O przydatności wizualizacji
Gdy byłem dzieckiem, pewnego dnia wychowawcy na kolonii ogłosili, że z powodu niesprzyjającej aury zajęcia sportowe są odwołane i zamiast nich obejrzymy film. Tytuł rozpalił naszą chłopięcą wyobraźnię: Szerokość geograficzna: zero . Jakieś ćwierć wieku później rozpocząłem naukę projektowania graficznego na elementarnym poziomie i gdyby nakręcić film o moich doświadczeniach, nosiłby on tytuł „Wrażliwość wizualna: zero”. A nawet, jak śpiewał zespół Lady Pank, mniej niż zero. W jednym z końcowych rozdziałów Maja Starakiewicz pisze, że design nie jest ani czymś, co można opanować za pomocą tutoriali z YouTube’a, ani wiedzą tajemną – czyli ja też nie jestem bez szans. Przede wszystkim zaś pokazuje, jakie idee, głęboko osadzone w języku i kulturze metafory oraz wynikające z ewolucji ludzkiego mózgu sposoby myślenia stoją za budową nietekstowych elementów publikacji.
Dlaczego niektóre rodzaje wykresów, diagramów i schematów rozumiemy intuicyjnie, a inne wymagają ciągłego rzucania okiem na legendę i bardziej irytują niż pozwalają na zrozumienie zagadnienia? Dlaczego na osi czasu przeszłość jest po lewej stronie? Czy powtarzanie tych samych informacji w ciągłym tekście i towarzyszącym im wykresie lub tabeli to zawsze redundancja i błąd? Czym różni się czytelność od czytalności? Książka autentycznie wciąga, gdyż ma zaletę dialogów starożytnych filozofów: zadaje pytania o pozornie oczywiste rzeczy. Wytrąca z nieuświadomionego często u humanistów przekonania, że w publikacjach z interesującego ich zakresu ilustracje mogą pełnić rolę głównie ożywiającą i ozdobną, wykres może się pojawić sporadycznie, gdy mamy do czynienia z danymi liczbowymi, a schemat lub diagram to elementy w humanistyce właściwie niespotykane. Przecież żywiołem tego obszaru poznania jest dyskurs, a zatem tekst.
Nie. To tylko ubóstwo wyobraźni. Książka ma dwa spisy treści – jeden tradycyjny, a drugi w postaci zajmującego całą rozkładówkę schematu obrazującego nie tylko podział na rozdziały i podrozdziały, ale także podstawowe zależności między omawianymi zagadnieniami. Umożliwiają nawigację po książce na dwa różne sposoby, pokazując możliwości komunikacji wizualnej. Starakiewicz obala inne częste przekonanie, że taka komunikacja służy przede wszystkim perswazji, a zatem jest nie naukowa, lecz reklamiarska. Za takim myśleniem idzie zaś apokaliptyczna wizja rodem z 451 stopni Fahrenheita Bradbury’ego, że szybko przemieszczamy się z galaktyki Gutenberga do cywilizacji obrazkowej, a zatem tracimy umiejętność posługiwania się dłuższymi tekstami i nieuchronnie cofamy w rozwoju. W takim dychotomicznym podziale „szlachetny” odbiór tekstu ma się cechować rozumieniem, aktywnością poznawczą i wchłanianiem wiedzy, a „płytki” – biernością, przyjemnością zmysłową i emocjami. Autorka stopniowo wyprowadza czytelnika z takich skojarzeń, operując przykładami o wzrastającym stopniu skomplikowania: od prostych wykresów, obrazując powiązania między pojęciami za pomocą nakładających się kół (tzw. diagramy Venna), aż do nieukończonego projektu niemieckiego historyka sztuki Aby’ego Warburga „Atlas Mnemosyne”, w którym poprzez zestawianie odległych od siebie chronologicznie, geograficznie i stylistycznie dzieł sztuki autor obrazował wędrówkę i przemiany różnych motywów i tematów.
Kluczowym pojęciem jest dla Starakiewicz alfabetyzm wizualny. Oznacza on zarówno umiejętność odczytywania komunikatów wizualnych, jak również ich tworzenia, przynajmniej na podstawowym poziomie. Czytając ten rozdział, zrozumiałem, że może wiem jednak więcej niż zero – planując coś, często posługuję się mapami i drzewami myśli, które pozwalają szybciej zauważyć sprzeczności w pomysłach niż np. lista złożona z podpunktów.
Marek Misiak
Maja STARAKIEWICZ, Model i metafora. Komunikacja wizualna w humanistyce , koncepcja wizualna: Jakub Woynarowski i Maja Starakiewicz, Korporacja Ha!art, Kraków 2019.