Świat dotyku

Jakub Wabiński

Zostajesz wprowadzony do ciemnego pomieszczenia. Camera obscura to przy tym pikuś. Przewodnik zaczyna wprowadzać cię w sytuację. Otóż znajdujesz się w cudzym mieszkaniu. Twoim jedynym zadaniem jest porozglądać się i zidentyfikować jak najwięcej przedmiotów codziennego użytku. Serio? Tylko tyle? Jak się okazuje, nawet tak banalne zadanie może być nie lada wyzwaniem, jeżeli nic nie widzisz i możesz skorzystać „tylko” z pozostałych czterech zmysłów. Wokoło słychać komentarze innych uczestników „zabawy” i odgłosy uderzeń o naturalnie występujące w każdym mieszkaniu przeszkody.

Chwilę później trafiasz na ulicę i tutaj słyszysz już znacznie więcej: przejeżdżające samochody, wycie syreny i pokrzykiwania przechodniów. Przez przypadek potykasz się na chodniku i lądujesz na jezdni. Na szczęście żaden samochód akurat nie przejeżdżał w tym miejscu. W końcu to tylko symulacja. Otrzepujesz się więc i idziesz do warzywniaka, aby wybrać dojrzałe banany na deser. No dobrze, ale jak to zrobić, skoro nie widzisz ich koloru? Przecież nie zaczniesz każdego po kolei macać, bo to nie spodoba się sprzedawcy. Bierzesz więc kilka z nich „w ciemno” (o ironio!) i ruszasz dalej.

Po upływie kilkudziesięciu minut i paru kolejnych lokalizacjach następuje koniec wycieczki. Wychodzisz na światło dzienne, a tam czeka na ciebie chwilowe oślepienie, bo oczy muszą się na nowo przyzwyczaić do normalnych warunków. W końcu przez ostatnią godzinę przebywałeś w całkowitych ciemnościach. Poza tym wszystko wraca do normy. Można odhaczyć kolejne odwiedzone muzeum czy wystawę i pójść na obiad. Czy aby na pewno? A może jednak coś się zmieniło? W głowie pozostaje to, czego przed chwilą doświadczyłeś – to, jak wygląda świat, kiedy nie można skorzystać ze zmysłu wzroku. Do tej pory bagatelizowałeś sprawę. Przecież to tylko jeden z pięciu zmysłów. Okazuje się jednak, że jego brak jest bardzo odczuwalny.

Takie mniej więcej odczucia towarzyszyły mi w trakcie wizyty na jednej z wystaw, gdzie pokazuje się ludziom widzącym, jak wygląda życie codzienne osób niewidomych i słabowidzących. W swojej pracy naukowej już wcześniej współpracowałem z uczniami niewidomymi i słabowidzącymi, jednak to doświadczenie pozwoliło na lepsze zrozumienie ich potrzeb i problemów, z jakimi borykają się na co dzień.

Jestem doktorantem, więc często w towarzystwie ludzie mnie pytają, czym się zajmuję:

– Zajmuję się opracowywaniem map dla osób niewidomych i słabowidzących.

– Ale zaraz… Jak to map? Po co im one? Przecież i tak nic nie widzą.

Wierzcie lub nie, ale zdarzyło mi się spotykać z podobnymi opiniami już parokrotnie. Na szczęście do tej pory zawsze udawało mi się zachować spokój w podobnych sytuacjach i próbować wyjaśnić, że te mapy jednak są potrzebne.

Mapy z treścią wypukłą

Mapa jest najlepszym sposobem przedstawienia informacji, które można w jakiś sposób odnieść w przestrzeni. Osoby niewidome i słabowidzące korzystają z map. Są to chociażby mapy do orientacji w przestrzeni i nawigacji, a także mapy szkolne. Może będzie to dla niektórych nie lada zaskoczeniem, ale szkolna podstawa programowa dla dzieci niewidomych jest dokładnie taka sama, jak dla dziecka w pełni zdrowego. Konieczne jest zatem zapewnienie materiałów, które pozwolą na realizację podstawy w przewidzianym planem zajęć wymiarze godzin.

Takie materiały muszą oczywiście zostać przygotowane w odpowiedni sposób, tak aby były czytelne dla niewidomych. Zaś czytanie map przez osoby niewidome odbywa się z wykorzystaniem dotyku. Mapy, które czytane są z wykorzystaniem zmysłu dotyku lub w ograniczonym stopniu także wzrokiem, nazywane są tyflomapami. Są to mocno uproszczone mapy z treścią wypukłą (dotykową) dla osób niewidomych i intensywną kolorystyką dla osób słabowidzących. Ich wytwarzanie nie jest niestety tanie i jak można się domyślić w szkołach i ośrodkach szkolno-wychowawczych takich materiałów dydaktycznych najzwyczajniej w świecie brakuje.

Roger Penrose, czyli facet, który współpracował ze Stephenem Hawkingiem, stwierdził kiedyś, że każdy wzór matematyczny umieszczony w książce lub artykule zmniejsza liczbę czytelników o połowę. Mam nadzieję, że tak się nie dzieje w przypadku zamieszczania samych liczb, bo chciałem ich kilka przytoczyć. O tym, że nie jest to problem marginalny, świadczą właśnie liczby.

Szacuje się, że na świecie jest ponad 250 milionów ludzi z poważną dysfunkcją wzroku, z czego 36 milionów to osoby niewidome. W samej Polsce jest około 90 tysięcy osób niewidomych. Porównajmy teraz dwa zmysły, które są wykorzystywane do czytania map przez różne osoby. Jak pokazały badania, zdolność palca do rozróżniania pojedynczych obiektów jest prawie dziesięciokrotnie mniejsza niż oka. Zatem aby pokazać taką samą ilość informacji, jaka znajduje się na klasycznej mapie i jednocześnie zachować jej czytelność dotykową, musiałaby ona być około dziesięć razy większa. Czyli standardowa mapa turystyczna musiałaby mieć powierzchnię około 7 metrów kwadratowych, mniej więcej tyle, co mała sypialnia w domu. Zaleca się, aby maksymalne wymiary mapy dotykowej wynosiły 50 na 50 centymetrów. Wymiary te determinowane są przez zasięg ramion czytelnika i zalecenie, aby arkusz mapy mógł być w całości objęty przez siedzącego użytkownika. Jeśli dodamy do tego fakt, że niewidomy czyta mapę fragmentami, a dopiero później stara się utworzyć w myślach obraz całej mapy, okazuje się, że tworzenie bardzo dużych powierzchniowo tyflomap jest mało praktyczne i raczej karkołomne. Dlatego też należy się pogodzić z faktem, że tyflomapy muszą być bardzo uproszczone. Zabieg upraszczania treści mapy nazywa się generalizacją i praktycznie od początków istnienia kartografii stanowi jedno z najtrudniejszych zagadnień tej dziedziny nauki. Takie silnie zgeneralizowane mapy można przedstawiać w mniejszych skalach, a co za tym idzie na mniejszych arkuszach – a o to nam przecież chodzi.

Jak to się zaczęło

Jak już wcześniej wspomniałem, produkcja map dotykowych nie jest tania. Wynika to ze specyfiki powszechnie wykorzystywanych metod ich wytwarzania: drogie urządzenia, konieczność przygotowania skomplikowanych matryc drukarskich, a wszystko to przy niewielkich nakładach, co skutkuje dużym kosztem jednostkowym. Wysokie koszty są także spowodowane koniecznością zaangażowania szeregu specjalistów w proces ich opracowania: tyflokartografów i tyflografików, specjalistów od druku wypukłego czy nawet czasami osób odpowiedzialnych za nagrania dźwiękowe. Poza tym, jeżeli projektowana mapa ma być wykorzystywana w szkole, trzeba także zaangażować nauczycieli. A żeby sprawdzić, czy projektowana mapa jest w ogóle użyteczna, wymagany jest także udział osób niewidomych i słabowidzących, czyli bezpośrednio zainteresowanych opracowaniem.

Ale jak to się w ogóle zaczęło? Skąd zainteresowanie tym tematem? Niestety nie przytoczę w tym miejscu żadnych wzruszających historii. Powodem nie była tracąca wzrok siostra, której chciałem pomóc w przystosowaniu się do nowej sytuacji. Inspiracją nie był też napotkany na ulicy niewidomy, który opowiedział mi historię swojego życia. Mam nadzieję, że nikogo nie rozczarowałem. Najzwyczajniej w świecie zastanawiałem się, w jaki sposób wykorzystać swoją wiedzę i umiejętności, aby zrobić coś fajnego, a przede wszystkim coś użytecznego. Gość po geodezji i kartografii z jakimś tam doświadczeniem w pracy z drukiem 3D i brakiem pomysłu na to, czym się zająć, całkiem przypadkiem natrafia na artykuł, w którym badacze z Niemiec wykorzystali druk 3D do stworzenia modelu powierzchni księżyca i jako jedno z zastosowań wymienili „pomoc naukową dla uczniów niewidomych”. Bingo! Szybko skontaktowałem się z Towarzystwem Opieki nad Ociemniałymi w Laskach i umówiłem na spotkanie.

Przedstawiłem swoją propozycję i to, jakie możliwości oferuje druk 3D. A oferuje całkiem sporo. Przede wszystkim pozwala na zmniejszenie kosztów produkcji tyflomap, bo charakteryzuje się tym, że koszt wytworzenia pojedynczego elementu nie zależy od liczby produkowanych elementów. Jest to bardzo ważna cecha, bo możliwe jest tworzenie unikalnych opracowań na zamówienie danego ośrodka lub wręcz danego ucznia. Pracownicy towarzystwa wykazali duże zainteresowanie, a jedna z obecnych na spotkaniu nauczycielek zasugerowała, aby opracować przykładową mapę, która będzie prezentowała zagadnienie krain geograficznych Polski.

Funkcjonalna pomoc dydaktyczna

Później poszło już dość szybko. Wykorzystując darmowe dane dostępne w Internecie i korzystając z dobrych praktyk tworzenia tyflomap (bo trzeba pamiętać, że muszą one spełniać szereg wymagań, aby były czytelne), udało się opracować dotykową mapę z prawdziwego zdarzenia. Prace przebiegały nad wyraz gładko aż do momentu, kiedy przyszło przygotowany model wydrukować, bowiem na wydziale nie było dostępu do żadnego urządzenia, które choćby przypominało drukarkę 3D. Na szczęście nie trzeba było długo szukać. Udało mi się nawiązać współpracę z pracownikiem innego wydziału uczelni, który zgodził się na realizację wydruku w swoim laboratorium. Tym samym powielane wielokrotnie przez doktorantów i naukowców stwierdzenia, że w naszym kraju/uczelni (niepotrzebne skreślić) nie istnieje coś takiego jak współpraca międzyuczelniana/międzywydziałowa (niepotrzebne skreślić), można było uznać za zwykłe malkontenctwo.

Tak przygotowany, namacalny arkusz mapy tematycznej został przebadany pod kątem dokładności, a przede wszystkim pod kątem przydatności. Ponownie zgłosiłem się po pomoc do Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach i uzbrojony w opracowaną przeze mnie mapę wyruszyłem w drogę, aby przeprowadzić chrzest bojowy owocu mojej pracy.

W testach wzięło udział dwoje uczniów słabowidzących i dwoje uczniów niewidomych. Mieli oni do wykonania szereg zadań, które symulowały standardową pracę z mapą na lekcji geografii. Przykładowo uczeń był proszony o wskazanie lokalizacji konkretnego obiektu na mapie i określenie, w jakiej krainie geograficznej się on znajduje. Poza tym uczniowie zostali poproszeni o ocenę arkusza w kilku kategoriach. Młodzi adepci geografii zareagowali bardzo pozytywnie na przedstawione rozwiązanie, co pozwala stwierdzić, że zaproponowana metodyka pozwoliła na opracowanie w pełni funkcjonalnej pomocy dydaktycznej. Nie można jednak spoczywać na laurach, ponieważ uczniowie zwrócili także uwagę na pewne mankamenty opracowania. Uwagi te stanowią doskonałą bazę do dalszych prac, a dla mnie skuteczną motywację do bardziej wytężonej pracy w tej dziedzinie.

Mgr. inż. Jakub Wabiński, doktorant na Wydziale Inżynierii Lądowej i Geodezji Wojskowej Akademii Technicznej. Zajmuje się zagadnieniami opracowywania tyflomap i nowoczesnych metod prezentacji kartograficznych.