Zaproszenie do „świata myśli”

Tę książkę chce się natychmiast przejrzeć, przeczytać wzmiankę pod zdjęciem, zatrzymać się na chwytliwym tytule czy lidzie, zahaczyć o informacje na marginesach i spisać adres strony (niejednej!) internetowej, na którą powołują się z entuzjazmem autorzy. Właśnie ten nieskrywany entuzjazm stanowi o wyjątkowości i spójności publikacji. Książka wizualnie przypomina pięknie i profesjonalnie wydany magazyn. Z Promosaurusem należałoby wrócić do domu, włączyć laptopa i zacząć przygodę na fascynujących terytoriach (polecanych stronach, serwisach, blogach, portalach, platformach) upowszechniania wiedzy.

W podtytule pojawia się słowo „poradnik”, które może zniechęcać, bo nie przystaje do działu „nauka” i brzmi w tym kontekście dość niepokojąco. Promosaurus jednak w niczym nie przypomina poradników perfekcyjnych pań domu czy zmagających się z upływem czasu czterdziestolatków. Owszem, można tu znaleźć wiele konkretnych wskazówek, ale nie wpisują się one w formułę „instrukcji obsługi”. Dzięki temu książka nie odbiera odbiorcy entuzjazmu i kreatywności, a także – co chyba najbardziej irytuje w typowych poradnikach – nikt nie mami tu czytelnika nadzieją na absolutną skuteczność przytaczanej metody. Autorzy uzupełnili praktyczne porady o własne opinie – wyraziste, nierzadko sprzeczne z panującymi przekonaniami – na temat różnych przejawów upowszechniania nauki.

Bożena Podgórni, polonistka, odpowiada na podstawowe pytania: dlaczego obchodzi mnie promocja nauki i czemu chcę przekonywać do tego innych? W tekście przyznaje, że trudno dziś o inną grupę zawodową finansowaną z pieniędzy publicznych, która cieszyłaby się większym szacunkiem społeczeństwa i która jednocześnie tak mało by się tym interesowała. Oddzielenie nauki od codzienności trwało tak długo, że w końcu przestało dziwić. Jednak czasy zdecydowanie się zmieniły i nie można już ot tak uznać, że w elitarności nie ma nic złego, a dzielenie się wiedzą nie jest żadnym celem. Polscy naukowcy przypominają Archimedesa, który pochłonięty swoimi obliczeniami zapominał o kąpieli – żartuje autorka. Nasi uczeni są tak zaangażowani w swoje badania, że nie dostrzegają świata zewnętrznego, traktując go jako odrębny i, w gruncie rzeczy, nieistotny byt. Akademik natomiast powinien pociągać za sobą tłumy, by jak największa grupa ludzi mogła podzielać opinię kolejnego autora – Lecha Mankiewicza, fizyka i astrofizyka, że nauka jest czymś zdecydowanie przyjemniejszym od seksu. Dostarcza ogromnej dawki emocji i daje poczucie radości ze zrozumienia czegoś fascynującego.

Piotr Żabicki, socjolog, pisząc o relacjach nauka – kultura masowa, nawiązuje z kolei do inicjatyw naukowych adresowanych do szerokiego, pozauniwersyteckiego grona odbiorców. Zwraca uwagę na takie przedsięwzięcia, jak Zooniverse lub Foldit. Opierają się one na crowdsourcingu, czyli masowym udziale osób z zewnątrz, które wspomagają badaczy w analizie danych – tworzą wspólnotę, podróżują (poprzez obrazy w sieci) w czasie i przestrzeni, grają, rywalizują, starają się dotknąć tajemnic.

W jednym z numerów magazynu „Wired” Nancy Miller napisała: „Muzyka, telewizja, gry, filmy, moda: pochłaniamy dziś popkulturę w ten sam sposób, w jaki czerpaliśmy przyjemność z cukierków i chipsów”. Dla wielu badaczy – o czym pisze Żabicki – taka wizja jest traumatyczna i odległa o tysiące lat świetlnych od ich postrzegania świata nauki. Czy istnieje zatem szansa, że te galaktyki mogą się spotkać? Oczywiście! Zwłaszcza, że popkultura to nie demon o nadludzkich mocach, a już w szczególności nie taki, który może wygrać w zetknięciu z racjonalnością nauki.

Małgorzata Pawełczyk

Promosaurus. Poradnik promocji nauki , redakcja Piotr ŻABICKI, Edyta GIŻYCKA, CITTRU, Uniwersytet Jagielloński, Kraków 2013.