Zrozumieć, nie wyjaśniać

Już sam pomysł podjęcia kompleksowej analizy i wydobycia jedności sensu dorobku Hannah Arendt zasługuje na uznanie. Dzieło wielkiej myślicielki, uznawanej za prekursorkę historiograficznego postmodernizmu, jest bowiem programowo niespójne, fragmentaryczne, niekonkluzywne. Paradoksalnie „stąd właśnie konieczność racjonalizacji, będącej ostatecznie formą przemocy usprawiedliwionej potrzebą zrozumienia” – tłumaczy Marcin Moskalewicz, historyk idei.

Kluczem do zrozumienia myśli Hannah Arendt jest dla Moskalewicza filozofia historii w znaczeniu spekulatywnym, krytycznym i historiograficznym, będąca spoiwem łączącym w całość poszczególne rozdziały książki. Punktem wyjścia i osią podjętych przez siebie analiz autor uczynił Korzenie totalitaryzmu , dzieło będące diagnozą i remedium na kryzys nowożytności, którego namacalnym objawem było zerwanie ciągłości historii Zachodu, zerwanie z tradycją i pojawienie się luki (gap) między przeszłością a przyszłością. Ale teoria totalitaryzmu Arendt interesuje go przede wszystkim o tyle, o ile wpływa na jej własną koncepcję historiografii.

Każda opowieść będąca narzędziem radzenia sobie z przygodnością świata i siebie samego niesie bowiem ze sobą ryzyko totalitaryzmu. Pytanie zasadnicze brzmi więc – jak opowiadać totalitaryzm, żeby ta opowieść sama nie była potencjalnie totalitarna? Mogłaby się taką stać, gdyby zaczęła wyjaśniać. Kwestia zatem, jak ten totalitaryzm opisać, żeby zrozumieć, ale nie wyjaśnić. Skoro sama naukowość w pisaniu o historii jest elementem totalitaryzmu, należy całkowicie zerwać z teleologią właściwą klasycznej historiografii wyjaśniającej na rzecz historiografii fragmentarycznej.

Zabiegi narracyjne stosowane przez Arendt w Korzeniach totalitaryzmu : chaotyczny kolaż, zerwania, nieciągłości, wywołujące efekt dezorientacji i niepewności, powodowały, że zarzucano jej wypaczenie naukowości. Ale ta niespójność była dla Arendt tym, co stanowiło o zasadniczej wartości i sile jej dzieła, bo dzięki temu mogła odciąć się tak wyraźnie od ideałów niesprzeczności i zupełności. Moskalewicz zwraca uwagę, że historiografia fragmentaryczna Arendt może stanowić pochwałę interpretacyjnej niekonsekwencji, o której pisał Leszek Kołakowski. „Konsekwencja jest bowiem rodzajem fanatyzmu wykluczającego wartości niezgodne z danym porządkiem reprezentacji. Tymczasem świat wartości przenikających narrację historyczną nie jest logicznie dwuwartościowy, a różne wartości mogą w niej wzajemnie się przenikać i wykluczać”.

Marcin Moskalewicz nie ogranicza się do analizy Korzeni totalitaryzmu , choć ta praca przewija się przez wszystkie karty jego książki i jest najbardziej znacząca. Z pełną świadomością niemożliwości ujęcia dorobku Arendt w spójną całość – w sposób erudycyjny, refleksyjny, wysmakowany – szuka sensu całego jej dzieła, a czyni to w kontekście dzieł innych wielkich myślicieli: Waltera Benjamina, Hansa-Georga Gadamera, Martina Heideggera, Immanuela Kanta, Paula Ricoeura, Franka Ankersmita, Carla Gustava Hempela, Karla Rajmunda Poppera i wielu innych.

Brakuje w książce analizy chyba najsłynniejszej tezy Arendt – o „banalności zła”, którą opisała w „raporcie” z procesu zbrodniarza hitlerowskiego Adolfa Eichmanna (Eichmann w Jerozolimie. Rzecz o banalności zła ). Lekturę książki warto więc uzupełnić o film Margarethe von Trotty – Hannah Arendt , który właśnie wchodzi do kin, a skupia się dokładnie na tym wątku.

Anna Jawor

Marcin MOSKALEWICZ, Totalitaryzm, narracja, tożsamość. Filozofia historii Hannah Arendt , Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Toruń 2013, seria: Monografie FNP.