Wspomnienia wojskowego dyletanta
Są to wspomnienia brytyjskiego generała porucznika Adriana Cartona de Wiarta, bardzo ciekawe i pełne odniesień do Polski i Polaków. Miłośnikom polskiej historii, głównie wojskowej, nie była to postać obca. Ten europejski arystokrata, w którym płynęła krew belgijska oraz po babce krew irlandzkich przodków, w 1899 r., jako dziewiętnastolatek, wziął udział w wojnie burskiej. Tak rozpoczęła się wieloletnia i niezwykle bogata kariera wojskowa człowieka, który – jak sam napisał – wojaczkę miał we krwi i był zdecydowany walczyć „wszystko jedno z kim lub o co”. Pomimo że nie ukończył żadnej wojskowej szkoły oraz niezbyt dobrze znał musztrę, nie lubił map i źle orientował się w terenie, w toku swej długoletniej służby osiągnął szczyty wojskowej hierarchii. Można go więc uznać za wojskowego dyletanta, któremu dobre urodzenie i rodzinne koneksje, odpowiednie wychowanie, zamiłowanie do sportu konnego, tężyzny fizycznej i myślistwa oraz niekwestionowana osobista odwaga i w końcu zwykłe życiowe szczęście pozwoliły dosłużyć się generalskiej szarży, przy czym z kapitana na generała majora awansował w zawrotnym wręcz tempie, bo w okresie pomiędzy 1914 a 1916 r.
Cechą charakterystyczną jego sposobu dowodzenia był osobisty przykład, przy czym na polu walki poruszał się bez broni palnej, ale z nieodłączną trzcinką w ręku. Zawsze też podążał za nim ordynans z imbrykiem do herbaty oraz pledem. Karierę wojskową kontynuował podczas II wojny światowej: w 1940 r. walczył w Norwegii, zaś w 1941 dostał się do włoskiej niewoli. Wojaczkę zakończył jako osobisty przedstawiciel Winstona Churchilla przy chińskim generalissimusie Czang Kai-szeku.
Dla polskiego czytelnika najciekawsze oraz najistotniejsze są jednak te fragmenty wspomnień de Wiarta, które dotyczą Polski i Polaków. Po raz pierwszy jako szef Brytyjskiej Misji Wojskowej znalazł się w Polsce i Warszawie w lutym 1919 r. Sam przyznaje, że w kwestiach polskich był wówczas kompletnym ignorantem. Szybko jednak polubił nasz kraj i jego dzielnych ludzi, a niemałą rolę odegrały w tym dobry zmysł obserwacji, brak tak typowych dla innych Brytyjczyków antypolskich uprzedzeń, kontakty z odpowiednimi ludźmi, jak chociażby z Piłsudskim, oraz znajomości zawarte z kręgiem polskich arystokratów i myśliwych, których uważał za śmietankę ówczesnej europejskiej socjety. Jego opinie i poglądy w kwestiach polskich były często sprzeczne z oficjalną linią polityczną władz brytyjskich, które jak sam zauważył, z reguły przedkładały interesy Niemiec oraz innych krajów nad postulaty władz polskich. Wśród poznanych Polaków szczególnie cenił Józefa Piłsudskiego, głównie za jego polityczną przenikliwość.
Po zakończeniu swej misji pozostał w Polsce jako gość Karola Mikołaja księcia Radziwiłła, który podarował mu siedzibę w Prostyniu na Polesiu, gdzie de Wiart mieszkał do 1939 r., kiedy to po raz drugi stanął na czele Brytyjskiej Misji Wojskowej w Polsce. Pisząc po latach wspomnienia zauważył, że jedną z naszych cech narodowych, poza patriotyzmem oraz ogromną i bezinteresowną gościnnością, jest kłótliwość, co wynika zarówno ze szlacheckiej, jak i chłopskiej mentalności Polaków. Z drugiej strony cenił polską kulturę i kuchnię oraz dążenie do dobrze pojmowanego życiowego komfortu. Jest też rzeczą oczywistą, że był zachwycony myśliwskim zamiłowaniem Polaków oraz wspaniałością terenów łowieckich i obfitością zwierzyny.
Adrian Carton de Wiart bez wątpienia był postacią nietuzinkową, którą na dodatek los silnie związał z Polską i Polakami oraz umożliwił mu poznanie naszej historii i kultury, a także wyrobienie sobie o nas obiektywnej opinii. W efekcie tego możemy zaliczyć go do nielicznego grona Brytyjczyków życzliwych Polsce i jej różnorodnym aspiracjom. Gdy dołożymy do tego fakt, że wspomnienia te napisane są żywym i plastycznym językiem, to otrzymamy lekturę ze wszech miar wartą przeczytania.
Aleksander Smoliński
Adrian CARTON DE WIART, Moja odyseja. Awanturnik, który pokochał Polskę, tłum. Krzysztof Skonieczny, Wydawnictwo Bellona, Warszawa 2016.