Nauka w łagrze

Małżeństwo Goworskich dostarczyło nam ciekawie napisaną książkę o elicie intelektualnej Związku Radzieckiego. Niektórzy jej bohaterowie urodzili się i zdążyli należycie wykształcić jeszcze w czasach caratu. Inni – zasadniczo większość – mieli przed sobą już wyłącznie jednotorową ścieżkę edukacji, naszpikowaną ideologią marksizmu–leninizmu, okraszoną „wybitnymi osiągnięciami na niwie nauki samego Stalina”, którego niezacytowanie w swojej pracy, tej pisanej zwłaszcza w latach 30. i 40. XX wieku, przekreślało dalsze możliwości kariery naukowej, a nieraz powodowało zarzut o złowrogie, antypaństwowe intencje autora i ściągało na niego represje.

Paradoks odkrywców radzieckich polegał na tym, że najistotniejsze ich wynalazki dokonywały się jakby same, przypadkiem, mimochodem i niezauważalnie, że pracowano pierwotnie zupełnie nad jakąś inną kwestią, a tymczasem już często po zgaszeniu światła w laboratorium wydarzyło się coś, co w przyszłości miało zrewolucjonizować naukę.

Słynny odruch psa Pawłowa doprowadził ostatecznie do zaskakującego wyniku. Na przełomie XIX i XX wieku w laboratorium w setkach klatek stały unieruchomione psy z podczepionymi do żołądków tulejkami, z których sączyły się soki trawienne. Uzyskaną substancję szczegółowo przebadano i przeanalizowano chemicznie. Znalazła ona zastosowanie w łagodzeniu ludzkich schorzeń żołądkowych. Lek profesora Pawłowa cieszył się wzięciem najpierw w Petersburgu – był w sprzedaży w każdej aptece. W przededniu wybuchu I wojny światowej z Rosji wysyłano w świat już piętnaście tysięcy buteleczek rocznie.

Andriej Tupolew nie chciał rzeźbić swoich samolotów w drewnie, jak to czynił Siergiej Iljuszyn. Godzinami za to potrafił przesiadywać nad skonstruowaną częścią i wpatrywać się w nią nieruchomo. Zdarzało się mu również w ten sam sposób kontemplować świeżo powstały samolot. Po godzinach budził się z zamyślenia, wstawał, brał jeszcze raz plany i coś poprawiał. Następnie poprawki te wprowadzano do wyprodukowanego już modelu. Dzieło było doskonalsze.

Andriej Sacharow po udanej próbie detonacji skonstruowanej w zespole bomby wodorowej, jadąc przez kazachski poligon do epicentrum wybuchu, zobaczył orła. Ptak skakał po pustyni i trzepotał skrzydłami pozbawionymi piór, usiłował się wzbić i nie mógł. Kierowca oznajmił mu wówczas, że jeździł w okolice detonacji i widział opalone i oślepione ptaki. Tego dnia spotkali jeszcze ubogą kazachską dziewczynę mieszkającą na obszarze radioaktywnych opadów. To właśnie ona uświadomiła Sacharowowi, że całe pokolenia będą cierpieć z powodu tej detonacji. W naukowcu tego dnia coś pękło. Ostatecznie trafił do więzienia, ale zaczął działać na rzecz rozbrojenia.

Badania radzieckich naukowców prowadzone były w niezwyczajnych warunkach. Miejscem ich pracy mógł być przystosowany odpowiednio łagier. Swoich zaawansowanych eksperymentów dokonywali jako więźniowie. Głupota niekiedy popierana była przez system władzy, czego najlepszym przykładem jest tzw. substancja żywa Olgi Lepieszynskiej. Silne poparcie Kremla paraliżowało wszelką krytykę niedorzecznej teorii, a w ostateczności sam zabieg był niebezpieczny. Należało się z nią zgodzić, a nawet w nią uwierzyć. W azjatyckiej części ZSRR stanowisko uniwersyteckie mogła zajmować osoba, która niekoniecznie legitymowała się dyplomem ukończenia szkoły wyższej. Najważniejsza była skuteczność i popieranie systemu.

W tamtej rzeczywistości było zdecydowanie korzystniej być przedstawicielem nauk ścisłych, medycznych, przyrodniczych niż humanistą czy artystą. Spośród zaś samych humanistów najbardziej przydawali się lingwiści, bo wiele narodów ZSRR nie miało swojej literatury, a często i pisanej wersji języka. „Bolszewicy postanowili rozwiązać ten problem następująco: wyszukano miejscowych, którzy przejawiali talenty literackie, i zlecono im pisanie książek. Następnie radzieccy tłumacze przełożyli te na ogół słabej jakości teksty na rosyjski. Zezwolono im wnieść podczas prac translatorskich tyle poprawek, ile uznają za słuszne. Kolejni wybitni tłumacze otrzymane manuskrypty przełożyli ponownie na języki mieszkańców”.

Bogdan Bernat

Marta PANAS-GOWORSKA, Andrzej GOWORSKI, Naukowcy spod czerwonej gwiazdy , Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2016.