Za kulisami polityki

Florentczyk, sangwinik, człowiek o renesansowym spektrum zainteresowań, urodzony sceptyk i racjonalista, może trochę narcyz, rogata dusza. Vanni – jak zwracali się do niego przyjaciele… O ludziach pokroju Giovanniego Sartoriego zwykło się mówić, że wymykają się utartym schematom. Był jednym z pionierów europejskiej politologii: wyznaczał tory myślenia o polityce, odkrywał mechanizmy nią rządzące, tworzył kanon wiedzy całej dyscypliny. Dla wielu studentów politologii, którzy dopiero poznawali kulisy wielkiej polityki, ze swoimi oryginalnymi teoriami, klasyfikacjami, pojęciami, pełnił rolę niewidzialnego przewodnika po tym skomplikowanym, ale i fascynującym świecie. Nie każdy brał go sobie od razu na mistrza, lecz nie było chyba nikogo, kto po ledwie kilku wykładach wyobrażałby sobie politologię bez jego w niej udziału. Sartori w dużej mierze namalował współczesny obraz politycznej rzeczywistości.

Jego tłem mogłaby być filozofia, w której upatrywał korzeni politologii, a ramami demokracja, którą z kolei uważał za jedyny system rządów zgodny z naturą człowieka, z samą istotą człowieczeństwa. Już samą jej definicją, której urokowi nietrudno było ulec, jakże różną od akademickich, dał świadectwo swojego geniuszu. Określił ten ustrój jako taki, „w którym nikt nie może sam siebie wybrać, nikt nie może powierzyć sobie władzy rządzenia i, tym samym, nikt nie może przywłaszczyć sobie bezwarunkowej i nieograniczonej władzy”. Dał się poznać jako zwolennik demokracji, ale w mało popularnej dziś wersji bezprzymiotnikowej, chociaż – na co zwraca uwagę Marek Bankowicz – jest w tym niekonsekwentny. Wyjątek czyni bowiem dla demokracji współczesnej, opierającej się na wolności jednostki, uparcie nadając jej określenie „liberalna”, co w jego mniemaniu odróżnia ją od antycznej, totalnej. Skoro jednak, włącza się autor książki, dla Włocha każda demokracja jest liberalna, a jakakolwiek inna – ludowa, proletariacka, prawdziwa, suwerenna czy narodowa – to de facto maskowanie dyktatury, wówczas dodawanie owego wolnościowego komponentu mija się z celem. To czysty pleonazm – nie ma wątpliwości krakowski uczony. Takich słabych punktów u Sartoriego dostrzega więcej. Mnoży pytania, z którymi Maestro sobie nie radzi, od części hipotez wyraźnie się dystansuje, jednym słowem nie pozostaje względem niego bezkrytyczny. Uznawszy się jednak za politologa w sartoriańskim typie i deklarując przy tym, że ten model uprawiania badań nad polityką jest mu najbliższy, umiejętnie balansuje między czynieniem wyłomów w myśleniu włoskiego giganta a hołdowaniem jego wielkości.

Bankowicz nie rozstrzyga jednoznacznie, co w największej mierze o owej wielkości przesądzało. Z całą pewnością ogromne znaczenie miała siła rażenia jego argumentów. Z jednoznacznych, przekonujących rozstrzygnięć stawianych przed nim problemów uczynił swój znak firmowy. Nawet z tak beznadziejnej wydawałoby się sytuacji, w której domagano się od niego wskazania najlepszego z możliwych systemu wyborczego, potrafił wyjść obronną ręką.

Fundamentem pomnika Sartoriego mogłaby też być jego nieustępliwość w dążeniu do upraktycznienia politologii. Ubolewał nad jej małą zdolnością aplikacyjną, choć przecież daje ona sposobność do zmiany zastanej rzeczywistości na lepszą. „Politolodzy powinni wiedzieć, w stopniu większym niż laicy, jak rozwiązywać problemy polityczne, które reformy są niezbędne do przeprowadzenia, jakie decyzje zadziałają lepiej niż inne. Takiego know-how nie oferuje żadna inna dyscyplina naukowa” – twierdził.

Jednak z dzisiejszej perspektywy kto wie czy nie kluczowym budulcem jego autorytatywności był brak zaangażowania. Wprawdzie nie uciekał od komentarzy, ocen czy analiz, ale w myśl zasady: „politolog to nie polityk, podobnie jak kryminolog to nie kryminalista”, nigdy nie związał się z żadną partią i żadnej nie wspierał. Jego wiedza miała służyć wszystkim, a nie tylko niektórym.

A więc do tego wszystkiego jeszcze niepoprawny idealista…

Mariusz Karwowski

Marek BANKOWICZ, Maestro politologii. Eksploracje polityki Giovanniego Sartoriego , Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2018.