Stawiając czoło rozpaczy

I Homeryccy bohaterowie, w śmiertelnym, krótkim i kruchym życiu realizujący fatalistyczny scenariusz utkany przez Mojry, i Nietzsche pławiący się w negatywnych aspektach istnienia, i Camus absurdem wręcz nazywający opozycję „między umysłem, który pragnie, a światem, który rozczarowuje”, mierzyli się z tragizmem ludzkiego bytu. Bunt, fascynacja samym procesem stawania się czy po prostu zwrócenie uwagi w stronę piękna tego świata – były ich odpowiedziami na czyhającą na człowieka już od urodzenia pułapkę egzystencji. Ale nie są to jedyne wyjścia, jakie pozostają w naszym repertuarze – dowodzi dr hab. Wojciech Załuski.

Sięgając do filozoficznej spuścizny, przygląda się możliwościom przezwyciężenia rozpaczy, będącej niejako naturalną emocjonalną reakcją na napięcie, które towarzyszy człowiekowi odkąd stał się on samoświadomą jednostką, rozdartą między „wieczną” naturą a swoim przemijaniem. Źródłem owego napięcia jest ogromny potencjał, jaki życie niesie samo w sobie. Z jednej strony piękne, radosne, wyjątkowe, naszpikowane co i rusz przyjemnościami, z drugiej – pełne przeszkód, naznaczone bólem, cierpieniem, prowadzące do nieuchronnej śmierci. Jak się z tego wyzwolić?

Można, tak jak stoicy, po prostu zobojętnieć, nie przywiązywać się zbytnio do sławy, bogactwa, zdrowia, a więc tych wszystkich aspektów, które mają charakter nietrwały, a skupić się na dobru moralnym, osiąganym niezależnie od tego, czy świat pozostaje wobec nas życzliwy. Można całkiem odmiennie, niczym hedoniści, zachłysnąć się przyjemnościami, pozbyć jałowości i nie oglądać się na żadne marności. Można jeszcze inaczej, na sposób buddyjski, czyli wygasić wszelkie pragnienia, odwrócić się od świata, wyrzec się go w myśl zasady, że życie jest bolesne i złudne. Ale można też żyć nadzieją na życie wieczne. „Chrześcijaństwo uczy, że śmierć jest przejściem, a nie definitywnym końcem. Została tu przezwyciężona, i to nie w sposób pozorny, jak na gruncie epikureizmu, który starał się odebrać jej powagę i grozę, lecz rzeczywiście” – pisze Załuski. Alternatywą może również być heroiczna afirmacja. „Uznać życie za tragiczne, absurdalne, a mimo to znajdować w sobie dość siły, aby je afirmować, to dopiero sztuka” – nie ma wątpliwości, nawiązując do wizji obecnej i u Homera, i u Nietzschego, ale również u Camusa.

Krakowski filozof podąża jednak śladem przetartym przez innego myśliciela. To Lew Tołstoj, odwołujący się z kolei m.in. do Sokratesa, Buddy czy Schopenhauera, stał się dla niego punktem odniesienia. W swojej Spowiedzi dumał nad możliwościami wyjścia z rozpaczy, która siłą rzeczy towarzyszy człowiekowi w jego bezsensownym życiu, tak złym i marnym, że lepiej byłoby w ogóle się nie narodzić. Różnica polega nie tylko na tym, że Załuski analizuje jedynie postawy refleksyjne – podczas gdy u rosyjskiego pisarza pojawia się cokolwiek mało intelektualna nieświadomość „by nie wiedzieć albo udawać, że się nie wie” – ale i w tym, że w przeciwieństwie do Tołstoja, dla którego rozprawa ta była punktem zwrotnym, stanowiącym woltę ku religii, nie wskazuje jednej właściwej. Co więcej, mnoży wątpliwości. Hedonistyczne carpe diem jest dla niego raczej głosem rozpaczy aniżeli autentycznej radości, w stoicyzmie doszukuje się psychologicznego mechanizmu samooszukiwania, zaś buddyzm, w jego ocenie, maluje świat w przesadnie czarnych barwach. Dostrzegając w niemal każdej z tych postaw elementy wspólne z egoizmem, wysyła, moim zdaniem, czytelny sygnał, że przezwyciężenie rozpaczy – wybitnie intymnej emocji – bez zwrócenia się ku sobie, bez podkreślenia w tym procesie swojego „ja”, wydaje się mało skuteczne.

Mariusz Karwowski

Wojciech ZAŁUSKI, Przeciw rozpaczy. O tragicznej wizji świata i sposobach jej przezwyciężania, Copernicus Center Press, Kraków 2014.