Status prawny nienarodzonego

Oktawian Nawrot


W 1952 roku na język polski została przetłumaczona powieść francuskiego pisarza Jeana de Brullera, znanego szerzej pod pseudonimem Vercors. Powieść ta, zatytułowana Zwierzęta niezwierzęta, poruszała de facto kwestię definicji człowieka. Fabułę jej stanowił dyskurs, jaki toczył się wokół pytania o status i naturę anthropopiteka. Anthropopitek, w skrócie tropi, stanowił w powieści ogniwo ewolucyjne łączące świat ludzi ze światem pozostałych naczelnych. Co ciekawe, pytanie to postawione zostało w pierwszym rzędzie na płaszczyźnie prawa. Otóż mężczyzna należący do gatunku homo sapiens zabił nowo narodzone dziecko tropi, którego zresztą był ojcem. Konieczne w związku z tym stało się ustalenie, czy zamordowany został człowiek, czy też istota nim niebędąca? Obok prawników, w spór zostali stopniowo zaangażowani lekarze, antropolodzy, a także teolog. Powołany nawet został przy parlamencie specjalny „Komitet Studiów nad Specyfikacją Rodzaju Ludzkiego mający sformułować Definicję Prawną Jednostki Ludzkiej”. Okazało się bowiem, że udzielenie jednoznacznej odpowiedzi będzie miało walor uniwersalny, nie tylko pomoże doprowadzić do finału toczącą się sprawę karną, lecz nadto zadecyduje o losach całego gatunku.

Analogiczna do tej dyskusja toczy się współcześnie wokół problematyki statusu nasciturusa (mającego się narodzić). Podsycana jest ona zarówno przez konkretne sprawy trafiające na wokandy sądów całego świata, jak i pytania kierowane ze strony świata nauki. W obliczu coraz to nowych odkryć naukowych, pojawienia się technik umożliwiających ingerencję w proces rozrodczy człowieka oraz jego rozwój prenatalny, kwestia ustalenia statusu nienarodzonego przestaje już być zagadnieniem czysto teoretycznym, a staje się palącym problemem mającym wymiar praktyczny. Zasygnalizuję w tym miejscu tylko kilka wątpliwości współczesnego świata: czy zamrożone embriony, pochodzące z zapłodnień in vitro, mogą być wykorzystywane np. do celów naukowych bądź w przemyśle kosmetycznym? Czy można wpływać na płeć dziecka lub inne jego cechy w drodze manipulacji genetycznych? Czy można w sposób sztuczny utrzymywać przy życiu embriony w celu pobrania ich tkanek?

U podstawy wszystkich wymienionych wyżej pytań leży de facto niepewność co do statusu nasciturusa na określonym etapie rozwoju. Zasadniczym więc problemem toczących się na ten temat debat jest spór o definicję człowieka, czyli o warunki, jakie musi spełniać dany organizm, byśmy mogli go nazwać istotą ludzką. Podobnie jak w powieści Vercorsa, w dyskusji tej biorą udział nie tylko prawnicy, ale również przedstawiciele nauk przyrodniczych, etycy, antropolodzy, filozofowie, teolodzy oraz wielu innych.

Kim jest nasciturus?

Kim albo czym jest więc nasciturus? Próba udzielenia odpowiedzi na to pytanie, w świetle różnych systemów prawnych i etycznych, jest zasadniczym celem prowadzonych przeze mnie badań. W tym miejscu ograniczę się do stwierdzenia, że nasciturus to pojęcie typowo prawnicze, wywodzące się jeszcze z prawa rzymskiego, a określające płód ludzki znajdujący się w łonie matki, posiadający tzw. warunkową zdolność prawną. Pierwotnie termin ten ukuty został na potrzeby prawa cywilnego, a przede wszystkim instytucji spadkobrania, współcześnie jednak określa się nim zygotę, zarodek i płód ludzki znajdujący się w łonie matki, bez względu na to, czy sprawa, która go dotyczy, ma charakter cywilny, czy np. karny. O nasciturusie mówi się zatem m.in. w kontekście badań prenatalnych, aborcji, zapłodnień in vitro, macierzyństwa zastępczego etc. Owa, chciałoby się rzec, popularność przytoczonej nazwy zdaje się wiązać z jej neutralnością antropologiczną, nie rozstrzyga ona bowiem, czy istota, do której się odnosi, jest człowiekiem, czy też nie. Nie zmienia to jednak faktu, iż pytanie o status prawny, a zatem de facto i ontyczny, nasciturusa pojawia się, a możliwe odpowiedzi charakteryzują się daleko posuniętymi implikacjami społecznymi. Jeżeli bowiem stwierdzimy, że nienarodzony na wczesnym etapie rozwoju jest jedynie grupą dobrze zorganizowanych komórek, wówczas być może znikną powody, dla których manipulowanie embrionami, dokonywanie na nich eksperymentów, zamrażanie i uśmiercanie ich należałoby uznać za nieetyczne, a tym bardziej – z punktu widzenia prawa – za niedopuszczalne. Jeśli dalej światopogląd i związaną z nim wizję rzeczywistości uznamy za prywatną sprawę każdego człowieka, wówczas być może dla wielu przestaną istnieć podstawy do tego, by np. lekarzowi−materialiście zabronić klonowania istoty ludzkiej.

Z punktu widzenia tzw. pozytywizmu prawniczego status nasciturusa uzależniony jest wyłącznie od woli prawodawcy. To ustawodawca ma możliwość arbitralnego określenia, kim bądź czym z punktu widzenia prawa jest nienarodzony. Gdy jednak podejść do problemu z punktu widzenia prawa natury, okaże się, że status prawny nienarodzonego uzależniony jest w głównej mierze od jego statusu ontycznego (tego czym/kim on naprawdę jest). Jeżeli więc uzna się, że nasciturus na określonym etapie rozwoju w istocie jest człowiekiem, wówczas konieczne będzie, na tej tylko podstawie, przyznanie mu określonych praw, a następnie ich zabezpieczenie. Co więcej, okazuje się, że w ten właśnie sposób na przestrzeni ostatnich czterech tysięcy lat (tyle mniej więcej liczy historia regulacji prawnych wiążących się z problematyką statusu nienarodzonego) postępowali prawodawcy. Ten również punkt widzenia przyjmuję w swoich pracach.

Terminologia prawna

Wiadomo, że termin „człowiek” może występować przynajmniej w dwóch różnych znaczeniach: deskryptywnym lub wartościującym. W znaczeniu deskryptywnym nazwa „człowiek” służy do wyznaczenia kręgu istot wchodzących w skład gatunku homo sapiens, w znaczeniu wartościującym natomiast do zaakcentowania pewnych charakterystycznych wartości, które wiążemy z przynależnością do społeczności ludzkiej. Tym samym termin „człowiek” przenosi nas na dwie, w dużej mierze niezależne od siebie, płaszczyzny – płaszczyznę faktów i płaszczyznę sądów. Znamienne jest, że na obu tych płaszczyznach nie ma zgody co do posługiwania się wspomnianym terminem. Odwołując się do danych z zakresu embriologii, można z jednej strony mówić, że embrion ludzki jest człowiekiem (np. odwołując się do tzw. kryterium genetycznego), z drugiej natomiast bronić stanowiska, zgodnie z którym człowiek pojawia się na późniejszym etapie rozwoju prenatalnego (wskazując np. na pojawienie się bioelektrycznej aktywności mózgu). Ów brak zgody co do faktów implikuje siłą rzeczy uzasadnione w tym kontekście wątpliwości co do powinności wobec kształtującego się życia – powstają nawet wątpliwości, czy to życie należy chronić, czy też nie.

Pojawiająca się również na gruncie prawa terminologia odnosząca się do życia w najwcześniejszych stadiach rozwoju, dodatkowo komplikuje opisaną wyżej sytuację. Bardzo często terminologia ta zaczerpnięta jest wprost z medycyny i jako taka służy do określenia konkretnych stadiów rozwojowych, a nie do wprowadzania dystynkcji mających znaczenie prawne bądź etyczne. Co więcej, można odnieść wrażenie, że spotykana stosunkowo często w ustawodawstwie ekwilibrystyka słowna ma na celu de facto ukrycie bezsilności prawa w stosunku do problemów przynoszonych przez życie i rozwój technik medycznych. Mnogość terminów odnoszących się do życia ludzkiego w fazie prenatalnej – zygota, zarodek, pre−embrion, embrion, płód, nienarodzony, dziecko poczęte, nasciturus, mający się narodzić, dziecko nienarodzone – z punktu widzenia potrzeb nauk szczegółowych bardzo istotna, nie przybliża nas do odkrycia tajemnicy „człowieczeństwa”. Jak zauważył Shakespeare w Romeo i Julii: Cóż znaczy nazwa? To, co zwiemy różą, pod inną nazwą nie mniej by pachniało. Można zadać również bardziej ogólne pytanie, czy wspomniana wyżej bogata terminologia jest w ogóle adekwatna w stosunku do opisywanej rzeczywistości? Zauważmy bowiem, że używając terminu „istota ludzka”, „embrion”, „zarodek” etc., myślimy o konkretnym organizmie. Konkretnym, czyli jednostkowym. Tymczasem dane medyczne sugerują, że w najwcześniejszych etapach rozwoju prenatalnego trudno mówić o w pełni ujednostkowionym bycie. A zatem, czy nie należałoby się zastanowić nad wprowadzeniem bardziej stosownych terminów?

Kryterium techniczne

Warto podkreślić, że problem ustalenia kim bądź czym jest nasciturus, jest tym bardziej doniosły, że w dobie wielkiej eksplozji ideologii praw człowieka, w której bez wątpienia żyjemy, z samej istoty człowieka wyprowadza się katalog podstawowych praw i wolności. Praktyka ta zasługuje niewątpliwie na uznanie. Tym bardziej więc rażąca wydaje się sytuacja, w której oficjalnie uznaje się nasciturusa za człowieka, a jednocześnie odmawia się ochrony jego podstawowych praw. Wydaje się, że we wszystkich innych przypadkach odmawianie ochrony podstawowych praw pewnej grupie jednostek ludzkich byłoby czymś karygodnym i sprzecznym, tak z podstawowymi zasadami prawa, jak i z tym, co nazywa się jego duchem. Zastrzeżenia moralne musi więc również budzić stan, w którym, w poszczególnych systemach prawnych, nienarodzony na określonym etapie rozwoju posiada różny status, a przypomnijmy, że mowa jest w tym miejscu o statusie człowieka. Jeżeli weźmie się pod uwagę ustawodawstwa poszczególnych państw, okaże się, że sytuacja taka jest powszechna. W niektórych ustawodawstwach ochrona nasciturusa jest szersza i jeżeli chodzi o katalog podstawowych praw jest identyczna z ochroną już narodzonych, w innych zaś węższa i nie różni się od ochrony własności (nienarodzony traktowany jest więc np. jak samochód lub para rękawiczek).

Nie sposób nie odnieść się do jeszcze jednej, powszechnej również praktyki, uzależniania statusu nasciturusa od jego szans na samodzielne życie poza organizmem matki. Niejasne jest, dlaczego zdolność do samodzielnego życia ma decydować o człowieczeństwie? Dziecko umieszczone po narodzinach w inkubatorze nie jest przecież zdolne do samodzielnego życia, a jednak z całą pewnością jest człowiekiem. Zauważmy ponadto, że wspomniane kryterium jest czysto techniczne. Oczywiste jest, że to od poziomu technologii de facto zależy, czy uda się utrzymać płód przy życiu, czy też nie. Być może w odległej przyszłości możliwa stanie się ektogeneza – cała ciąża będzie mogła przebiegać w środowisku sztucznym. Czy wówczas trzeba będzie uznać, że jednostką ludzką jest już zygota?

Przedstawione kryterium techniczne jest bardzo niepokojące z jeszcze jednego powodu. Zwróćmy uwagę na to, że poszczególne placówki medyczne dysponują różnym sprzętem. Tym samym, w jednej z nich płód będzie zdolny do „samodzielnego” życia poza organizmem kobiety, a zatem będzie człowiekiem, w innej zaś nie.

Na naszych oczach

Pomimo zasygnalizowanych wyżej trudności wydaje się, że człowieczeństwo nasciturusa, bądź też jego brak, w określonym etapie rozwoju, jest niewątpliwie kwestią faktów, a nie uznania, przynajmniej na płaszczyźnie deskryptywnej. Naturalną zatem drogą postępowania prawodawcy powinno być podjęcie próby ustalenia, kim bądź czym w istocie jest nienarodzony na określonym etapie rozwoju, a następnie ustanowienie w świetle tych ustaleń konkretnych regulacji prawnych. Nie ma większego sensu w tym miejscu wspominać, jak trudne jest to zadanie. Być może nawet jego wykonanie nigdy nie stanie się możliwe, lecz niestety nie możemy pozwolić sobie na komfort umycia rąk i skwitowania, iż „nie nasza to sprawa”. Nasza to sprawa, bo właśnie na naszych oczach dokonuje się rewolucja biotechnologiczna – wykorzystuje się embriony ludzkie w procesie produkcji kosmetyków, dokonuje się prób klonowania istoty ludzkiej, dokonuje się eksperymentów na żywych embrionach ludzkich, niszczy się „nadliczbowe” embriony. Na naszych oczach dokonywana jest selekcja embrionów ze względu na kryteria genetyczne, podejmowane są zabiegi, których celem jest doprowadzenie do narodzin człowieka nie przez kobietę, lecz przez zwierzę. Na naszych oczach wreszcie podejmowane są próby fuzji ludzkich i zwierzęcych gamet.

Dr Oktawian Nawrot jest asystentem w Zakładzie Logiki, Metodologii i Filozofii Nauki Instytutu Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Gdańskiego.