Pomyślmy o uniwersytecie

W dobie kryzysu tożsamości i funkcjonowania uniwersytetu warto pochylić się nad książeczką Kazimierza Z. Sowy. Krakowski profesor żywi, za Władysławem Stróżewskim, niezłomne przekonanie, że ta instytucja o średniowiecznych korzeniach jest „dobrem, którego niczym zastąpić się nie da”. Uniwersytet powinien być miejscem działalności naukowej, której wyniki przekazywane są studiującym. Maksyma nauczyciela akademickiego powinna brzmieć: badaj i ucz!

Umasowienie i urynkowienie wykształcenia wyższego zdeformowało sens i funkcjonowanie uniwersytetów, zdegradowało ich jakość. Część studentów od jakiegoś czasu przywykła mówić o swej uczelni „szkoła”, a o zajęciach z adiunktami i profesorami „lekcje”. Stan kryzysowy wymusza powrót do źródeł. Warto znów zapytać, co złożyło się na to, że przez wieki Europa zawdzięczała tym instytucjom posiadanie elit i wszechstronny rozwój? Dlaczego w Polsce obserwujemy obniżanie się poziomu środowisk opiniotwórczych oraz ich rozpad? Dlaczego, zamiast dyskutować merytorycznie o szkolnictwie i organizacji nauki oraz życia naukowego, mowa jest o nieprzemyślanych, szczątkowych projektach i wiecznym niedofinansowaniu tych dziedzin istnienia społeczno−państwowego?

Prof. Sowa nie wylicza żalów, grzechów, zaniechań, lecz przywołuje idee, fakty, modele, wartości, które decydują o tym, że uniwersytet pozostaje uniwersytetem. Powinien być wspólnotą ludzi, dla których poszukiwanie prawdy, połączonej z dobrem i pięknem, jest szlachetnie realizowanym zadaniem. Przypomina, że poznawanie ma charakter nie tylko indywidualny, ale również społeczny. Dokonywanie odkryć w całkowitej samotności i izolacji należy między bajki włożyć. Warunkiem podążania za prawdą w uniwersytecie jest to, aby zbiorowość akademicka nie była anonimowa. Rozrost liczebny roczników i grup studenckich, instytutów, wydziałów, a w konsekwencji uczelni sprzyja atomizacji i alienacji środowiska. Może dożyjemy czasów, w których chwalenie się, że „w naszym uniwersytecie” studiuje i pracuje 20, 30 tys. osób lub więcej, będzie poczytywane za przejaw braku wyobraźni, marnotrawienia czasu, energii i pieniędzy, a także nieliczenia się z ideą uniwersytetu.

Widomym przejawem zaniku lub już nieistnienia wspólnotowości jest uwiąd relacji mistrz – uczeń oraz spłaszczanie hierarchii.

Uniwersytet służy społeczeństwu, musi się więc zmieniać, nie wyrzekając się swojego wielowiekowego posłannictwa.

Kazimierz Sowa referuje wyniki swoich badań na temat „polskiego szkolnictwa wyższego po roku 1989 i jego współczesnych problemach”. To, że wybiera ono częściej „strategię przetrwania”, a w mniejszym stopniu „adaptacji” czy „restrukturyzacji”, piętrzy problemy. Ich rozwiązania autor upatruje we wspomnianym programie „federacji szkół wyższych”. Federacyjność dałaby możliwość stworzenia takich ram i struktur organizacyjnych, dzięki którym nastąpiłaby racjonalna hierarchizacja i podział zadań badawczo−dydaktycznych.

Książkę kończy portret mistrza autora – prof. Pawła Rybickiego. Jego biografia i dorobek uświadamiają, że fundamentem idei uniwersytetu są osoby, które z powodu i dla prawdy oraz z potrzeby pomnażania wspólnego dobra współtworzą go na co dzień.

Zbigniew Chojnowski

Kazimierz Z. Sowa, Gdy myślę Uniwersytet…, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2009.