Ryzyko aktu wiary

Ryszard Koziołek w swej najnowszej książce proponuje lekturę trudną, pisaną językiem teorii literatury, ale też, niespodziewanie w tym kontekście, osobistą, z wszechobecnym, wręcz narzucającym się Ja autora, jego zadufaniem i poczuciem wyższości. To jednocześnie zabieg odpychający i mobilizujący do tego, by przeniknąć umysł badacza i nadążyć za jego tokiem myślenia.

Koziołek uważa, że literatura bez języka teorii jest tylko sobą, czyli elipsą siebie. Mogłoby się wydawać, że to wystarczająca rola dzieła literackiego. Książka jest tym, czym jest i znaczy tyle, ile jest warta dla indywidualnego odbiorcy. To jej siła i całe piękno. Jednak nie dla Koziołka-„lekturowego bękarta”. Jego zdaniem oddzielając teorię od literatury skazujemy się na bycie gapiami lub na uprawianie teorii, czyli gatunku pisania opowiadającego o robieniu teorii. Dziś – jak sądzi autor – teorie są przede wszystkim instrumentami walki o samozachowanie humanistyki. Ponowoczesna sytuacja pluralizmu teoretycznego – w przeciwieństwie do Teorii Jedynej – niesie obietnicę swobodnego wyboru, wolnej gry o teorię. Jednak dla Koziołka owa afirmacja wolności na rynku języków jest jedynie zasłoną bezradności i niepewności ku czemu się zwrócić, aby mieć społeczne znaczenie. W takim sensie pluralność pozostała jedynym pewnym atrybutem teorii – tej pomnożonej i pisanej małą literą. A przecież – podążając za rozumowaniem naszego badacza – wybór teorii nie jest nigdy tylko kaprysem uczonego, który zabawia się w wyliczankę „na chybił trafił” i wybiera z zasobów dostępnych języków. Radosna swoboda buszowania w magazynie z teoriami tylko maskuje, i to mizernie, reaktywność „teoretycznych modnisiów” i powierzchowność „teoretycznych turystów”. Sarkazm autora wyraża jego niezgodę na twierdzenie, że teorie są zestawem do dowolnego używania przez badaczy i stosowania ich do dowolnego obiektu.

Teza Koziołka jest osobliwa – wymaga ryzyka aktu wiary. Teorię nie tylko się wybiera, ale również się jej zawierza i ją praktykuje, a najważniejszy składnik tej praktyki znajduje się poza zasadą racjonalności. Wrastamy bowiem w teorię jak w religię, ateizm lub agnostycyzm i pozostajemy w uścisku jej języka już na zawsze. Ujawnia się to zwłaszcza w odkryciu, że teoria prowadzi do oceny interpretacji. Bo – przekonuje autor – żeby powiedzieć, że lepiej czytać Hamleta niż oglądać House’a, że Prus jest ważniejszym pisarzem niż Pilch, a Davis wybitniejszym muzykiem od Lady Gagi – także potrzebujemy teorii: gatunków, komunikacji, recepcji… jakiejś, nie każdej! I dzieje się tak nawet wtedy, gdy zgodzimy się z twierdzeniem, że teoria nie jest dziś kluczem do otwarcia tekstu.

Koziołek, pisząc o twórcach polskiej literatury nowoczesnej, tak naprawdę czyni siebie bohaterem książki. Uwikłanie pisarza-cynika – w opisywany utwór, w czas, w supermarketową rzeczywistość, w nowe miejsce literaturoznawstwa na początku XXI wieku – to właściwy temat książki. Koziołek pisze: „Akademicka lektura tekstu literackiego zawiera pewien nadmiar precyzji, skrupulatności i specjalizacji, których nie potrzebują rynek ani polityka, a przede wszystkim media. Dlatego nie mam wątpliwości, że ani rynek, ani polityka nie potrzebują mojego zawodowego dociekania nad językiem, formą i znaczeniem pojedynczego, historycznego tekstu. Nie potrzebują tego w nadmiarze nawet studenci. Tylko teksty mnie potrzebują”.

Konstatacja smutna i niestety prawdziwa. Dlatego książka największe uznanie znajdzie wśród czytelników patologicznych, czyli filologów.

Małgorzata Pawełczyk

Ryszard Koziołek, Znakowanie trawy albo praktyki filologii, WYDAWNICTWO UNIWERSYTETU ŚLĄSKIEGO, Katowice 2011, seria: Prace Naukowe UŚ w Katowicach.