Cudowne życie Dawkinsa

Richard Dawkins jest postacią, której osobom interesującym się nauką zapewne przedstawiać nie trzeba. Ale skoro chce się przedstawić sam, szkoda byłoby mu w tym nie pomóc. Właśnie ukazał się pierwszy tom jego wspomnień. Tytuł książki jest przewrotny. Dawkins to, jak wiadomo, krytyk wszelkich religii, nazywany „młotem na kreacjonistów”, oddany kontynuator i popularyzator teorii ewolucji. Ostatni rozdział książki jest swoistym hołdem złożonym Karolowi Darwinowi.

W tym roku mija 40 lat od ukazania się Samolubnego genu , publikacji, która przyniosła Dawkinsowi sławę, w której też po raz pierwszy pojawia się wymyślone przez niego pojęcie memu (w uproszczeniu – kulturowego genu), które upowszechniło się w języku nauki, jak i języku potocznym. Światową sławę w kręgach sceptycznych i ateistycznych zyskał z kolei publikacją Bóg urojony i dwuodcinkowym filmem dokumentalnym na jej podstawie, transmitowanym również w polskiej telewizji. Głośnych książek i sukcesów naukowych oraz popularyzatorskich ma Dawkins na koncie więcej. Dość wspomnieć, że znalazł się na pierwszym miejscu 100 najwybitniejszych intelektualistów w rankingach magazynów „Prospect” i „Foreign Policy” oraz w gronie 100 najbardziej wpływowych ludzi na świecie według „Time”.

Jego wspomnienia obejmują zarówno życie prywatne, jak i zawodowe. Mniej znane, a przez to ciekawsze, jest to prywatne. Czytelnicy lubiący kontrowersje czy pikantne historie intymne nie będą jednak zachwyceni. Autobiografia jest „grzeczna”, ale czyta się ją z przyjemnością i zainteresowaniem.

Oboje rodzice Dawkinsa byli wykształconymi botanikami. Ojciec dostał nominację na urzędnika w rolnictwie (agricultural officer ) brytyjskiej służby kolonialnej w Nyasaland, obecnej Malawi, stąd pierwsze osiem lat życia mały Richard spędził w Afryce. We wspomnieniach z tamtych czasów pomagają mu pamiętniki mamy, obficie cytowane. „Żyliśmy w zasadzie w luksusie” – podsumowuje tę cześć opowieści Dawkins. Później mamy czasy szkolne, już w Anglii, w końcu studia zoologiczne w Oxfordzie, które – jak twierdzi autor – w największej mierze go ukształtowały; właściwie nie tyle same studia, ile obecny tam system tutoringu.

Inny charakter ma rozdział Ucząc się fachu , w którym opisuje swoje pierwsze badania eksperymentalne, konkretnie – jak kurczaki uczą się dziobania. A wszystko to w czasach, kiedy na Uniwersytecie Oxfordzkim był tylko jeden komputer. Fascynacja tymi maszynami najdzie uczonego parę lat później.

Życie Dawkinsa to jednak nie tylko nauka. Kilkakrotnie wspomina o swojej miłości do poezji i muzyki. Śpiewał nawet w chórze w kościele anglikańskim, a słuchając piosenki Elvisa Presleya I Believe , doznał wręcz religijnego olśnienia, że oto jego życie będzie odtąd polegać na opowiadaniu ludziom o bogu-stwórcy; inna rzecz, że bogu przez małe „b”.

Ciekawe są wspomnienia z czasów flower power, na który przypadł jego wyjazd naukowy jako assistant professor na Uniwersytet Kalifornijski. „W Berkeley niemal wszyscy protestowali przeciwko wojnie w Wietnamie, a my szybko do nich dołączyliśmy. Razem chodziliśmy na marsze protestacyjne w San Francisco, rozpędzane gazem łzawiącym demonstracje w Berkeley, strajki okupacyjne, razem z nimi przerywaliśmy zajęcia studentom…”.

We wspomnienia wplecione są ciekawostki naukowe, a z niektórych fragmentów wręcz można się uczyć, jak z całego rozdziału Nieśmiertelny gen , w którym autor popularyzuje swoją koncepcję samolubnego genu.

Warto przeczytać i pooglądać tę ilustrowaną zdjęciami książkę. Drugi tom wspomnień, Światełko w mroku. Moje życie w nauce , ukaże się na polskim rynku za parę miesięcy. Podtytuł sugeruje, że będzie podobnie zdystansowana, lecz – miejmy nadzieję – nie mniej interesująca i miejscami dowcipna niż ta.

Anna Jawor

Richard DAWKINS, Apetyt na cuda. Przepis na uczonego , tłum. Piotr J. Szwajcer, Wydawnictwo CiS, Warszawa – Stare Groszki 2016.