Hamlet aktualny (zawsze)

Grzegorz Filip

Rozważania te skoncentrują się wokół kilku pisarzy, którzy postać Hamleta uczynili tematem swoich esejów i wierszy. A ponieważ łatwo się domyślić, że motywy szekspirowskie przenikają literaturę światową, tworząc nieogarnioną sieć, żeby w niej nie utkwić, zacieśnię pole widzenia do literatury polskiej. Ale i tu Szekspirem podszyte są liczne dzieła. Mamy więc hamletycznego Kordiana, który w samotnej walce ze złem świata staje wobec dramatycznego wyboru, gdy za drzwiami śpi uzurpator, którego trzeba zgładzić w imię wolności i wspólnego dobra. Ale jak budować dobro na zbrodni? Mamy Hamleta Wyspiańskiego, niezwykły utwór, niezwykłą metodą pisany tekst, przeradzający się miejscami z prozy dyskursywnej w dialog. Niby esej o Hamlecie Szekspira, ale mu tego bohatera odbierający i kształtujący go na własną modłę. Utwór Wyspiańskiego docenił Jan Kott, mówiąc o jego nowatorskiej interpretacji, „bliższej współczesnej szekspirologii niż dziewiętnastowiecznej tradycji”. Autor Wesela czyta Szekspira jak dramatopisarz dramatopisarza, znawca znawcę, lektura i rozbiór dramatu stają się dlań ćwiczeniem. Rozprawia o swych spotkaniach za kulisami: „Idę do garderoby pana Jednowskiego i zastaję Króla-Ducha już na wychodnym. Cisza za sceną. Szedł właśnie i już czekali na niego z księżycem. W pokoiku jednym zastaję razem na wesołej pogawędce panów Rozenkranca i Gildensterna, na kanapie leżących, czekali, aż im wypadnie niebawem pokazać się na dworze królewskim w Elzynorze”. „Aż i nadszedł pan Zelwerowicz i począł się charakteryzować na grabarza. Przypatrywałem się. Nie było nic i nie ma w tym nic śmiesznego. Widzieć to przeistoczenie się, jak z wolna a starannie się odbywa i aż nareszcie inny siedzi przed tobą człowiek, niż był tu przed chwilą, człowiek, co myśli i czuje inaczej z tą chwilą metamorfozy”. Cytuję obficie, bo tekst nie jest powszechnie znany, wepchnięty między papiery teatralne Wyspiańskiego, tymczasem Jacek Trznadel proponuje umieścić go „w podstawowym nurcie jego twórczości literackiej”.

Inną drogą

Hamlet jest wszędzie, dosłownie wszędzie, a szukając go można natrafić na nieoczekiwane znaleziska, co i mnie się zdarzyło, gdy przeczytałem Biedną Ofelię Janusza Ihnatowicza, jego Słowa, Słowa, Słowa i Rozmowę z Hamletem (umarłym) oraz Sen nocy letniej czy Romea i Julię o poranku . To poezja wysokiej próby, lecz odłożę ją na inną okazję.

Interesują mnie głównie ci twórcy, którzy poszli w „hamletologii” inną drogą, więc przede wszystkim Zbigniew Herbert, choć nie tylko jako autor słynnego Trenu Fortynbrasa , lecz także eseju Hamlet na granicy milczenia , który pokazuje, jak odrębny i oryginalny kierunek przyjęły rozważania poety. Zostawię na boku rozważania Herberta o czasie (zmiennym jego nurcie, zagęszczeniach i rozrzedzeniach) oraz przestrzeni („Elsinor znaczy wszędzie”) i przejdę od razu do istoty interpretacji poety: „Wbrew pospolitości, która zabiła go słowem hamletyzm, i wbrew komentatorom, którzy z czterech humorów władających naturą człowieka widzą w nim tylko flegmę i melancholię, postaramy się przywrócić księciu krew, żółć i wielkość” – powiada Herbert. Jak to osiąga? W jaki sposób będzie w stanie przeciwstawić się uczonej tradycji, jednomyślnie widzącej w Hamlecie czarno ubranego chłopaka, „który przed tragicznym obowiązkiem ucieka w komedianctwo i sztukę, filozofię i szaleństwo”?

Rozum i wola

Jednomyślnie? Niekoniecznie! Jacek Trznadel (Polski Hamlet. Kłopoty z działaniem , NOWA, Warszawa 1989) przypomina wystąpienie Tadeusza Zielińskiego, filozofa i znawcy antyku, na kongresie w Oslo w 1928 roku. Konfrontując postawę człowieka antyku z postawą człowieka współczesnego (a trwa już wówczas totalitarny komunizm w Rosji, faszyzm we Włoszech, przygotowuje swoje wystąpienie Hitler – miliony ludzi popierają lub za chwilę poprą zbrodnicze ideologie) Zieliński pokazuje, że „człowieka antyku cechowała przewaga rozumu, a człowieka nowoczesnego przewaga woli”. Zestawiając Instytucję retoryki Kwintyliana z Psychologią tłumu Le Bona, Zieliński uwydatnia różnice postaw. Aby kogoś przekonać do działania, mówi Kwintylian, potrzeba racjonalnych argumentów, że działanie to jest możliwe, słuszne, użyteczne i uczciwe. Warunki Le Bona są zgoła inne: potrzebne jest kategoryczne wezwanie niezaciemnione żadnymi dowodami, bezustannie powtarzane ze źródła, które ma właściwości magnetyzera. Nowoczesny człowiek tłumu, mówi Zieliński (dwa lata później ukaże się słynna książka Ortegi y Gasseta), a ja przywołuję tu jego myśli za Trznadlem, „posiada poglądy przyswojone biernie i ulega tym pasjom i uczuciom”. W swoim wystąpieniu z 1928 roku Tadeusz Zieliński porównuje Fedrę Eurypidesa z Hamletem Szekspira, co prowadzi go do następującego rozróżnienia: Fedra to osłabienie rozumu przez wolę, Hamlet to osłabienie woli przez rozum.

Czy Herbert znał tekst Tadeusza Zielińskiego, opublikowany chyba tylko po francusku w roku 1930? Nie wiem. Puenta Zielińskiego brzmi dosadnie: „Jeśli rzeczywiście dusza antyku jest duszą głęboko intelektualną, podczas gdy w duszy nowoczesnej przeważający jest element woluntarystyczny, łatwo zrozumieć rolę wychowawczą pierwszej w stosunku do drugiej: nie potrzebujemy mistrzów, aby uczyli nas działać, potrzebujemy ich, aby nauczyć się myśleć”.

Jacek Trznadel pisze Polskiego Hamleta w latach 80., w cieniu stanu wojennego. Ja czytam dziś tę książkę w cieniu atmosfery intelektualnego zamroczenia, która opanowała sporą część polskiej inteligencji, i od tego kontekstu trudno mi się uwolnić. Odrzucenie rozumu na rzecz emocji, brudna piana gazet obdarzana zaufaniem, fałszywy ton moralny histerycznych deklamacji i pogarda dla faktów – to rys obecnego czasu. Odrzuceniu racjonalnych argumentów towarzyszy gorączkowe podejmowanie chaotycznych działań, podpowiadanych przez nie zawsze życzliwych „przyjaciół”. Łatwo w tej atmosferze o tragiczny patos i nieuprawnione hiperbolizacje z jednej strony, jak i grube wyzwiska czy groteskowe porównania z drugiej. Gdy rozum śpi, budzą się demony. Gdy nie ma miejsca na argumenty, zostają działania odruchowe: policzek, kopniak. Takie kopniaki rozdają dziś np. pisarze, których nieopatrznie uznano wprzódy za wybitnych i śpią potem spokojnie w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Gdzie w ich refleksji miejsce ma myśl, która „płacze i krwawi”? Tym postawom znacznie bliżej do Don Kichota, niż do Hamleta. To błędni rycerze walczący z imaginowanym wrogiem. Widać w nich również związki z romantyzmem, z postawą romantycznego szaleńca, którą analizowała trzydzieści z górą lat temu Maria Janion, ale jeżeli tak ma dziś wyglądać w Polsce czerpanie z tradycji kultury… Wróćmy lepiej na Elsinor i do eseju Herberta, który stara się przywrócić księciu Hamletowi krew, żółć i wielkość.

Myśl płacze i krwawi

Hamlet buntuje się przeciwko normalności, która staje się nie do zniesienia – „podła, wygodna, uległa wobec rzeczywistości, łatwo zapominająca”. Śmierć ojca i odkrycie zbrodni otwierają przed księciem niezbadaną otchłań natury ludzkiej. Hamlet odrzuca łatwe pocieszenia, jest istotą myślącą. O ile w rozumieniu potocznym myślenie bywa pojmowane jako luksus i przeciwstawiane życiu (primum vivere, deinde philosophari), o tyle Hamlet – jak przekonuje nas Zbigniew Herbert – „Myśli (…) całym swoim życiem i całą swoją osobą. Palce dotykające czaszki Jorika są początkiem refleksji, w rozmowie z matką myśl płacze i krwawi”. „To, co bywa interpretowane jako chwiejność, także w dziedzinie intelektualnej, jest w istocie hamletowską orientacją na konkret, taką formą myślenia, która jest bezpośrednią reakcją na rzeczywistość, odpowiedzią na sytuację. Dlatego monologi księcia, w których dramatyzacja myśli dochodzi do szczytu, są równie pasjonujące, jeśli nie ciekawsze niż akcja”. Wciąga mnie pokusa cytowania dalej, tymczasem przecież już wiadomo, dokąd nas poeta prowadzi, bo tak kończy ów akapit: „Ta bohaterska forma intelektualnego przeżywania rzeczywistości, mimo falowań, uniesień i upadków, nie ma nic wspólnego z nastrojowością, odróżnia się od niej głębią i prawdziwością”. Zamiast wygrażać niebu pięściami, Hamlet dorasta do losu, ale możliwe to jest tylko dzięki racjonalnej refleksji, dzięki wysiłkowi intelektualnemu, zwanemu przez wielu mylnie hamletyzowaniem.

W imię prawdy i sprawiedliwości

Tyle Herbert o Hamlecie. Z kolei Jacek Trznadel, szukając hamletycznych odwołań u Herberta, nazywa Pana Cogito „Hamletem w cywilu” lub „księciem incognito”. By zarysować kontekst, prezentuje krótkie, subiektywne, lecz przekonujące spojrzenie na poezję Różewicza i przeciwstawia obu poetów. Różewicz sformułował diagnozę o dechrystianizacji kultury (wyrok na wiarę, nadzieję i miłość) oraz zanegował dobro i piękno na rzecz „całej prawdy”. Idąc tą drogą – pisze Trznadel, zanegował Różewicz szekspirowski świat wartości i unieważnił szekspirowskiego bohatera (Rozmowa z księciem , Nic w płaszczu Prospera ). Hamlet u Różewicza staje się figurą woskową, bo „we współczesnym świecie nie ma miejsca na moralną problematykę hamletyczną”. Bohater Herberta, pan Cogito, próbuje żyć godnie w zniewolonej rzeczywistości, chce „być wierny sobie a jednocześnie uczestniczyć w życiu”, staje się „człowiekiem społecznym”. To go zbliża do Szekspira. Powie Trznadel: „we współczesnej epoce szło o to, aby wytrzymać zło i cierpienie, nie oszaleć, rozum musiał więc iść przed emocjami i namiętnościami”.

Pan Cogito to nowe imię Hamleta, nowe jego wcielenie, bohater, któremu zależy na działaniu w imię prawdy i sprawiedliwości – pisze Trznadel (nie w imię utopii lub na skutek kategorycznego wezwania opartego na kłamstwie – dopowiadam ja). „Pan Cogito jest tym, który chciałby, aby z Hamletem łączył go charakter, nie – los. Pan Cogito jest tym, który przeżył, zna cenę tego przeżycia, widział martwych Hamletów, przyjaciół i sobowtórów, nie potrafił stanąć nad nimi w zwycięskiej pozie jak Fortynbras, więcej – odebrał od nich pewne posłanie”. Książka Jacka Trznadla, jego interpretacja poezji Herberta, tchnie dzisiaj nową aktualnością. Może być wskazaniem dla polskiej inteligencji, która zagubiła zdolność rozróżniania rzeczywistości i pozorów. Nową aktualność zyskuje także, w czym nic dziwnego, bo zawsze tak było, dramat Szekspira jako pytanie o naszą kondycję, o to „czy stać nas na poznanie siebie samych od dna do szczytu” (Andrzej Żurowski w rozmowie z Krzysztofem Lubczyńskim). Czy stać nas na odrzucenie zdrady
i kłamstwa, na to, aby zacząć budować na skale.