Powieść o prawdziwej miłości i złudnym człowieczeństwie

Sylwia Szafrańska

Najnowsza książka Renaty Lis otwiera przed czytelnikiem wiele ścieżek interpretacji, będąc pewnego rodzaju prowokacją, a jej odbiorca zostaje niejako zmuszony do myślenia wielokierunkowego. Przestrzeń Lesbos kreowana jest przez świat starożytnej Grecji, srebrny wiek kultury rosyjskiej, okres powojennej Polski i lata dziewięćdziesiąte w Wielkiej Brytanii. Czytelnik, wraz z autorką, odkrywa po kolei miejsca, w których miłość lesbijska splata się z cierpieniem wywołanym brakiem akceptacji i zrozumienia świata zewnętrznego oraz opinii publicznej.

Nic nie jest pewne

Już sama okładka książki naprowadza odbiorcę na jeden z tropów interpretacyjnych całości, bowiem oprócz postaci starożytnej poetki widnieje na niej napis „Lesbos” w tęczowych barwach, szybko kojarzący się z symbolem homoseksualistów, czyli tęczową flagą. Dzieło można podzielić na trzy podstawowe części. Każda z nich jest poświęcona innej pisarce, które łączy wspólny mianownik – Safona, starożytna poetka, znana w kulturze głównie ze swoich utworów o miłości lesbijskiej. Pisarki, o których opowiada się w książce, to Sofia Parnok, Anna Kowalska i Jeanette Winterson, one to bowiem w pewnym momencie swego życia niejako „przeobraziły się” w Safony swoich czasów, przyjmując grecką poetkę za swoją mentorkę, jeśli chodzi o akt tworzenia. Pierwsza z nich nazywana była rosyjską Safo, kolejna poświeciła jej książkę Safona, a ostania przez swoją twórczość i pełne sprzeczności życie niemalże się nią stała. Cykl szkiców stworzonych przez Renatę Lis zawiera też inne nazwiska kobiet, które w mniejszym lub większym stopniu interesowały się tym tematem, warto w tym miejscu wspomnieć chociażby o Virginii Woolf, Adrienne Rich czy Hildzie Doolittle, którym Safona była równie bliska. Mówiąc o tej książce warto zadać pytanie, czy motywy lesbijskie są jedynymi, które porządkują układ całości i skupiają na sobie całość rozważań, czy nie kryje się w niej jakaś warstwa podskórna, która nadaje dziełu zupełnie inny wydźwięk?

Pierwsze skojarzenia, jakie rodzą się w czytelniku po usłyszeniu imienia Safona, to wizerunek utrwalony na wazie z szóstego wieku, przedstawiający ją w czarnej sukni z lirą w dłoniach. Obraz ten przenosi czytelnika do odległej starożytnej Grecji, gdzie na wyspie Lesbos narodziła się najsłynniejsza poetka tamtych czasów. Safona, oprócz tego, że tworzyła znakomite pieśni o tematyce seksualnej, prowadziła też pewnego rodzaju szkołę dla panien zwaną z greckiego thiasos. Do końca nie wiadomo, czemu miała służyć ta edukacja, bowiem zdania badaczy są mocno podzielone. Pewne jest jednak to, że dziewczęta w jej szkole kochały się wzajemnie, nie tylko na poziomie duchowym, ale i cielesnym. Jedni twierdzą, że takie zachowania miały na celu rozbudzenie w młodych kobietach uczuciowości i cielesnej ciekawości, która miała im pomóc wejść w związek małżeński. Inni badacze, tacy jak na przykład Karol Zieliński, skłaniali się ku hipotezie, która mówiła, że Safona kształciła przyszłe kapłanki bogini Afrodyty, które w przyszłości miały też spełniać rolę świątynnych prostytutek. Niestety nic w tej materii nie jest pewne, może poza tym, że starożytni Grecy nie widzieli problemu w miłości jednopłciowej, dzięki czemu utwory Safony, choć z założenia dotyczyły kobiet, były odbierane również przez mężczyzn, którzy chętnie słuchali jej miłosnych pieśni.

Spadkobierczynie

Lis świadomie wybrała za swe bohaterki kobiety, które swoim życiem oraz działalnością literacką nawiązywały do osoby Safony. Każda z wymienionych kochała kobietę, dla niej potrafiła się poświęcić, a przede wszystkim chciała o swojej miłości opowiedzieć całemu światu. Pisząc teksty, przeobrażały się w grecką poetkę, śpiewały safickie pieśni do ukochanych. Sofia Parnok z odwagą wyznawała swoją miłość do kochanki w Róży Pierii pomimo tego, że zapłaciła za to wysoką cenę. Jako rosyjska pisarka uznała, że jej duchową patronką zostanie Sofia Przemądra, symbol doskonałości i pełni, nie pomogło jej to jednak odnieść sukcesu pisarskiego. Została zapomniana i pominięta w literaturze rosyjskiej, jej głos milkł w głośniej poezji i prozie nowomowy systemu sowieckiego. Parnok z odwagą pisała o miłości lesbijskiej, podkreślając jednocześnie swoją więź z Safo, rywalizując z mężczyznami w nauce miłosnej i chwaląc się wiedzą o kobietach na podstawie własnych doświadczeń. Czasem, czytając jej teksty, można zauważyć nawet nutę współzawodnictwa, jaka wytworzyła się pomiędzy nią a Safoną.

Inaczej postępowała Anna Kowalska, wieloletnia partnerka Marii Dąbrowskiej. Jej związek z Safoną był równie silny co u Sofii, jednak odwaga pisarska niewspółmiernie mniejsza. W jednym z listów do Dąbrowskiej opisała swój zamysł stworzenia książki o greckiej poetce, który będzie silny niczym miłość, jaką darzyła autorkę Nocy i dni . Pisząc do ukochanej: „Jeśli sił starczy, chcę z niej zrobić główne dzieło życia, coś, co by było godne nas, ciebie”, Kowalska chciała stworzyć dzieło rewolucyjne w polskiej literaturze, które ujawni jej uczucie do Dąbrowskiej, tak skrzętnie ukrywane latami. Safona stała się dla Kowalskiej źródłem poezji i miłości, z którego czerpała pełnymi garściami, chciała być jej duchową córką, uczennicą w greckim thiasos. Dzieło powstawało latami, jednak uczucie, które kiedyś było pomiędzy kobietami, namiętne i pełne żądzy, z czasem zmieniło się w pełne goryczy życie codzienne. Od kiedy zamieszkały razem, ich miłość zaczęła tracić na sile, przyczyniła się do tego też córka Kowalskiej, która nie akceptowała Dąbrowskiej. Atmosfera pełna kłótni i niedopowiedzeń zmieniła ich związek w pełną żalu i pretensji relację. Powstał więc utwór, w którym Safo (porównana do Dąbrowskiej) jawi się czytelnikowi jako bezwzględna osoba, która wykorzystuje kobiety, odtrąca Megarę (podobną do Kowalskiej) i przeżywa romans z młodym żeglarzem Faonem, przez którego ginie, skacząc ze skały do morza. W ostatecznym rozrachunku miłość zostaje naznaczona bólem i rozpaczą, Safo traci swoją moc uszczęśliwiania kobiet, a miłość tych dwóch do końca ich życia nie została ujawniona, pozostała zamknięta w więzach, które wyznaczyły jej epoka i opinia publiczna czasów powojennych.

Znacznie odważniejsza od tekstu Kowalskiej okazała się twórczość Jeanette Winterson, która otwarcie w swej powieści Sztuka i kłamstwa opisuje miłość także w wymiarze cielesnym. Safona brytyjskiej pisarki jawi się odbiorcy w trzech osłonach, mamy więc do czynienia z Safoną Wieczną, która jest symbolem podróżniczki w czasie, Safoną współczesną, która ze słuchawkami telegrafistki na uszach obserwuje rzeczywistość brytyjską XX wieku, i Safonę – starą lesbijkę, która wędruje po ulicach Miasta w czasach późnego kapitalizmu. Wszystkie trzy nawiązują do pramatki – Safony greckiej.

Każda historia jest inna, pisarki w różnym stopniu nawiązywały do pramatki poezji lesbijskiej. Pewne jest to, że uznaje się ją za prekursorkę tego nurtu w literaturze, Parnok, Kowalska i Winterson to jej spadkobierczynie, pisarki, które postanowiły walczyć o głos w literaturze światowej, odważyły się kontynuować pieśń miłosną starożytnej poetki. Kto, jeśli nie one, miał to zrobić? Jest przecież tak, jak napisała Lis: „Kobiety – a tym bardziej «lesbijki» – nie mają i nie będą miały historii, o ile same jej sobie nie zrobią”.

Wyspa sprzeczności

Książkę można odczytywać na wielu płaszczyznach, jedną z nich jest z pewnością motyw miłości zakazanej, która ukrywana przez lata mogła dawać upust prawdziwym uczuciom dopiero w literaturze. Utwór ma jednak drugie dno, które wyznacza sama wyspa Lesbos, leżąca u wybrzeży Anatolii i od wieków będąca miejscem pełnym sprzeczności i niedopowiedzeń. To tu znajduje się znane z tradycji żydowskiej wzgórze Moria, miejsce wybrane przez Jahwe, na którym według legend powstał pierwszy człowiek. Tutaj też znajdują się obozy dla współczesnych uchodźców, oddzielone od świata murem z betonowych płyt i drutem kolczastym. Imigranci żyją tam w zawieszeniu, niepewni o jutro, a ich krzyk o wolność jest prawie niesłyszalny. Sytuacja na Lesbos przypomina jedną z pieśni Safo:

„Nawoływania biegną w naszą stronę,

ale my głosu nie słyszymy –

noc milczy ponad morzem”.

Podróż autorki na wyspę pełną sprzeczności wypłynęła z chęci obcowania z miejscem bliskim starożytnej poetce, jednak odkryła przed autorką o wiele więcej niż mogłaby tego się spodziewać. Wyspa oprócz „różanopalcego księżycowego światła” przedstawiła swoją drugą twarz – ciemną i złowrogą, którą widać w obozach dla uciekinierów.

Współczesność pokazała, że na Lesbos, oprócz śladów po starożytnej architekturze i kulturze, znajdziemy piętno współczesności - obozy, które także funkcjonują w dzisiejszych czasach jako pewnego rodzaju „tabu społeczne”. Wyspa powoli staje się miejscem, w którym idealnie zbudowana Europa musi się przeobrazić, zaakceptować to, że już nigdy nie będzie zamkniętą formą. Renata Lis w historię o Safonie i „Safonach” wieków późniejszych wplata wątki społeczno-polityczne, które kształtują teraz krajobraz wyspy starożytnej poetki. Lesbos stało się miejscem, gdzie zakazana miłość lesbijska łączy się z cierpieniem uchodźców, odrzucenie związane z odmienną orientacją seksualną łączy się tu z zanegowaniem ze strony świata, wieczną bezdomnością i poczuciem życiowego zawieszenia w próżni, z której brakuje drogi wyjścia. Współczesna pisarka pokazuje, w jaki sposób europejski ład i porządek, tak skrzętnie pielęgnowany i celebrowany przez wieki, jest tylko ułudą. Jak się okazuje bowiem, prekursorka „europejskiej” literatury, opartej na tradycji helleńskiej, ma rysy semickie, a jej pieśni w dużej mierze nawiązują do źródeł azjatyckich, zaczerpniętych z Indii. Rządy wielkich europejskich mocarstw nie są w stanie zaakceptować obozów dla uchodźców, zostawiając samej sobie wyspę Lesbos, którą od wieków można uznać za symbol wykorzenienia, bezdomności i braku zrozumienia świata „normalnego”, który dalej się od niej odwraca.

Renata LIS, Lesbos , Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2017.