Oblicza szaleństwa
Powiązanie fotografii i szaleństwa rozważane jest w książce na trzech płaszczyznach. Po pierwsze przeanalizowano znaczenie zdjęć w badaniach medycznych i rozwoju psychiatrii. Ta część historyczna książki wydaje mi się najciekawsza, ponieważ pokazuje przy okazji, jak bardzo zmieniało się podejście do osób z zaburzeniami psychicznymi.
Fotografie zaczęto wykorzystywać w medycynie już w XIX w. Próbowano za ich pomocą uchwycić istotę szaleństwa, tworzono katalogi syndromów zdrowia i choroby. Z portretów osób leczących się psychiatrycznie powstał test Léopolda Szondiego złożony z 48 fotografii. „Wybory poddawanych testowi mają umożliwić psychiatrze poznanie osobowości badanego. Łatwo się domyślić, że trudno po takim teście otrzymać certyfikat zdrowia psychicznego”. Mimo to lekarze stosujący ten test wierzyli, że zdjęcia Szondiego mogą tworzyć wiarygodne narzędzie diagnostyczne.
W inny sposób fotografie wykorzystywał Hugh Welch Diamond. Starał się ukazać szaleństwo jako chorobę możliwą do wyleczenia bez stosowania popularnych w przeszłości przemocy i ograniczeń fizycznych. Usiłował zmienić praktyki w szpitalach psychiatrycznych oraz wizerunek obłąkanych w opinii publicznej. Fotografując pacjentów na różnych etapach choroby, modyfikował ich ubiór, uczesanie oraz towarzyszące im atrybuty. Manipulacje te miały uświadomić chorym, jak bardzo choroba wpływa na ich wygląd oraz pomóc im uwierzyć w postępy leczenia.
Drugą płaszczyzną powiązań fotografii i szaleństwa jest przestrzeń sztuki. Wpływ stanu psychicznego na twórczość jest już od dawna eksploatowanym tematem. W tej części książki Paweł Żak opisuje, jak jego depresja oddziaływała na wykonywane przez niego zdjęcia. Podejmuje też temat publicznego prezentowania prac powstałych w okresie choroby. Według Agnieszki Szuścik odmianą szaleństwa jest szaleństwo wywołane przez środki psychotropowe. Autorka rozdziału omawia, jak zmieniały się jej fotografie, kiedy je robiła, będąc pod wpływem alkoholu.
Trzecia płaszczyzna styczności to współczesny problem nadmiaru obrazów, ciągłego wykonywania zdjęć oraz publicznego ich prezentowania w internecie. W 2014 roku w sieci rozprzestrzeniła się wiadomość, że Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne zakwalifikowało skłonność do robienia sobie selfie jako zaburzenie psychiczne. Informacja ta okazała się żartem, niemniej wśród miłośników tego rodzaju fotografii znajdziemy wiele osób, które moglibyśmy podejrzewać o utratę rozumu. Niektórzy opętani obsesją zrobienia idealnego selfie potrafią wykonać ponad dwieście zdjęć dziennie. Inni narażają życie lub nawet je tracą, usiłując zrobić ciekawe zdjęcie na skraju przepaści lub nawet w czasie prowadzenia samochodu. Udostępniamy zdjęcia ze swoich wakacji, spotkań z przyjaciółmi, zakupów czy spożywanych posiłków. Narcystyczna epidemia polegająca na fotografowaniu samych siebie staje się znakiem naszych czasów. Akt zrobienia zdjęcia jest dziś bardziej istotny niż sam obraz. Rozwój Internetu, a przede wszystkim mediów społecznościowych, ma istotny wpływ na tworzenie się narcystycznych osobowości i odbija na kształcie współczesnej kultury. Pojawiła się rzesza celebrytów, których główną – jeżeli nie jedyną – aktywnością jest robienie sobie zdjęć i publikowanie ich w internecie. Królową selfie okrzyknięto Kim Kardashian, która jako pierwsza wydała album zrobiony z samych selfie . Uprzedzając zarzuty krytyków wytykających jej narcyzm, sama nadała książce tytuł Selfish , czyli Samolubna .
Czy niezwykła popularność selfie to już szaleństwo? Podejście do chorób psychicznych i ich klasyfikacja zmieniały się w czasie. Może kiedyś rzeczywiście Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne wprowadzi ten termin do swojej klasyfikacji zaburzeń psychicznych. A może ta moda minie szybciej, niż zdążą zareagować badacze, zastąpiona innym tymczasowo modnym szaleństwem.
Justyna Jakubczyk
Fotografia i szaleństwo , red. Tomasz FERENC, Wydawnictwo Biblioteki Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej Telewizyjnej i Teatralnej, Łódź 2017.