Dobro i zło
Książka ta nie jest publikacją naukową – sama autorka określiła ją w słowie wstępnym jako „garść uwag” na tematy związane z duchowością. Aby oddać autorce sprawiedliwość, zacząć należy od zalet książki, a tych jest wiele. Przede wszystkim Jadwiga Mizińska wychodzi poza obiegowe konstatacje, że częściej zastanawiamy się unde malum niż unde bonum, gdyż rzekomo „dobro jest banalne/nudne”. Autorka pokazuje, że nie jest to wcale oczywiste – bez jednoczesnego wchodzenia w manichejski dualizm, mówiący, że dobro i zło to jedynie dwie strony tej samej rzeczywistości (dla wielu autorów takie ujęcie zamyka dyskusję). Mizińska wiąże ten problem ze sformułowaną przez Hannah Arendt tezą o banalności zła – i znów nie trywializuje tego problemu (czytałem Eichmanna w Jerozolimie , ale dopiero rozważania Mizińskiej pomogły mi uchwycić niektóre tezy Arendt). Zastanawiając się nad przyczynami monstrualnej potworności Holocaustu, wiele osób poprzestaje na użytej w funkcji wytrycha sentencji Zofii Nałkowskiej „ludzie ludziom zgotowali ten los” albo na konstatacji o „tajemniczości”, względnie „misterium” zła. Mizińska potrafi wyjść poza postrzeganie zła jako czegoś, co się przytrafia, zdając sobie sprawę, że taki sposób wyjaśniania po pierwsze niczego tak naprawdę nie wyjaśnia, a po drugie stwarza niebezpieczeństwo postrzegania wojny jako przejawu swego rodzaju fatum, które „spada” na ludzi, „przydarza się” im. To zaś znosi przynajmniej częściowo odpowiedzialność, gdyż człowiek staje się ofiarą sił będących poza jego kontrolą.
Za najcenniejsze uważam zaś szczegółowe omówienie koncepcji trzech rodzajów dobra – odruchowego, racjonalnego i transcendentnego. Jest ona znakomitym narzędziem do refleksji nad tym, jak współczucie czy litość mogą, w zależności od sytuacji, służyć nam lub szkodzić. Autorka w przemyślany sposób dowodzi też, dlaczego emocje i uczucia są niezbywalnym elementem refleksji etycznej.
Jednocześnie jednak trzeba zwrócić uwagę na ograniczenia tej książki. Pierwszym problemem jest język – momentami precyzyjny, momentami zaś rozbuchany. Przykładem wyliczenia, które składają się z określeń oznaczających w danym kontekście to samo lub prawie to samo. Drugim problemem jest wkradający się momentami w wywody autorki patos; nie uzasadnia go niestety waga podejmowanych tematów. Taki patos raczej czyni treść bardziej abstrakcyjną, czytelnik ma tym mniejszą szansę zobaczyć związek rozważań etycznych Mizińskiej z własnym, codziennym, bynajmniej niepatetycznym życiem (o którym skądinąd w innym miejscu autorka pisze w sposób mądry i inspirujący). Trzeci problem to nieuprawnione generalizacje, w połączeniu z patosem prowadzące do apokaliptycznych wręcz wizji. „Tak więc pogarda dla ‘dobrych, bo naiwnych’ oznaczałaby volens nolens uznanie i aprobatę… dla psychopatów” – to wprawdzie efektowny paradoks, ale nic ponadto. Wskazuje rzekome szokujące zależności, które w rzeczywistości wcale nie zachodzą. Takie połączone z patosem generalizacje są szczególnie widoczne w partiach książki dotyczących społeczeństwa konsumpcyjnego i jego moralności. Kolejny problem: „(…) zaś w czasie odświętnym Kościół oferuje wierzącym raczej kontakt z religijną obrzędowością aniżeli z sacrum, tym bardziej że kler o wiele mocniej angażuje się w aktualne spory polityczne i obyczajowe niż w oddziaływania duchowe (ostatnio na określenie księdza czy zakonnika przestało się – poniekąd słusznie! – używać słowa „duchowny”)”. Mamy tu dwie nieuzasadnione generalizacje w jednym zdaniu: zakładanie, że obrzędowość powoduje zanik duchowości, jest raczej przejawem niezrozumienia katolickiej duchowości, a tezy o katolickich duchownych odnoszą się tylko do niektórych z nich, a na pewno nie wszystkich.
Ważne jednak, by mimo tych wad jasno podkreślić: książka Jadwigi Mizińskiej jest niewątpliwie warta przeczytania; mam jednak wrażenie, że potencjał zarówno autorki, jak i tematu pozostał częściowo niewykorzystany. Dlatego czekam na kolejne publikacje tej autorki.
Marek Misiak
Jadwiga MIZIŃSKA, Unde bonum? Unde malum? Eseje o metafizyce duchowości , Wydawnictwo UMCS, Lublin 2015.