Rywalizując z Bogiem
Jeśliby chcieć poszukać tu, na Ziemi, konkurenta Boga, nie byłoby z tym w dzisiejszych czasach większego problemu. Najpoważniejszym kandydatem wydaje się Craig Venter. Ten ponad sześćdziesięcioletni amerykański biolog, a nade wszystko pasjonat, wizjoner i multimilioner, dokonał czegoś niebywałego. Wbrew sceptycznym opiniom wielu naukowców udało mu się zsekwencjonować „minimalny genom”, czyli najmniejszy zestaw genów, wystarczający do podtrzymania życia. Ale to nie wszystko. Marzył o tym, by organizm taki zsyntetyzować w laboratorium z ludzkim materiałem genetycznym. Jakkolwiek obrazoburczo to zabrzmi, powstałoby wówczas sztuczne życie. Kilka miesięcy temu Venter dopiął swego. Teraz nasz los leży również w jego rękach.
A zaczęło się tak niewinnie. W latach 40. XIX w. odkryto chromosomy, których funkcje jednakowoż jeszcze przez pół wieku pozostawały naukową zagadką. Kiedy ją wreszcie rozwiązano, genetyka ruszyła z miejsca niczym francuski TGV. Na horyzoncie pojawiały się kolejne cele. Badacze za punkt honoru postawili sobie złamanie kodu życia, a gdy to osiągnięto – poprzeczka znów powędrowała wyżej. Próbowano dojść, czy płeć, zachowanie, inteligencja, rasa i orientacja seksualna też mają swoje podłoże genetyczne. Głowiono się nad samolubnymi genami i chorobami genetycznymi. Najdłużej zeszło z opisaniem genomu człowieka. Jakież było zdziwienie, gdy w toku prac okazywało się, że liczba ludzkich genów nie przekracza 100, a później – nawet 40 tys. Kiedy stanęło na 21,5 tys., niedowierzanie ustąpiło miejsca fascynacji. Ostatnie lata to już, można rzec, genetyka z zupełnie innej bajki: klonowanie, terapia genowa, zwierzęta i rośliny modyfikowane genetycznie, zapłodnienie in vitro… Jak na dziedzinę mającą dopiero nieco ponad sto lat, sporo udało się osiągnąć. A o tym, że owe dokonania były naprawdę znaczące, świadczy nie tylko tegoroczna, ale i kilka wcześniejszych Nagród Nobla.
W pięćdziesięciu chronologicznie uporządkowanych esejach Mark Henderson pokazuje krętą drogę, jaką genetycy musieli przebyć, by osiągnąć obecny stan wiedzy. Każdy rozdział traktuje o czym innym, ale wszystkie połączone są linią czasu, na której jak na dłoni widać imponujące tempo rozwoju genetyki, która zwłaszcza w ostatnich dekadach mocno ściera się z etyką. Kontrowersje wywołuje choćby wykorzystywanie w przyszłości informacji genetycznej przez firmy ubezpieczeniowe czy pracodawców, szukających pracowników w pełni zdrowych, nieuzależnionych od nałogów. Dylematy te nie są obce Hendersonowi. W treść swoich rozważań umiejętnie wplata społeczny aspekt badań, których granice „boscy konkurenci”, już choćby z racji posiadanych pieniędzy, będą zapewne przesuwać coraz dalej.
W trakcie lektury serwuje ponadto ciekawe dygresje, zakulisowe anegdoty czy przykłady z życia wzięte, dzięki czemu lektura staje się łatwa nawet dla laika. Dodatkowo każdy rozdział wieńczy myśl w pigułce (np. „mężczyzna jest genetycznie zmodyfikowaną kobietą”). Takie bon moty pozwalają raz na zawsze rozprawić się z wszechobecnymi stereotypami („geny wpływają na inteligencję”, „rak jest chorobą genów”). Dla tych, którzy z genetyką czy biologią na co dzień nie mają wiele wspólnego, a osiągnięcia współczesnej nauki budzą w nich mimo wszystko zaciekawienie, to znakomite kompendium podstawowej wiedzy.
Mariusz Karwowski
Mark Henderson, 50 teorii genetyki, które powinieneś znać, tłum. Katarzyna Tońska, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2010.