Inny smak życia

Ekonomię najprościej objaśniać w Excelu albo w… kuchni. Po paralele niejednokrotnie zaglądają tam nawet niewprawieni w kulinariach. Budżetowy tort, darmowe obiady, tani barszcz, miska ryżu… – takich odniesień jest bez liku. Trzymając się poniekąd tej konwencji, Tim Jackson pisze o syndromie przejedzenia wzrostem gospodarczym i niestrawnościach, do których może prowadzić dalsze jego stymulowanie. Remedium miałaby być całkiem odmienna wizja dobrobytu, stanowiąca alternatywę dla tej, która nas zniewoliła.

Jackson, profesor ekonomii na uniwersytecie w brytyjskim Surrey, nie jest w tym odosobniony. Wyjątkowość głoszonych przez niego tez wzmaga nie tylko często przywoływany tutaj kryzys z pierwszej dekady XXI wieku, będący niewątpliwie zgniłym owocem gospodarki napędzanej długiem, ale też i swoisty radykalizm autora w odejściu od obowiązującej doktryny na rzecz własnej koncepcji gospodarki „kopciuszkowej”.

Wpierw jednak, trochę dla podkreślenia smaku swojej – trzeba przyznać: wysoce dietetycznej – potrawy, serwuje nam tę, którą karmieni jesteśmy od lat. Głównym jej składnikiem jest ukryty pod skrótem PKB wskaźnik wzrostu gospodarczego. W zasadzie nie ma dziś nowoczesnej gospodarki, która nie byłaby nim napędzana, a jego przedłużanie i ochrona za wszelką cenę stały się nieomal obsesją rządców tego świata. Ten motor nie jest wszak bezawaryjny. Przyczynia się do powiększania nierówności społecznych; nie uwzględnia tak istotnych dla rozwoju człowieka elementów, jak zdrowie, długość życia, wartość czasu wolnego, zanieczyszczenie środowiska oraz tych specyficznych dziedzin, w których wymiana odbywa się bez udziału pieniądza, jak choćby wolontariat, za to bierze pod uwagę wydatki na zbrojenia, używki czy administrację; wreszcie – będąc miernikiem jedynie ilościowym – determinuje wyewoluowanie społeczeństwa jednorazowego użytku, gdzie przepływ towarów czy usług jest znacznie ważniejszy od ich jakości. W kupowanych z coraz większym rozmachem coraz gorszych produktach odbijają się nasze aspiracje, które przedkładamy nad ograniczenia planety. „Stoimy u progu końca epoki taniej ropy, perspektywy stale rosnących cen towarów, degradacji powietrza, wody, gleby, konfliktów o użytkowanie ziemi, bogactw naturalnych, wód” – wieszczy Jackson koniec świata, jaki dzisiaj znamy.

Jest w tym tyleż wizjonerem, co trzeźwo myślącym ekonomistą. Z uwagi na swoją domenę – był komisarzem na rzecz zrównoważonego rozwoju w Komisji Europejskiej, obecnie doradza w tym zakresie think thankom – spogląda na problem z nieco szerszej, niż polityczna, perspektywy. Nie ogląda się na jałową poprawność, bez skrupułów wytyka decydentom zachowawczość ich działań, ruga i nas, konsumentów: „Jak to się dzieje, że posiadając tak wiele rzeczy, ciągle pragniemy więcej?” – pyta, zapuszczając się w psychologiczno-socjologiczne zakamarki.

Jego postulat gruntownej naprawy dotychczasowego modelu wyraża się m.in. w reformach podatkowych, w których ciężar przeniesiono by z dochodów na szkody wyrządzane środowisku; inwestycjach ekologicznych, czyli odejściu od paliw kopalnych i ograniczeniu emisji dwutlenku węgla; we wzmocnieniu kapitału społecznego, a więc tworzeniu wspólnej przestrzeni publicznej, ale też i współodpowiedzialności za otoczenie; wreszcie w redefinicji czasu pracy, będącej odpowiedzią na zaburzenie równowagi między życiem zawodowym a prywatnym… Obok tych stricte politycznych wyzwań, konieczna jest też zmiana logiki społecznej. To, co kształtowało nas w „spuszczonym ze smyczy” kapitalizmie, nie zdało egzaminu. Wpadając w sidła konsumpcjonizmu, uwierzyliśmy, że to w nim tkwi źródło dobrobytu. Dopiero po odwróceniu wektora, gdy priorytetem uczynimy zdolność do rozwoju, rozumianą jako cieszenie się szacunkiem innych, wchodzenie w głębsze relacje z nimi czy satysfakcjonującą pracę, życie będzie smakowało o wiele lepiej.

Mariusz Karwowski

Tim JACKSON, Dobrobyt bez wzrostu. Ekonomia dla planety o ograniczonych możliwościach , tłum. i oprac. red. Marcin Polakowski, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Toruń 2015, seria: Polityka w kulturze.