O sztuce inaczej

Profesor prawa i filozofii z UJ napisał nowatorską i zarazem dyskusyjną książkę o sztuce. Są to zapiski kolekcjonera, przemyślane i uporządkowane, związane z upodobaniem do sztuki i, jak sam autor określa, jej znawstwem.

Stelmach zadaje wiele pytań i sam na nie odpowiada. Odpowiedzi są ciekawe i zarazem kontrowersyjne, nierzadko nawet prowokujące. W pierwszej kolejności wyjaśnia, na czym polega fenomen sztuki i zarazem jej kolekcjonowania: że jest to wartość sama w sobie, oparta na lokacie kapitału, ale też na rzeczach i ludziach. W sposób wyraźny oddzielone jest kolekcjonerstwo od zbieractwa. Najwyżej cenione jest kolekcjonowanie, które według autora polega na budowaniu świata wolnego od przymusu usankcjonowanej wiedzy, utartych schematów, w tym od własnych i obcych egzaltacji, a szczególnie od nietrwałych mód i narzuconych hierarchii. Poprzez kolekcjonowanie – w tym przypadku sztuki – dystansujemy się od zależności, nawyków, zwyczajów i zarazem narzucanych przez innych wzorców. Sekwencja ta ma istotne znaczenie i odnosi się do tego, że w upodobaniu sztuki winniśmy iść za rzeczami, a nie za ich twórcami, co nie zawsze musi być piękne, ale równocześnie wartościowe.

Natomiast w zbieractwie jest inaczej, trudno w nim odnaleźć jednolitą wizję, bardzo często nabywca sztuki bierze wszystko „jak leci”, chodzi mu bowiem tylko o to, aby mieć. W książce przytaczane są na ten temat przykłady z licznymi komentarzami. Zbieractwo jest w pewnym sensie zaprzeczeniem kolekcjonerstwa. Ale we współczesnym świecie, w tym również w Polsce, jest o wiele więcej zbieraczy niż kolekcjonerów.

Autor pisze, że dobrze rozumiana sztuka jest nie dla każdego, początkowo była dla elit, zanim została zamknięta w muzeach i galeriach. Nie da się prawdziwej sztuki przekształcić w jakiś krótkotrwały, ulotny happening. W tym kontekście ciekawe są uwagi związane ze sztuką postmodernistyczną, która oceniana jest bardzo surowo. Chociażby dlatego, że dziś wszystko może być uważane za sztukę. To sprawia, że w książce najbardziej kontrowersyjne uwagi odnoszą się do sztuki postmodernistycznej. „Czym więc ona jest, w swoim skrajnym wariancie, niczym, kompletnie niczym. A jeśli czymś jest, to tylko wyrazem resentymentu i twórczej bezradności. Jeśli nie można tworzyć, to trzeba podważyć prawomocność prawdziwego tworzenia. Dowieść da się tego w dość prosty sposób. Wystarczy tylko założyć, że sztuka nie ma zdroworozsądkowo wyznaczalnych granic, że granice te określa artysta. No już mamy postmodernę!”.

Autor nie zgadza się z tymi obrońcami ponowoczesności, którzy uzasadniając swoje racje, często odwołują się do historii, podając liczne przykłady, że potrzeba wiele czasu do właściwej oceny i zrozumienia istoty nowej sztuki. Nie przekonuje go to, że wcale nie tak dawno dzieła wchodzące dziś do kanonu sztuki uważane były za prowokację i obrazę dobrego smaku. Nie odmawia słuszności tym, którzy myślą i piszą inaczej, ale równocześnie uzasadnia, że sztuka jednodniowa mało przemawia do ludzkiej wyobraźni i jej żywot z natury jest krótki.

Książka zawiera bogaty materiał ilustracyjny. Są to reprodukcje ze zbiorów prywatnych autora, starannie dobrane i fachowo opisane. Czytanie książki to podróż przez wybrane epoki historii sztuki, z dużym zabarwieniem filozoficznym. Czytelnik nie spotka tu jednak suchych teorii, tylko życzliwy dialog, zrozumiały, wciągający i często wręcz porywający. Książkę czyta się z ciekawością, warto ją nie tylko przeczytać, ale i mieć.

Ludwik Malinowski

Jerzy Stelmach, Uporczywe upodobanie. Zapiski kolekcjonera , WYDAWNICTWO BOSZ, Olszanica 2012.