O ciemnej naturze Kosmosu
Zazwyczaj stricte księgowe ujęcie tematu nie pozostawia pola wyobraźni, ale w tym akurat przypadku właśnie ją uruchamia. Beznamiętna excelowska buchalteria, z której czarno na białym wynika, że ponad dwie trzecie ogólnej masy wszechświata (68,3%) stanowi ciemna energia, trochę więcej niż jedną czwartą (26,8%) ciemna materia, a dopiero reszta to wszystko, co można bezpośrednio zarejestrować, pozwala na dobre rozwinąć skrzydła. To nic nowego, wszak intuicja, bo przecież nie empiria, już w XVIII wieku, a więc na długo przed rewolucją Einsteinowską, podpowiadała, że materia świecąca nie może być całym wszechświatem. Sceptyków, co zrozumiałe, nie brakowało. Tak jak wiele innych koncepcji, tak i ta musiała więc przejść swoistą kwarantannę, zanim wreszcie osiągnęła status paradygmatu, choć – cóż za kuriozum! – mimo upływu lat i naukowego postępu wciąż niewiele o ciemnej naturze wszechświata wiadomo. Owszem, soczewkowanie grawitacyjne pozwoliło nieco odsłonić kurtynę tego kosmicznego teatru, ale przecież czarne dziury, komety, planetoidy, księżyce planet, międzygwiezdny pył i karły, czyli obiekty, które nie emitują światła albo robią to w niewielkim stopniu, w „ciemnej” przestrzeni pozostają jednak w mniejszości. Przeszło sześciokrotnie więcej jest cząstek czysto hipotetycznych – wyobraźnia prowadzi badaczy do aksjonów, WIMP-ów, neutrin sterylnych – których istnienia nie udało się dotąd jednoznacznie potwierdzić.
Podobnie, a nawet jeszcze gorzej, jest z ciemną energią. Ta, nie dość że pełni rolę dominującą, to wiadomo o niej tyle, co nic. „Czym w rzeczywistości jest ten «składnik» wszechświata, jaką ma naturę i w jaki sposób wpływa na ewolucję czasoprzestrzeni?” – pyta retorycznie autor książki, bezradnie rozkładając przy tym ręce. Do rozwikłania tych zagadek zaangażowany jest dziś cały naukowy świat: i astronomowie, i fizycy, i kosmolodzy, a nawet, choć może nie powinno to dziwić, filozofowie, dla których wszechświat jest przecież fundamentem wszelkich dociekań. A czy mając dostęp do jedynie pięcioprocentowego, zatem w żadnej mierze reprezentatywnego, tyle że jedynego bezpośrednio zaobserwowanego wycinka rzeczywistości, można autorytatywnie i z przekonaniem snuć wnioski na temat człowieka, przyrody, istnienia…? Taka materia to dla filozofa prawdziwy żywioł.
Ks. dr hab. Tadeusz Pabjan podjął, moim zdaniem, całkiem udaną próbę usystematyzowania dotychczasowej wiedzy o strukturze wszechświata. Chociaż zarówno używany przez niego hermetyczny, akademicki język, jak i samo podejście do problemu – ociosane z anegdot, ciekawostek, dygresji – dalekie są od obecnych standardów popularyzacji nauki, to i tak warto podjąć wysiłek i zmierzyć się z wyzwaniem rzuconym przez autora. Unikając tromtadracji, banalnych fraz i zbędnych słów, zabiera czytelnika na wyczerpujący szlak, z którego ani na chwilę nie zbacza. Pokazuje, jak owe „ciemne” zagadnienia, traktowane zrazu podejrzanie, jak anomalie, jakieś zgoła fantastyczne teorie, stały się najbardziej palącymi problemami współczesnej nauki. Już nie „czy” istnieje, ale jakie ma własności, ile jej jest i co należy do niej zaliczyć – obrazuje tę rewolucyjną transformację w postrzeganiu ciemnej materii krakowski filozof.
Takich punktów zwrotnych było po drodze bez liku. A tytuł publikacji sugeruje, że ciąg dalszy nastąpi. Przed nami kolejne, stymulowane niczym nieograniczoną wyobraźnią odkrycia, kto wie, czy nieobracające wniwecz dotychczasowe postrzeganie wszechświata. Ów bilans, nie ma się co łudzić, pozostanie więc jeszcze przez jakiś czas niedomknięty. Nauka, w odróżnieniu od księgowości, może sobie na to pozwolić.
Mariusz Karwowski
Tadeusz PABJAN, Niedomknięty bilans wszechświata , Copernicus Center Press, Kraków 2014.