lingerowie, cz. II Dwa pokolenia teologów

cz. 2 Dwa pokolenia teologów Magdalena Bajer


Klinger i Nowosielski odczytali na nowo kanon ikonograficzny i wedle tego odczytania powstała cerkiew (w Białym Borze)

Doktor Michał Klinger w wieku chłopięcym oglądał oryginalny portret Zygmunta Krasińskiego w poznańskim salonie wnuczki wieszcza i porównywał go z reprodukcją w szkolnym podręczniku do polskiego. Tam też widział oryginalnego Caravaggia, który to obraz hrabina przed śmiercią ofiarowała poznańskim jezuitom. Długo jeszcze po wojnie przetrwało – jak oaza albo skansen – środowisko rosyjskich emigrantów, którym Druga Rzeczpospolita użyczyła gościny i warunków do skromnego, lecz godnego życia. Najbliższą przyjaciółką pani Krasińskiej była Aleksandra Mielnnicka, córka carskiego gubernatora Rygi, która przez wiele lat utrzymywała chorego ojca z pensji uniwersyteckiej lektorki kilku języków. Obie utytułowane damy odwiedzały często dom państwa Klingerów i jego gospodynię, babkę pana Michała Raisę, z rosyjskiej prawosławnej rodziny Bakalińskich.

siedlisko dwu kultur

Jerzy Klinger, jedyny syn wielkiego „starożytnika” Witolda, urodzony w Kijowie, skąd przyjechał z matką Rosjanką do Poznania w wieku czterech lat, wcześnie zaczął pisać wiersze. W obu językach – po polsku i po rosyjsku. Jego jedyny syn Michał podkreśla, że to nie była tylko dwujęzyczność, ale głębokie zakorzenienie w dwu kulturach, najnaturalniej własnych. Od ojca słyszał nieraz, że wśród polskiej inteligencji okresu międzywojennego byli najznakomitsi znawcy kultury rosyjskiej poza samą Rosją, że nikt, w żadnym języku, „tak nie umiał przetłumaczyć Błoka czy Puszkina, jak Tuwim na polski”.

Tuwim bywał w poznańskim domu Klingerów, młodziutki Jerzy rozmawiał z poetą, a pan Michał przechowuje kartki, jakie do ojca pisał inny z wielkich polskiej literatury, Leopold Staff, zachęcając młodzieńca do kontynuowania prób pisarskich. Zażyła znajomość z Czesławem Miłoszem przeszła nań w spadku i już po śmierci ojca potwierdzały się w rozmowach z pisarzem opinie o opartej na głębokiej znajomości estymie wobec rosyjskiej kultury obu świetnych umysłów.

Jerzy Klinger początkowe nauki pobierał w domu. Później posłano go do gimnazjum św. Marii Magdaleny, gdzie polskiego uczył m.in. poeta Wojciech Bąk. Podczas okupacji, gdy rodzice ukrywali się w Warszawie, a prof. Witold Klinger uczestniczył w tajnym nauczaniu, syn chodził na komplety. Zaraz po wojnie Jerzy „zrobił przyśpieszone magisterium z filozofii” u Władysława Tatarkiewicza. Znajomość z Romanem Ingardenem, zawarta podczas krótkiego pobytu rodziny Klingerów w Krakowie, zainteresowanie fenomenologią, której ten był wybitnym przedstawicielem, ale bardziej jeszcze estetyką Ingardena legły u podstaw ogłoszonej pracy O strukturze dzieła poetyckiego.

W trudnych warunkach życiowych przygotowywał, równocześnie doktorat o twórczości Aleksandra Błoka. Podróżując między Warszawą, gdzie był profesor Tatarkiewicz, Krakowem, gdzie Jerzy Klinger otrzymał asystenturę w UJ i Poznaniem, gdzie zamieszkała rodzina... zgubił w którymś zatłoczonym pociągu notatki i nigdy już do Błoka nie wrócił.

skłonności z oburzenia. Wybór

We wczesnej młodości poznał Władysława Broniewskiego i upodobał sobie na czas jakiś jego „przedwojenny, trochę duchowy, trochę moralny, trochę estetyczny socjalizm”. Mój rozmówca słyszał od rodziców: – Michasiu, nie zdajesz sobie sprawy, czym był Kościół przed wojną. Jak straszna była bezduszność wobec niesprawiedliwości społecznej i Kościoła i wszystkich wysokich autorytetów.

Ojciec po wojnie wykładał Marksa, młodym Marksem się interesował, choć zawsze najbardziej pociągali go mistycy, a także filozofia grecka. Gdy przychodziły kolejne instrukcje stalinowskie na uniwersytet, lewicowe skłonności nie wytrzymywały konfrontacji i dr Klinger w 1950 roku odszedł z uczelni.

Został teologiem, mając za sobą lektury ojców kościoła, na których trawił noce w Bibliotece Jagiellońskiej, oraz „bazę duchową wyniesioną z poznańskiej parafii prawosławnej przed wojną”. Zaiste imponujący jest ów bagaż wewnętrzny i mocna kompletna formacja człowieka będącego wtedy nawet nie w połowie naukowej i życiowej drogi. A parafia prawosławna w Poznaniu należy do rodzinnej historii integralnie, gdyż to Klingerowie zbudowali w pobliżu koszar małą drewnianą cerkiewkę, żeby służyła licznym prawosławnym żołnierzom. Kapelan, zarazem proboszcz, gromadził u siebie całe środowisko porewolucyjnych emigrantów−arystokratów oraz wiernych niższego stanu, cywilnych i w mundurach.

Jerzy, zapewne nie przewidując wtedy własnej teologicznej przyszłości, kontaktował się przed wojną z metropolitą prawosławnym Dionizym, który po rewolucji założył niezależny, autokefaliczny Kościół prawosławny, aby odłączyć się od Rosji sowieckiej. Podczas wojny krótko studiował w warszawskim seminarium duchownym, żeby później poświęcić się filozofii, jak się okazało – nie na zawsze.

Komuś, kto postanowił być teologiem i opuścił uniwersytet, niełatwo było znaleźć zajęcie pozwalające utrzymać rodzinę. Jerzemu Klingerowi pomógł przypadek. Spotkany na dworcu Bogusław Latawiec, poeta i przedwojenny nauczyciel u Marii Magdaleny, który był wówczas kuratorem okręgu szkolnego, umieścił oboje rodziców Michała (matka miała skończone studia) w liceum w Koźminie Wielkopolskim. Ich uczniem był tam dzisiejszy wybitny filozof prof. Władysław Stróżewski, który przyznaje się skwapliwie do duchowych wpływów i umysłowych pożytków, jakie zyskał od „psora” Klingera. Szkolny epizod, który przypadł na czas najbardziej absurdalnych nacisków na nauczanie i wychowywanie „człowieka socjalistycznego”, trwał trzy lata.

Nowosielski w parafii

Przyjąwszy w 1952 roku święcenia kapłańskie, Jerzy Klinger z rodziną zamieszkał w Kętrzynie, zostając... wiejskim popem. Od początku jednak wiódł żywot nietypowy dla swego nowego stanu. Zaraz bowiem pojawił się Jerzy Nowosielski i obaj zdecydowali, żeby starą stajnię pruską stojącą w mieście pokryć polichromią bizantyjską. W 1954 roku powstała więc pierwsza polichromia Nowosielskiego i, zdaniem pana Michała, pierwsza na świecie polichromia zrobiona w kanonicznym stylu prawosławnym. Trzeba pamiętać, że działo się to przed renesansem ikony w życiu kościelnym prawosławia. Dążenia rosyjskich elit do przywrócenia starożytnej tradycji kanonu liturgiczno−malarskiego udaremniła rewolucja. Nowosielskiemu udało się przedstawić ikonę jako dzieło sztuki z zachowaniem wszelkich wymogów kanonu.

Dr Michał Klinger pamięta gorące dyskusje w kętrzyńskiej plebanii, z udziałem starych rosyjskich emigrantów, którzy mieli, nie wiadomo jak przechowane, biblioteki, a w nich książki Mikołaja Bierdiajewa, Lwa Szestowa, innych znawców tej problematyki. Od tych wspomnień robi dygresję o zasługach osób z tego grona: Zofii Lichajewej, która zorganizowała całe muzealnictwo na terenie byłych Prus Wschodnich, Eugeniusza Gaudziewicza, bibliofila – właściciela biblioteki rosyjskiej myśli religijnej, zarazem twórcy sieci bibliotek miejskich w Kętrzynie.

Pośród tych ludzi, w domu Jerzego Klingera, Nowosielski formował się jako prawosławny malarz religijny. Razem odczytali na nowo kanon ikonograficzny i wedle tego odczytania powstała cerkiew stojąca do dzisiaj, znów, zdaniem mojego rozmówcy, pierwsza na świecie zbudowana i wyposażona w prawdziwym stylu bizantyjskim.

znowu nauka

Po Październiku reaktywowano istniejący przed wojną w Warszawie prawosławny Fakultet Teologiczny i niebawem przekształcono w Chrześcijańską Akademię Teologiczną. Księdza dr. Klingera, filozofa i teologa, znającego doskonale języki starożytne, ściągnięto z Kętrzyna.

Ciężko przeżywał rozstanie z parafią i z Nowosielskim, mając na pociechę zdobną jego malowidłami kryptę w cerkwi na Woli niedaleko uczelni. Pogrążył się w pracy naukowej, pisząc podstawowe książki o związkach wielkiej prawosławnej teologii rosyjskiej z zachodnią myślą religijną. Porównywał doktrynę Trójcy Świętej u mistyków wschodnich i zachodnich, przedstawił sens teologiczny liturgii prawosławnej. Syn określa go jako poszukiwacza „wątków łączących”, co przynosiło uznanie polskich elit intelektualnych.

Jerzy Klinger zmarł nagle w roku 1976, nie doczekawszy czasu, gdy ekumenizm stał się częścią nauki Kościoła, a tak wiele prac naukowych i ogromny trud całego życia czynnego teologa poświęcił sprawie jedności chrześcijan. Cierpiał zawsze bardzo z tego powodu, że władze komunistyczne całkowicie uniemożliwiły dialog z Kościołem katolickim. Sam długo nie mógł pojechać na żaden kongres teologiczny, włączyć swojej pracy do żadnego almanachu, wziąć udziału we wspólnym nabożeństwie, wygłosić kazania do katolików. Ekumeniczne dyskusje toczyły się nieustannie w domu państwa Klingerów odwiedzanym przez wielu katolickich teologów, filozofów, humanistów otwartych na to, co przyniósł Drugi Sobór Watykański. Gospodarz ma ogromne zasługi w spopularyzowaniu prawosławia wśród polskiej inteligencji.

Kiedy po 1956 roku naciski polityczne zelżały, Jerzy Klinger mógł wyjeżdżać za granicę i poznawać złożoną problematykę stosunków między Zachodem a prawosławnymi elitami rosyjskimi oraz przedstawiać własne interpretacje w tej materii. Pionierskim wkładem w rozwój nowoczesnej teologii są badania historycznoliterackie tekstu Pisma Świętego.

wnuk, syn, uczeń

Michał studiował astronomię. Zajmował się amatorsko teatrem. W roku 1975 rozpoczął studia teologiczne i zdążył jeszcze posłuchać wykładów swego ojca, ten zaś zdążył się jego wyborem ucieszyć.

W badaniach wybrał biblistykę. W działalności publicznej kontynuuje dzieło ojca, tj. prezentuje zainteresowanym kręgom związki między duchowością Wschodu i Zachodu, sens teologii prawosławnej dla ludzi Zachodu, „blask treści liturgicznych i ikonografii prawosławia”.

Nie widzi bliskiej perspektywy odnalezienia się chrześcijan w jednym kościele: – Jeżeli inność mnie nie fascynuje, tylko jest obca, nieprzyjemna, zatrważająca, to nie zbliżam się, ale odwracam. W rozmowie używa słów: droga krzyżowa, jaką w Polsce przechodzą zwolennicy ekumenizmu, który, zdaniem dr. Klingera juniora, załamał się pod wpływem tryumfalnego przeżywania wyzwoleńczych przemian.

W Trzeciej Rzeczypospolitej prawosławnym dzieje się dobrze – rosną cerkwie, rozwijają się klasztory, zapełniają seminaria, pojawiają wydawnictwa, ale wszystko to poza dążeniem do jedności, bez ducha ekumenizmu, osobno. – Nie ma jeszcze w psychice miejsca na braterstwo. Stać nas na to, ale potrzeba autorytetów, które pociągnęłyby ogół.

Spotkanie z dr. Michałem Klingerem zakończyło się rozważaniem o pojmowaniu Ewangelii, której depozytowi poświęcił niejedną pracę. Uważa, że mamy dzisiaj do czynienia z faryzeizmem, przypisującym Bogu atrybut sędziego i redukującym do sankcji moralnej, podczas gdy Chrystus „chodził do grzeszników, a nie do świętych i możnych tego świata.” Myślę, że wielkie zadania ma przed sobą potomek rodu, świadom powinności związanych ze swą duchową sukcesją.