Podziw dla królowej

Przerażenie tegorocznych maturzystów koniecznością zdawania egzaminu z matematyki najlepiej oddaje ducha emocji, jakie towarzyszą temu przedmiotowi. Zresztą – nie ukrywajmy – nawet wielu dorosłych doświadcza sennego koszmaru, w którym stoją samotnie przy tablicy pełnej nierozwiązanych zadań. To, co zawarł w tytule swojej pracy Marian Grabowski, brzmieć więc może niczym oksymoron. Bo, doprawdy, czyż można emocjonować się probabilistyczną aproksymacją liczby Pi albo paradoksalnym podziałem kuli Banacha i Tarskiego?

Autor nie ma co do tego wątpliwości i, jak zapewnia, nie trzeba być nawet ekspertem od nauk ścisłych. Te przeżycia mogą stać się udziałem każdego z nas, nie−fascynatów, bo generalnie jesteśmy istotami wrażliwymi na wartości, niezależnie od tego, czy podziwiamy dzieło sztuki, kobiecą urodę, piękno krajobrazu, czy właśnie rozwiązanie określonego problemu matematycznego. Trzeba jedynie dać się uwieść, zaczepić, nie uprzedzać się. Grabowski wspomina o swoim „ukłuciu”. Dzięki pomocy swojego nauczyciela odkrył, że w ruchu jednostajnie przyspieszonym droga jest proporcjonalna do kwadratu czasu. Teraz, dla fizyka teoretycznego, trąci to banałem, ale wówczas – było jak olśnienie. To nie był jeszcze podziw ani zachwyt, ale już wyrywało z obojętności. Większość na tym poprzestaje, nie będąc w stanie przeskoczyć kolejnych poziomów abstrakcji. Całkiem niesłusznie – zauważa nasz przewodnik po tajemniczej galerii matematycznych wzorów. Wszak te abstrakcje to całkiem realne sytuacje dziejące się wokół nas. Zapewne niewiele osób wie, że słuchając nagrania w formacie mp3 czy podziwiając jakość cyfrowego obrazu korzystamy z równania cyklotomicznego. Matematyka w znacznie większym stopniu niż się wydaje dotyka empirycznej rzeczywistości. Jest wszak swoistym medium do poznania świata przyrody nieożywionej. To w pustych, na pozór, matematycznych formułach i teoriach przejawiają się fizyczne procesy i zjawiska. Ba, ten dokładny, ścisły i precyzyjny opis ilościowy potrafi nawet wyrazić coś, wobec czego nasza wyobraźnia jest bezradna. Czy ktoś widział czarną dziurę bądź cząstki wirtualne? Królowa nauk potrafi i temu dać radę.

Podobnymi przykładami Grabowski sypie jak z rękawa. Celowo mają robić wrażenie, bo chodzi o ich przeżycie. Trawestując Nielsa Bohra: ten, kim pierwszy kontakt z matematyką nie wstrząsnął, ten jej nie zrozumiał. Od czytelnika autor oczekuje rzeczywistego zaangażowania, które w tym wypadku oznacza wysiłek włożony w zrozumienie. Nie chodzi przecież o to, byśmy potrafili mówić językiem matematyki, o wiele istotniejsze jest to, aby spróbować go zrozumieć. Inaczej nasze przeżycia będą puste, a podziw – cielęcy.

Dlatego w pierwszej części książki autor celowo proponuje pełne wyzwań samodzielne mierzenie się, obcowanie z tą trudną tematyką. Daje nam „środowisko”, które wyzwoli w nas uczucia. Tak zaprezentowane treści pozwalają przeżywać je każdemu na swój sposób, a potem konfrontować z aksjologicznym podejściem autora. Dokonując swoistej autoanalizy śledzimy naszą drogę do podziwu, może nawet zachwytu, by na końcu wyrazić zdumienie. W zależności od tego, czy jesteśmy „barbarzyńcami”, czy tylko laikami, dotyczyć ono będzie jednej z dwóch kwestii. Albo tego, jak to się stało, że szczęśliwie przebrnęliśmy przez lekturę książki, albo tego, w jaki sposób daliśmy się choćby w niewielkim stopniu zauroczyć chłodną i rozumną aż do bólu matematyką.

(karma)

Marian Grabowski, Podziw i zdumienie w matematyce i fizyce, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2009, seria: Na ścieżkach nauki.