy się, co się stanie z górnictwem w ciągu 15−20 lat od momentu ogłoszenia w wieczornych „Wiadomościach”, że udało się opanować kontrolowaną syntezę termojądrową, a przełom w tej dziedzinie może nastąpić w każdej chwili. Czy nie okaże się przypadkiem, że do elektrowni termojądrowych potrzeby jest np. izotop helu wbijany z wiatrem słonecznym w rumosz skalny na powierzchni Księżyca? Powstanie wówczas górnictwo księżycowe z urobkiem mierzonym w setkach kilogramów i tonach, a nie setkach milionów ton. A mało który górnik dołowy będzie się nadawał na górnika−kosmonautę.

Zasada ta wymaga od nas pewnej uwagi. Świadomości, że zmieniające się technologie mogą generować powstanie lub przyczyniać się do nagłego zaniku całych branż.

Reguła autokatalizy technologicznej

Wyobraźmy sobie, że jesteśmy w warsztacie Pomysłowego Dobromira. Im więcej posiada on narzędzi, tym łatwiej jest mu za ich pomocą wykonać następne narzędzia.

To samo zjawisko zachodzi w skali całej cywilizacji, gdzie jedna technologia „otwiera drzwi” do odkrycia następnej. Bez laserów nie byłoby płyt CD i światłowodów. Bez światłowodów nie byłoby bardzo szybkiego Internetu. Bez szybkiego Internetu nie można by prowadzić prac nad wideoimersją, czyli techniką przekazywania trójwymiarowego obrazu na odległość, który ma w przyszłości zastąpić wideokonferencje i jeszcze bardziej ułatwić pracę na odległość nad następnymi technologiami...

Śruba została wynaleziona w 1556 roku, ale śrubokręt dopiero w roku 1780. Dzisiaj takie „rozwleczenie w czasie dokonania powiązanych z sobą wynalazków” byłoby niemożliwe.

Czas życia technologii stale się skraca. Niektórzy futurolodzy mówią wręcz, iż stałe przyspieszanie tempa rozwoju technologii może prowadzić do sytuacji, w której, po przekroczeniu pewnego momentu, wszelkie prognozowanie staje się niemożliwe.

Reguła selekcji technologii przez popyt

Bardzo pouczająca była dla mnie lektura książki Stanleya R. Richa i Davida E. Gumperta Skuteczny Business Plan – sesje Forum Przedsiębiorczości Massachusetts Institute of Technology. Opisywane Forum Przedsiębiorczości to cykl comiesięcznych spotkań trwających 60−90 minut, podczas których oceniane są biznesplany wytypowanych przedsiębiorstw. W ramach sesji indywidualni przedsiębiorcy lub ich grupa mają 20 minut na ustną prezentację swojego biznesu, po czym otrzymują komentarze i uwagi od 4−osobowego panelu ekspertów, a także od zgromadzonej publiczności, która liczy zwykle około 300 osób.

Korzyścią, jaką odnoszą przedsiębiorcy z sesji – oprócz uwag co do realności ich planów – jest możliwość zaprezentowania się zgromadzonym inwestorom. Prezentacja jest sukcesem, jeśli w ciągu 1−2 tygodni po jej zakończeniu przedsiębiorca dostanie zaproszenie na spotkanie w sprawie współfinansowania projektu.

Najważniejszą częścią książki jest przedstawienie kryteriów, którymi kierują się inwestorzy. Jednym z najważniejszych jest czas, w jakim zakup nowego produktu zwróci się klientowi. Jeśli jest to poniżej roku – nowa firma ma bardzo duże szanse na sukces. Jeśli poniżej dwóch lat – jej propozycja jest dalej interesująca. Jeśli powyżej trzech lat – nie ma o czym mówić. Oto przykład ze wspomnianej książki ilustrujący różnice w sposobie podejścia pomiędzy przedsiębiorcami a inwestorami: Na Forum Przedsiębiorczości MIT przedstawiła się kiedyś firma, której potrzebne były fundusze na rozwinięcie sprzedaży urządzenia, które ulepszało proces produkcji półprzewodników. Redukowało ono czas potrzebny na kontrole jakości, a także zwiększało precyzję pomiarów wykonywanych w laboratoriach kontrolnych.

Kiedy członkowie panelu nalegali, aby przedstawić im dokładniejsze wyliczenie efektywności produkcji przy zastosowaniu urządzenia, przedsiębiorca powiedział, że pełnowartościowa produkcja zwiększa się o około 2 proc. Pytany dalej przedsiębiorca wyjaśnił, że urządzenie stosuje się na taśmie produkcyjnej, której wartość wyrobów sięga rocznie 5 milionów USD.

Korzyści użytkowników stały się jasne, 2 proc. sumy z 5 milionów to 100 tysięcy USD rocznie. Cena urządzenia wynosiła 5 tys. Oznaczało to, że zastosowanie go zwracało się nabywcy zaledwie w dwa tygodnie – pożytek niebywały. Zachęcono przedsiębiorcę, aby przeformułował tekst opisujący urządzenie i zaznaczył, że najważniejszym argumentem na rzecz jego kupienia jest bardzo krótki okres spłacenia się. Doradzono również, aby zdecydowanie podniósł cenę na swój produkt, zanim jeszcze zaoferuje go firmom, które mogą być zainteresowane kupnem. W przeciwnym razie firma mogła po prostu utonąć w zamówieniach.

Mamy tu do czynienia ze splotem trzech czynników, które warunkują wejście technologii na rynek: przekonujących korzyści dla użytkownika, akceptowalnych kosztów uruchomienia produkcji (koszty wejścia) oraz wiarygodnych gwarancji, że zysk z prowadzenia innowacji w stosunku do zainwestowanego kapitału wyniesie co najmniej 30 proc. w skali rocznej.

Z całej tej historii wynika wskazówka, że nie każda innowacja techniczna jest wdrażana i pojawia się na rynku. I nie każda, która na rynek wejdzie, spotka się z akceptacją klientów.

Autorzy wynalazku są zazwyczaj entuzjastycznie do niego nastawieni i nie potrafią myśleć kategoriami specjalistów od sprzedaży. Czy rzeczywiście nowy produkt jest o tyle lepszy, że klienci będą chcieli ponosić koszty i uczyć się jego obsługi? Czy ta obsługa nie jest zanadto skomplikowana?

Są też dodatkowe bariery we wdrażaniu innowacji. Te wynalazki, które wymagają do wykorzystania specjalnej infrastruktury, upowszechniają się znacznie wolniej lub wcale. Samochody być może już teraz mogłyby być napędzane wodorem, ale kto pobuduje niezbędne stacje paliwowe? Podobnie w transporcie olejowym – można sobie wyobrazić bardziej sprawne pociągi, np. na biernej poduszce magnetycznej, ale ile będzie kosztować budowa nowej sieci linii kolejowych?

Inną zmienną jest oczywistość korzyści dla użytkownika. Stacjonarne telefony cyfrowe ISDN rozwijają się bardzo powoli, podczas gdy Internet rozwinął się „wybuchowo” po powstaniu usługi www. Każdy, kto zobaczył działającą przeglądarkę, od razu czuł, że „chce to mieć”.

Reguła warstw

Świat się zmienia się w jednakowym tempie. Powoli ewoluuje kultura (w odróżnieniu od mody, która zmienia się najszybciej). Infrastruktura zmienia się wolniej niż gospodarka. Wolne warstwy stabilizują, szybkie pozwalają na eksperymentowanie, sprawdzanie nowych możliwości. Kiedy klimat, który jest częścią przyrody, zmienia się bardzo szybko, a to się najpewniej stanie w tym stuleciu, wszyscy jesteśmy w niebezpieczeństwie.

Reguła mnożnikowa

Cała technologia, która nas otacza, zwielokrotnia nasz potencjał sprawczy, ale go nie zastępuje. Przyjrzyjmy się choćby telefonom komórkowym. Dzięki nim załatwiamy sprawy szybciej, choć rozmowy przez komórki są ciągle dosyć drogie. Musimy jednak być przekonani, że dzwonienie z nich pozwala nam zaoszczędzić sporo czasu, nerwów i pieniędzy, skoro z nich korzystamy. Korzyści są widać większe niż koszt. Ale wyobraźmy sobie, że dajemy nowoczesną komórkę byłemu pracownikowi PGR, bezrobotnemu od 15 lat. Zapewne ucieszy się z prezentu, ale szybko się okaże, iż nie ma nikogo, z kim jego rozmowa byłaby warta poniesionych kosztów. Będzie miał wartościową komórkę, ale dalej nie będzie miał nic wartościowego do powiedzenia. Tak właśnie działa efekt mnożnikowy. Zwielokrotnia nasz potencjał, ale musimy ten potencjał mieć. Milion razy zero to ciągle tylko zero. Dotyczy to wszystkich, także pracowników fizycznych. Jeśli ich praca nie daje się zautomatyzować, to znaczy, że wymaga myślenia. A myślenie i wiedza, w szczególności umiejętność myślenia z wykorzystaniem wiedzy, to nasz potencjał.

Czy przedstawione reguły sprawdzają się zawsze i wszędzie? Czy nie ma innych? Nie wiem. Wiem jednak, że w morzu, czy raczej oceanach faktów, które zalewają nas każdego dnia, potrzebujemy zasad porządkujących, kryteriów, według których będziemy w stanie ocenić napływające informacje i reagować na nie.

Autor jest doktorantem Europejskiego Kolegium Polskich i Ukraińskich Uniwersytetów.jacek.warda@wp.pl Tekst jest fragmentem przygotowywanej książki Wnioskowanie z mgły – eseje o naszej przyszłości.