Aktualność Conrada

Grzegorz Filip

„Okiem dzisiejszego czytelnika zobaczyć można w staroświeckim bardzie epoki żaglowców przenikliwego diagnostę, którego obserwacje i oceny zachowały na wielu obszarach do dziś znaczącą aktualność” – pisał Leszek Prorok w eseju Wachty z Conradem (1987). Piewca żeglarstwa nie całkiem zwietrzał, powiada innymi słowy, wciąż na coś się może przydać. I przechodzi Prorok do oczyszczania Conrada z zarzutów oderwania od życia społecznego, stawianych w 1945 r. przez marksistę Jana Kotta. Myślę, że miałkość i koniunkturalizm tamtych ataków obnażyli już dostatecznie liczni polemiści, tak że nie ma do czego wracać. W roku 1946 ukazał się esej Roberta Penn Warrena o Nostromie , a w 1959 Szkice o Conradzie Marii Dąbrowskiej i do tych tekstów, inicjujących conradologię na poważnie, warto się odwoływać.

Ja natomiast chciałbym się zastanowić nad tym, czy tylko nie zwietrzał, bo zdaje mi się, że coś znacznie więcej, że dzieło Conrada ujawnia dziś nowe znaczenia. Dziś, to znaczy w wieku kryzysu cywilizacji europejskiej, w czasie triumfującej utopii, coraz doskonalszych metod maskowania przemocy, w erze ideologizacji życia społecznego i impasu demokracji, zastępowania wartości świecidełkami, zmierzchu inteligencji, w epoce trzeciej polskiej niepodległości naznaczonej wszystkimi grzechami podupadającej Europy. Jakie może mieć na to lekarstwo dla myślącego człowieka urodzony w 1857 roku pisarz?

Pewna część tych, którzy świadomi są cywilizacyjnego rozpadu, postanowiła zaakceptować stan rzeczy. Nie możemy zatrzymać tendencji rozkładowych, lecz być może damy radę je oswoić, ładnie ponazywać i pławić się w płynności bytu. Płynąć z prądem. Tak narodził się postmodernizm ze swym sceptycyzmem, szyderstwem, hedonizmem. Niewiele umiemy stworzyć, lecz być może damy radę rozebrać to, co stworzyli inni. Tak narodziła się dekonstrukcja z jej cynizmem i nihilizmem.

Dramat postaw

Łatwo się domyślić, że gdy pytamy o aktualność Conrada, mowa będzie o postawach moralnych jego bohaterów. Szkolna lektura Lorda Jima utwierdza jego autora na pozycji moralisty wrzucającego bohaterów w sytuacje ostateczne, nakazującego im wierność wbrew nadziei, bo nie kalkulacja jest tu ważna, lecz honor.

Czesław Miłosz w eseju Joseph Conrad in Polish Eyes (1957), czytając Jądro ciemności , opowiadanie z początku XX wieku, i dostrzegając w postaci Kurtza dzikie instynkty pod maską zachodniej cywilizacji, odczytuje Conradowską wizję przyszłości Europy, która obierze drogę przemocy. Skoro o Miłoszu mowa – inaczej niż Żeromski, który twierdził, że dorobek Conrada nie jest z literaturą polską złączony „ani jednym włóknem”, inaczej też niż Bobkowski, uważający się za Kosmopolaka na wzór Conrada właśnie – przedstawia on autora Smugi cienia jako „doskonałe połączenie dwóch literatur i dwóch cywilizacji”, pisarza angielskiego i spadkobiercę polskiej kultury szlacheckiej. Miłosz znajduje u Conrada wzorce polskiej uczuciowości politycznej. Literatura jako oręż w walce o wspólne dobro, to przecież cecha polska jego prozy, dowodzi, a Lorda Jima interpretuje w kategoriach dramatu lojalności narodowej. Przypomina przy tym, że w liście do przyjaciela z roku 1903 pisał Conrad w ten sposób: „pływając po kuli ziemskiej, nigdy ani myślą, ani sercem od kraju się nie oddaliłem”. Polskim kluczem gotów był także otwierać twórczość Conrada jego przyjaciel, Bertrand Russell.

Conrad, mimo ucieczki z ojczyzny, którą tak bardzo miała mu za złe Orzeszkowa, pozostał według Miłosza wierny ojczystej tradycji, a dzięki oddaleniu od kraju „potrafił uniknąć błędów automatyzmu myślowego, w jaki wpadali współcześni mu polscy powieściopisarze”. Dlatego osiągnął sukces. Swoją drogą ciekawe, o ile to, co Miłosz pisał o autorze Nostroma , mogło być projekcją jego własnej sytuacji i zachowań po wyjeździe z Polski.

Tajemnicę wpływu Conrada na umysły swojego pokolenia rozważa Jan Józef Szczepański, wybitny a niedoceniony pisarz, kontynuator refleksji moralnej Korzeniowskiego, w eseju W służbie Wielkiego Armatora (1975). Do kanonu obejmującego cechy rycerskie, jak honor, wierność, obowiązek, dodaje Szczepański szacunek dla hierarchicznego porządku, celową, upartą pracę, uczciwe wypełnianie zawartej umowy, rozsądek. W cywilizacji kupieckiej, której częścią stała się twórczość Josepha Conrada, zmitologizowana została postać armatora. To „daleka potęga wyznaczająca kursy statkom po oceanach globu, wyposażona w moc nagradzania i karania, źródło obowiązków i przedmiot lojalności”. Szczepański pisze o metafizyce Conrada, „nacechowanej rodzajem dumnej rozpaczy”, wyposażonej w alegorię Wielkiego Armatora, którą „ludzie małej wiary, lecz wielkiej tęsknoty” zastępują koncepcję Objawienia.

Przeciw autokracji i ideologii przemocy

Zdzisław Najder, chyba najważniejszy polski conradysta, dostrzega niesystemowość poglądów Korzeniowskiego, pomieszanie konserwatyzmu, liberalizmu i socjalizmu (Trzeźwy moralista. Idee polityczne w twórczości Josepha Conrada 2007). Conrad był samoukiem, nie ukończył średniej szkoły, cechowała go nieufność do systemów myślowych, ugruntowana z obawy przed manipulacją. Być może ta mieszanka poglądów, jej specyfika, daje w efekcie nowoczesność i własny, niesystemowy system. Daje wyjątkowość. Miłosz tłumaczył niechęć komunistów do twórczości Conrada jego dumnym indywidualizmem. Nie mogli oni zaakceptować systemu wartości, który kłócił się z propagowanym wzorcem jednostki podporządkowanej komunistycznemu państwu.

Mimo niesystemowości światopogląd polityczny Conrada wydaje się wyrazisty. W słynnym szkicu Autokracja i wojna (1905) pisarz piętnował pruski absolutyzm i tyranię carską, bronił wolności i zachodniej demokracji. Temat ten rozwinął później w powieści W oczach Zachodu (1911) opowiadającej o śmiertelnym zwarciu carskiej ochrany z anarchistycznym podziemiem widzianym oczami Anglika. Idee polityczne w działaniu, nie bez groteskowych wykrzywień, pokazał także w Tajnym agencie (1907), ironicznej powieści o zbrodniczej daremności anarchizmu. Obie te książki, bezlitośnie demaskujące konsekwencje utopii, nie były wydawane w Polsce komunistycznej ze względu na ich antyrosyjskie ostrze, dzisiaj zresztą także wydaje się je sporadycznie, do czego jeszcze wrócę.

To po ojcu, powstańcu styczniowym, wrogu rosyjskiej tyranii, odziedziczył Conrad rozumienie polityki w kategoriach moralnych. Demaskował przemoc polityczną i gospodarczą, z którymi i dziś tak dotkliwie się stykamy na świecie, które rozkładają np. Unię Europejską, antagonizując poszczególne kraje. Mimo lojalności wobec Wielkiej Brytanii nie wahał się potępiać brytyjskiego kolonializmu i imperializmu, ujawniał uroszczenia ideologii wyższości cywilizacyjnej i misji białego człowieka, którymi uzasadniano podboje inspirowane zwykłą żądzą zysku.

Odrzucał hierarchię opartą na pieniądzu, krytykował demokrację podporządkowaną mamonie. Do czego prowadzi penetracja kapitału, pokazał w swojej najważniejszej powieści politycznej Nostromo (1904). Fikcyjna republika Costaguany, leżąca gdzieś w Ameryce Południowej, niestabilna, przeżarta korupcją, wiele zawdzięcza milionerowi idealiście. Jego interesy miały służyć „celom moralnym”, nie udało się tego jednak osiągnąć. W eseju Przesłanie Josepha Conrada (2001) Zbigniew Najder pisał: „Conrad opowiada w Nostromie o roli wielkiego kapitału międzynarodowego, uporczywych walkach liberalnego tradycjonalizmu z rewolucyjną anarchią i o zwycięstwie <postępowego> porządku, narzuconego przez siłę <interesów materialnych>, porządku przynoszącego względny dobrobyt, okupiony zniewoleniem i duchowym wyjałowieniem”. Czy my tego skądś nie znamy? Batem i marchewką tresuje się zwierzęta, próżno jednak liczyć na sukces w przypadku ludzi. Dziś wiemy, że nie powiodło się budowanie ładu europejskiego wyłącznie na bazie interesów materialnych i przemocy ideologicznej połączonej z odrzuceniem wartości. Można rzec, że Conrad „przewidział” to w swej kolonialnej prozie.

Podejrzliwy wobec abstrakcyjnych ideologii, wrogo nastawiony do rewolucji, odrzucał utopię (to cechy typowo angielskie). Próby budowy idealnego ustroju uważał za groźne złudzenie, pokazywał, do czego prowadzą usiłowania naprawy zła aktami przemocy. W absolutyzowaniu podziału na burżuazję i klasę robotniczą widział źródło ideologii rewolucyjnych, które zamieniły wiek XX w piekło. Dziś miałby nam do powiedzenia kilka ostrych słów na temat nieodpowiedzialnego wyostrzania konfliktów politycznych i bezmyślnej fascynacji nimi w miejsce pogłębionej refleksji, co kiedyś doprowadzi do tragedii.

Na tle literatury angielskiej Najder zauważa u Conrada szczególne przywiązanie do pojęcia narodu jako podstawowej jednostki życia zbiorowego. W powieści W oczach Zachodu , która jest de facto książką o przepaści między Rosją i Europą, znajdziemy bogatą analizę specyfiki Rosjan, dokonaną w czasach, gdy przyzwyczajono się wszystko tłumaczyć demagogicznym pojęciem „rosyjskiej duszy”. „Ile razy zejdzie się dwóch Rosjan – mówi narrator powieści – cień autokracji jest z nimi – zabarwiając ich myśli, ich poglądy, ich najskrytsze uczucia, ich życie prywatne, ich publiczne wypowiedzi, wnikając nawet w tajemnicę ich milczeń”.

Pisarz uznawał prawo narodów do niepodległości, co sto lat temu nie było poglądem powszechnym, a dziś znów nim być przestało. Dziś powszechnie kwestionuje się równość narodów, grup społecznych, środowisk politycznych i prawo do ich odmienności. Milczący Murzyni z Jądra ciemności , o których przedstawienie kłócili się krytycy, nie zostali przez pisarza wydrwieni. Pokazał ich tak, jak byli wówczas postrzegani przez Europejczyków. Razi to czytelnika wychowanego na politycznej poprawności, który zarazem nie dostrzega, że w społeczeństwach europejskich również mamy takie, traktowane pogardliwie, wyszydzane nieme grupy. Jeśli w ogóle zyskują one reprezentację polityczną, nazywa się ją lekceważąco populizmem.

Conrad nie jest żaglowcem

…który odpływa do krainy wiecznej flauty, lecz okrętem flagowym, który dumnie wchodzi do reprezentacyjnego portu, by pokazać miałkość naszego czasu i naszej literatury. Przypadek Conrada wskazuje, że warto być oryginalnym i niezależnym, budować własny zrąb poglądów zamiast przylepiać się do martwych ciał płynących z prądem. Tworzyć, opracowując po swojemu własne tematy. Conrad to zupełne zaprzeczenie spływu z prądem, postawy pisarskiej dzisiejszych modernizatorów, którzy ilustrują swymi utworami modne tendencje ideowe epoki. W eseju Przesłanie Josepha Conrada Najder podkreśla, że Conrad stał się dziś ofiarą zmierzchu inteligencji, dla której kiedyś był podporą i prorokiem, bo nie jest to pisarz dla dorobkiewiczów i zwolenników „rozsądnego kompromisu”. Niewątpliwie.

Zlekceważony

Po wojnie Conrada wydawał PAX, specjalista od dzieł zakazanych. W latach siedemdziesiątych Państwowy Instytut Wydawniczy podjął 27-tomową edycję subskrypcyjną Dzieł Josepha Conrada w opracowaniu Zdzisława Najdera, po części w dawnych tłumaczeniach Anieli Zagórskiej, lecz także z udziałem nowych przekładów. Nostroma np. tłumaczył Jan Józef Szczepański. Leszek Prorok pisał o „wystawności poligraficznej” tej edycji, „jak na skromne polskie warunki”. Doceniał też rewizję dawnych przekładów „pod kątem rozbudowanej już znacznie, młodej i poprawnej polskiej terminologii morskiej, której nie mieli do dyspozycji dawniejsi tłumacze”. W latach osiemdziesiątych PIW wypuścił ośmiotomowe Dzieła wybrane w charakterystycznej złotej obwolucie. I to by było wszystko. Wolna Polska zlekceważyła autora Zwierciadła morza , zapomniała, że jest mu coś winna. Oczywiście ukazują się byle jakie, lekturowe edycje Lorda Jima , Smugi cienia i Jądra ciemności . Niedawno słyszałem radiową dyskusję conradowską, mamy wszak Rok Conrada. Po czterdziestu pięciu minutach gęstej rozmowy zorientowałem się, że uczestniczący w niej intelektualiści znają tylko te trzy tytuły. O innych nie wspomnieli. Trzeba przyznać, że jest w tym również zasługa wydawców, choć intelektualistów także można by tu zachęcić do odwiedzenia bibliotek.

Dzwonię do PIW-u, pytam, co wydadzą z okazji jubileuszu Conrada. Może przygotowują wznowienie Dzieł ? Może chociaż pojedyncze edycje ważnych, a mniej znanych powieści w nowych przekładach? W oczach Zachodu wyszła wszak ostatnio w roku 1999. Odpowiedź jest krótka: w tym roku nic nie wydadzą!

?