Oddać jej połowę?

Stan środowiska naturalnego i zmiany klimatyczne stały się już chyba nieodwracalnie problemem nie tyle naukowym, ile przede wszystkim politycznym. Deklaracja, że ktoś uważa globalne ocieplenie za fakt, jest dla niektórych równoznaczna z określeniem się po konkretnej stronie sceny politycznej. Dlatego książka amerykańskiego biologa jest tak cenna. Mimo mocnego zdefiniowania problemów i dość radykalnych propozycji rozwiązań nie jest ideologicznym manifestem, ale ostrzeżeniem ze strony specjalisty, który jak mało kto uprawniony jest do formułowania takich sądów.

Przede wszystkim autor w przystępny sposób wyjaśnia, dlaczego wymieranie wielu gatunków bezkręgowców, roślin i zwierząt, a w konsekwencji konieczność ich ochrony, to kwestia istotna dla życia ludzi na Ziemi, a nie obsesja nadwrażliwych na los natury ekologów. Polemizuje też z mitami (tak właśnie je określa) na temat stanu środowiska naturalnego i jego możliwości regeneracyjnych, obecnymi w myśleniu nie tylko laików, lecz także wielu decydentów, a nawet obrońców przyrody. Wskazuje na niebezpieczne konsekwencje postępowania wynikającego z przekonania, że a) ochrona przyrody powinna służyć przede wszystkim celom gospodarczym, np. rozwojowi turystyki; b) przyroda sama się zregeneruje, wytępione gatunki zostaną wytępione przez inne i dany ekosystem wróci do równowagi; c) naturalnej przyrody już nie ma, więc nie ma sensu jej chronić.

Autor nie występuje z pozycji naukowca, który wie lepiej – wręcz przeciwnie, podkreśla, że wiedzy o bioróżnorodności Ziemi bardzo daleko do kompletności. Fachowcy nie tylko nie odkryli jeszcze wielu gatunków, zwłaszcza bezkręgowców, ale też jedynie w pewnych zarysach rozumieją zależności pomiędzy nimi w różnych ekosystemach. Wilson nie używa jednak tego faktu do poparcia tezy, iż naukowcy przesadzają, jeśli chodzi o zagrożenia. Przeciwnie, wskazuje na to, że wobec dalece niekompletnej wiedzy formułowanie w autorytatywnym tonie wymienionych wyżej poglądów jest co najmniej nierozsądne. Pokazuje za to, że ochrona przyrody może się łączyć z poprawą warunków życia lokalnych społeczności, zwłaszcza bazujących na rolnictwie, pasterstwie lub rybołówstwie i zależnych od stanu tamtejszej przyrody, z którą koegzystowali od stuleci. Na przykładzie Mozambiku wskazuje także, że działania ochronne można łączyć z podniesieniem poziomu cywilizacyjnego poprzez poprawę infrastruktury na obszarze oświaty i ochrony zdrowia (co zadaje kłam przekonaniu, że proekologiczność jest równoznaczna z cofaniem się w rozwoju cywilizacyjnym).

Pewne kontrowersje mogą wywołać tezy o konieczności ograniczenia rozwoju demograficznego ludzkości i dobrodziejstwach wynikających ze spadku liczby urodzeń na kobietę w większości krajów rozwiniętych – perspektywa biologiczna występuje tu jako jedyna, brakuje natomiast społecznej i gospodarczej. Również obraz religii wydaje się być mimo wszystko dość jednostronny. Wilson podkreśla głównie postulat panowania nad przyrodą, który nie jest typowy dla wszystkich religii, a w przypadku chrześcijaństwa nie jest ani dogmatem, ani jedynym obowiązującym sposobem rozumienia Księgi Rodzaju. Mimo tych niedociągnięć, popełnionych zapewne w polemicznym ferworze, Pół Ziemi to lektura bardzo pouczająca i w pewien sposób przerażająca. Zdaniem autora, ponowne oddanie przyrodzie połowy powierzchni kuli ziemskiej może być warunkiem przetrwania gatunku ludzkiego jako takiego. Gdy Ziemia stanie się planetą niemogącą już dłużej podtrzymywać życia coraz większej liczby ludzi, argumenty gospodarcze mogą utracić znaczenie. Książka pośrednio zachęca też do tego, by dołożyć swoją małą cegiełkę do poprawy sytuacji: oszczędzać wodę i energię elektryczną oraz wybierać środki transportu pozostawiające możliwe niewielki ślad ekologiczny. Warto też zwrócić uwagę na polski akcent – umieszczenie Puszczy Białowieskiej wśród szczególnie wartych ochrony obszarów na globie.

Marek Misiak

Edward O. WILSON, Pół Ziemi. Walka naszej planety o życie, przeł. Bogdan Baran, Wydawnictwo Aletheia, Warszawa 2017.