Od służby do zawodu
Pomoc domowa, gosposia, sprzątaczka, opiekunka – dla jednych fanaberia, dla innych konieczność. Duża aktywność zawodowa kobiet i wzrost zarobków sprawiają, że coraz więcej osób w jakimś momencie życia zatrudnia kogoś do pomocy w domu.
Jak udowadnia autorka książki, na przykładzie osób zatrudnianych do prac domowych można śledzić zmiany zachodzące w społeczeństwie na przestrzeni lat. Kiedyś służbę mieli najbogatsi – panowie, właściciele majątków ziemskich. Na skutek wojen, rewolucji czy zmian ustrojowych bogaci tracili majątki, a służba odchodziła. Pracownicy domowi nie zniknęli jednak wraz z nastaniem gospodarki socjalistycznej. Dwa pierwsze dziesięciolecia po wojnie to nadal czas, kiedy zdarzało się, że rodziny chcące utrzymać prowadzenie domu na pewnym poziomie miały więcej niż jedną osobę do pomocy. Dla wielu osób, zwłaszcza kobiet ze wsi, pójście na służbę do miasta było rodzajem awansu społecznego, szansą na samodzielność, rozwój, edukację, a nawet znalezienie męża. Nie dla każdego znajdowało się miejsce w przemyśle, dla którego dobrą alternatywą stawał się sektor usług domowych.
Analiza zmian w częstości zatrudniania pomocy domowej nie jest łatwa. Z jednej strony po wojnie wzrosła aktywność zawodowa kobiet i potrzeba delegowania prac domowych na zewnątrz, z drugiej ciężkie warunki mieszkaniowe i sytuacja finansowa ograniczały możliwość opłacania pomocy. Walka między potrzebami a możliwościami ma do dzisiaj wpływ na liczbę zatrudnianych w sektorze prac domowych.
Aktywizacja zawodowa kobiet w latach 40. XX w., a co za tym idzie wizja uwolnienia kobiet pracujących od obowiązków domowych i opiekuńczych rzadko jednak wiązała się z postulatami reorganizacji podziału obowiązków domowych. Autorka spotkała się tylko z jedną kampanią reklamową na ten temat, jej hasło brzmiało: „Ludwiku, do rondla”.
W latach 60. i 70. XX w. pomału wzrastała dostępność urządzeń domowych, takich jak pralki, odkurzacze, lodówki, kuchenki gazowe, które znacznie upraszczały wykonywanie obowiązków domowych. Więcej było też instytucji opiekuńczych: żłobków, przedszkoli. Zatrudnienie pomocy domowej nie było już tak potrzebne albo poprzestawano na opłacaniu pracy jednej osoby. Temat pracowników domowych był jednak wciąż aktualny i pojawiał się w literaturze i filmach. Autorka książki przywołuje np. motyw z filmu Stanisława Barei z 1960 r. Mąż swojej żony : aby pani domu mogła się w pełni skoncentrować na karierze sportowej, trener daje jej szczególny podarunek – gosposię.
Przełom lat 60. i 70. to również wzrost przywilejów dla matek. Najpierw w roku 1968 wprowadzono roczny bezpłatny urlop dla kobiet mających dzieci w wieku do 4 lat, a później wydłużono go do trzech lat. Dzięki temu kobieta mogła wrócić z urlopu macierzyńskiego na to samo miejsce pracy, co wcześniej często było niemożliwe. To kolejny powód, dla którego korzystanie z pomocy domowej mogło w tamtych czasach maleć. Jak opowiadają rozmówcy autorki książki, trudno było też znaleźć dobrego pracownika domowego. Kobiety (bo to one najczęściej były zatrudniane w obszarze usług domowych) wolały pracę w przemyśle.
Dzisiaj usługi domowe to często prace wysoce profesjonalne. Wiąże się z tym również istnienie wielu biur pośrednictwa, organizowanie rekrutacji, wystawianie i żądanie referencji. To już często zawód ekspertów, zwłaszcza w przypadku osób wyspecjalizowanych: niań znających się na postępowaniu z dzieckiem z ADHD czy autyzmem, opiekunek osób starszych chorych na cukrzycę, wykwalifikowanych firm sprzątających domy i biura. Teraz zatrudnienie pomocy domowej to zakup konkretnej, profesjonalnej usługi.
Justyna Jakubczyk
Anna KORDASIEWICZ, (U)sługi domowe. Przemiany relacji społecznych w płatnej pracy domowej, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Toruń 2016, seria: Monografie FNP.