W głębokiej studni

W maju, tuż przed końcem roku akademickiego, w Instytucie Studiów Starożytnych Kuropaskiego Uniwersytetu w Pasikurowicach, doszło do tragicznego zdarzenia. Dziekan instytutu wypadł przez balustradę i spadł na posadzkę, ponosząc śmierć na miejscu. Błyskawicznie podjęte dochodzenie ma ustalić, czy profesor Mirosław Korbieluch popełnił samobójstwo, zginął w wyniku nieszczęśliwego wypadku, czy w murach szacownej uczelni mogło dojść do zabójstwa.

Zadanie komisarza Jacka Cichosza jest bardzo niewdzięczne. Młody człowiek jest idealistą, a także dumnym absolwentem Kuropaskiego Uniwersytetu. Widok zwłok w murach uczelni robi na nim przytłaczające wrażenie, tym bardziej uważa, iż podejrzenie o morderstwo nie licuje z tym miejscem, kojarzy się ze świętokradztwem. Śledczy jeszcze jednak nie wie, jakie tajemnice skrywają się pod elegancką fasadą „świątyni nauki” położonej przy ulicy Gołębiego Serca, nie domyśla się także, ile ironii mieści się w nazwie ulicy.

Dochodzenie nie będzie proste. Sprawy nie ułatwia liczba podejrzanych ani ich mataczenie w zeznaniach. Komisarz zdaje sobie sprawę, że od samego początku podlega manipulacji, a podejrzani toczą z nim grę. Jedni trzymają wspólny front, przemawiając głosem Janiny Pakowalskiej (dyrektorki i postrachu wydziału), inni próbują różnych sztuczek, by uniknąć przesłuchania. Nieoczekiwanie pojawia się anonimowy informator, który zwraca uwagę na tematy, które publicznie nie są zbyt skwapliwie poruszane. Śledczy musi dociec, które informacje są prawdziwe, jakim człowiekiem był dziekan i co kryło się za kuriozalnymi decyzjami, które podejmował. Wydaje się istotne dla śledztwa, by odkryć, z jakiego powodu Instytut za wszelką cenę podcina skrzydła zdolnym pracownikom, a promuje dyletantów. Trzeba wreszcie rozgryźć, dlaczego wydział zdołał uniezależnić się od macierzystego uniwersytetu i stał się autonomiczną organizacją, państwem w państwie, kierującym się własnym prawem, a raczej regułami ustanowionymi przez dyktatora. Im bardziej jednak młody człowiek zagłębia się w sprawy instytutu, tym większe ma wrażenie, że zagląda do głębokiej, ciemnej studni…

Śmierć dziekana jest powieścią kryminalną, ale próżno w niej szukać błyskotliwych sztuczek, które zwykle urozmaicają utwory tego gatunku. Jej prawdziwe walory tkwią w czym innym. Wątek detektywistyczny jest raczej pretekstem, by wziąć pod lupę niektóre problemy szkolnictwa wyższego. Śledztwo toczy się dość wolno z powodu różnych utrudnień, ale dzięki temu czytelnik może wczuć się w klimat, poznać relacje między pracownikami, dzięki czemu zauważy mechanizmy, które sterują działaniem instytutu.

Zofia Tarajło-Lipowska, która jest bohemistką, znawczynią języka i literatury czeskiej (wielokrotnie nagradzanym za wybitne osiągnięcia pracownikiem naukowo-dydaktycznym i wykładowcą uniwersyteckim), napisała satyrę na dobrze jej znane środowisko. Umieściła akcję na terenie fikcyjnej uczelni, jej bohaterowie i sytuacje, w których się znaleźli, zostały przejaskrawione, a opisy potraktowane są grubą, karykaturalną kreską. Powieść w krzywym zwierciadle ukazuje absurdy szarej, uczelnianej rzeczywistości, a jej lektura powinna skłaniać do refleksji. Dociekliwi znajdą pod płaszczykiem groteski ukrytą krytykę systemu, gdyż autorka obnaża działanie naukowych koterii, które przekształcają uczelnię w arenę własnych rozgrywek i kierują się specyficznym kodeksem, który co prawda zapewnia absolutną lojalność wobec członków układu, ale doprowadza do absurdalnych sytuacji, a często do naruszenia zasad moralnych. Najbardziej godny ubolewania jest fakt, iż w całym zamęcie, w wyścigu wielkich, ale też małostkowych i płytkich ambicji, zupełnie zapomina się o studentach.

Aleksandra Urbańczyk

Zofia TARAJŁO-LIPOWSKA, Śmierć dziekana. W studni złych emocji , Wydawnictwo „Lech i Czech”, Katowice 2014.