Od Achmatowiczów po Żyliczów

Ta pięknie wydana książka ma długą historię, która zaczyna się w roku 1995. To wtedy Magdalena Bajer nagrywała dla Polskiego Radia pierwsze wywiady z rodzinami o tradycjach naukowych, emitowane jako cykl audycji pod tytułem Rody uczone . Rok później cykl ten w wersji pisanej trafił na łamy „Forum Akademickiego” i jest tu obecny do dziś. Książka zbiera relacje z dwustu rozmów autorki w środowisku rodzinnym uczonych i opowiada o korzeniach owych rodów, ich wybitnych przedstawicielach i dzisiejszych kontynuatorach tradycji naukowej. Rody uczone , jak pisze autorka, „nie są portretem polskiej inteligencji”, bo rodzinna pamięć nie bywa źródłem obiektywnym, są tylko „kreskami do szkicu”. Szkic ten jednak przynosi w lekturze różnorakie przyjemności.

Poznajemy historie mające początek w pałacach, dworach lub wiejskich chatach. Historie potomków konfederatów barskich i Tatarów księcia Witołda, podhalańskich górali i oficerów saskich. Rodowody szlacheckie, mieszczańskie, rzemieślnicze i chłopskie, koroniarskie i kresowe, katolickie i protestanckie, a także niemieckie, szkockie, holenderskie i jakie kto chce. Widzimy dziennikarkę zasiadającą w mieszkaniach uczonych przy stołach, na których rozłożone są rodzinne pamiątki, i snuje się opowieść.

Rozwijali w Polsce nowe i stare dziedziny badań, zakładali katedry i uczelnie, biblioteki i towarzystwa oświatowe, wychowywali studentów, walczyli w wojnach i powstaniach. Źródła życiowych wyborów znajdowali w historii rodzinnej, czasem obejmującej jedynie pokolenie rodziców i dziadków, innym razem znacznie dłuższej, wielopokoleniowej. Dyskutowali, uczyli się języków, gromadzili książki, kształcili dzieci i uczyli je rozróżniać dobro od zła.

Ileż wspaniałych anegdot zawiera ten pokaźny tom – np. tę o szczegółowym opowiadaniu dzieciom Ogniem i mieczem z pamięci w spalonym przez Niemców Jaśle, gdzie po powrocie rodzina nie zastała już książek, albo o tym, jak Austriak w armii hitlerowskiej wypuszcza złapanego Polaka, bo obaj są kolegami naukowcami czy o elementarzu na drzwiach od stodoły, wyrysowanym dla analfabetów z podwarszawskiej wsi (często pojawia się motyw działalności społecznej, kształcenia dzieci z ubogich rodzin).

To jedna z tych książek, które przypominają, że istnieją takie narody jak Polacy, którym jest trudniej, zmuszone do nieustannej obrony. Szereg opowieści pokazuje, jak to jest żyć, wychowywać dzieci, uczestniczyć w życiu kulturalnym i intelektualnym i prowadzić badania między Niemcami i Rosją. Niejedną rodzinę inteligencką siłą przepędzono z rodowego gniazda lub obdarzano ofertą etatu… w Irkucku. I jechały tam, żeby… cywilizować Rosję.

Istotą tej książki jest badanie związków między rodzicami i dziećmi, między dziadkami i wnukami, zależności tworzących akademickie drogi polskiej inteligencji. Ujawniają się w niej nieco przy okazji także inne rzeczy, np. siła asymilacyjna Polski, gdzie przybysze z tylu różnych krajów znajdowali kulturę na tyle atrakcyjną, by się z nią utożsamić i w nią wrosnąć, a potem samemu przyłożyć rękę do jej rozwoju.

Odziedziczyć, kontynuować, podjąć przekaz poprzednich pokoleń – te określenia przewijają się na kartach książki, a także słowa: pasja, zadanie, misja, poświęcenie, powinności wobec ogółu, potrzeba zdobywania wiedzy, ciekawość świata, wymagania, zasługi dla kraju, patriotyzm (którego dzisiaj wąskie, lecz wpływowe grupy każą się wstydzić) – przecież to jest język sienkiewiczowski, pomyślałem. I trudno się dziwić.

Ciekawe, czy te zadania uda się w dzisiejszej rzeczywistości utrzymać, gdy inteligencja stała się w społeczeństwie trudno odróżnialna, bo studia kończą masy i to nie dyplom uniwersytecki jest jej atrybutem, zaś wzorce inteligenckie zeszły do podziemia.

Grzegorz Filip

Magdalena BAJER, Rody uczone. Kreski do szkicu , Fundacja na rzecz Nauki Polskiej, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Warszawa-Toruń 2013.