Najbardziej wpływowy wydział

Piotr Kieraciński

Lubelskiej szkole filozoficznej, czyli nurtowi systematycznej filozofii tomistycznej, stworzonemu przez profesorów: o. Mieczysława Krąpca – metafizyka i antropologa, Stefana Swieżawskiego – historyka filozofii, znawcy myśli św. Tomasza z Akwinu, ale i renesansu, Jerzego Kalinowskiego – filozofa prawa, ks. Stanisława Kamińskiego - metodologa nauk, ks. Mariana Kurdziałka – historyka myśli średniowiecznej, ks. Tadeusza Stycznia – etyka oraz Antoniego B. Stępnia – epistemologa wraz z ich współpracownikami i następcami, nieraz zarzucano dogmatyzm i ciasnotę poglądów oraz brak otwartości intelektualnej. W tym kontekście warto przyjrzeć się drogom intelektualnym absolwentów KUL-owskiej filozofii, które przeczą zarzutom stawianym lubelskim tomistom przez marksistów oraz przedstawicieli innych nurtów filozoficznych, a także pokazują jak inspirujące były studia filozoficzne na KUL w okresie, gdy miałem zaszczyt w nich uczestniczyć, a zapewne znacznie dłuższym.

Ogrom pracy i swoboda wyboru

Pierwsze, co mi przychodzi na myśl, to ogrom pracy, jaki studenci filozofii musieli włożyć w kształcenie. Na pierwszym i drugim roku mieliśmy po 42 godziny zajęć tygodniowo, z czego 10 godzin to były lektoraty z dwóch współczesnych języków obcych i łaciny. Druga sprawa, pozornie przecząca temu, co napisałem w poprzednim zdaniu, to swoboda w kształtowaniu programu studiów. Już od początku oprócz zestawu zajęć obowiązkowych, musieliśmy dokonać wyboru między trzema grupami przedmiotów: metafizyczno-antropologiczną, historyczno-filozoficzną i logiczno-metodologiczną. Jednak na pierwszym i drugim roku trzeba było zdać egzaminy z przedmiotów wskazanych w danej specjalizacji przez dziekana. Od trzeciego roku ta dowolność była jeszcze większa niż na pierwszych dwóch latach: mianowicie nie ograniczała się do specjalizacji filozoficznej, ale w jej obrębie mogliśmy dokonać dowolnego wyboru zajęć i egzaminów, np. w danym semestrze trzeba było uczestniczyć w 6 spośród 18 przedmiotów, które proponowali różni wykładowcy, i oczywiście na koniec zdać z nich egzaminy. To, co dziś nazywa się punktami ECTS, u nas wówczas, około 40 lat temu, polegało po prostu na wyborze i zdaniu odpowiedniej liczby przedmiotów z dość dużej grupy wyboru. O ile wiem, była to wtedy sytuacja zupełnie wyjątkowa w naszym kraju, także na KUL.

Druga rzecz, to aktywność intelektualna naszych ówczesnych mistrzów, którzy bronili swoich koncepcji w publicznych polemikach ze wszystkimi możliwymi oponentami. Ta aktywność dotyczyła także studentów, szczególnie tych, którzy działali w Kole Filozoficznym Studentów KUL. Miałem zaszczyt przez kilka lat kierować pracami koła wraz z Piotrem Gutowskim i Markiem Piechowiakiem. Dziś obaj są prominentnymi profesorami tytularnymi - z tym, że Marek został profesorem prawa jako specjalista od praw człowieka. Piotr zaś, pozostając na KUL, pełni niezmiernie ważną rolę w polskim życiu filozoficznym m.in. jako przewodniczący Komitetu Nauk Filozoficznych PAN, a w przeszłości także członek Komitetu Polityki Naukowej.

Wraz z nimi, a należałoby do nich dołączyć znacznie liczniejsze grono kolegów, organizowaliśmy studenckie życie filozoficzne, znacznie wykraczające poza ramy KUL i Lublina. Przede wszystkim były to Tygodnie Filozoficzne, na które zjeżdżali studenci filozofii, także marksistowskiej, z całej Polski, dla których była to znakomita okazja posłuchania czegoś, na co nie mieli szans w państwowych uczelniach owych czasów. Mieliśmy po 150 gości spoza Lublina, choć trzeba przyznać, że sporą cześć stanowili klerycy z różnych seminariów diecezjalnych. W charakterze prelegentów na każdy Tydzień zapraszaliśmy profesorów marksistów. Czasami były to próby nieudane, gdyż dotychczasowi marksiści po karnawale Solidarności porzucali marksizm i na KUL serwowali nam wykłady, których się po nich nie spodziewaliśmy.

Innym ciekawym doświadczeniem z czasów studenckich była organizacja międzynarodowych polsko-brytyjskich konferencji filozoficznych, zainspirowanych i finansowanych przez Rogera Scrutona, a ze strony KUL moderowanych przez Urszulę Żegleń, opiekunkę mojego roku. Mieliśmy okazję skonfrontować naszą wizję filozofii i sposób kształcenia z tym, jaki był udziałem kolegów z Oxfordu i Londynu. Nasze erudycyjne wykształcenie zderzyło się z dyskursywnym sposobem uprawiania filozofii w Anglii.

KUL-owcy są wszędzie

Absolwenci studiów filozoficznych w KUL mają dziś spory wpływ na całą polską filozofię. Ich obecność widać w wielu ośrodkach akademickich poza Lublinem, pełnią wiele ważnych funkcji w najważniejszych organizacjach filozoficznych. Zróżnicowaniu geograficznemu ich wpływu, towarzyszy równie duże zróżnicowanie postaw intelektualnych i nurtów filozoficznych, w których aktualnie się sytuują, często w opozycji do swoich mistrzów ze studiów na KUL. To dobra odpowiedź na zarzut dogmatyzmu, kierowany niegdyś pod adresem KUL-owskiej filozofii.

Już w czasach komunistycznych nasi absolwenci zaznaczyli swoją obecność poza Lublinem, m.in. jako współtwórcy filozofii na ówczesnej Akademii Teologii Katolickiej (dziś UKSW) oraz Papieskiej Akademii Teologicznej (dziś UPJP II). Władysław Stróżewski, wychowanek o. M. Krąpca i S. Swieżawskiego (ale także R. Ingardena i I. Dąmbskiej), prezes Polskiego Towarzystwa Filozoficznego, rozwijał karierę na UJ w Krakowie. Dziś działają tam tak odlegli od siebie ideowo absolwenci KUL-owskiej filozofii jak Jan Hartman, Stanisław Gałkowski i ks. Michał Heller. Mentorem filozofii na Uniwersytecie Śląskim był Józef Bańka. Obecnie prorektorem UŚ ds. naukowych jest Andrzej Noras - uczeń Jerzego Gałkowskiego, pierwszego doktora ks. Karola Wojtyły, który przecież wykładał na KUL! Działa tam również znany historyk filozofii starożytnej Bogdan Dębiński, absolwent KUL. Wspomniana już Urszula Żegleń, opuściła Lublin, by na UMK w Toruniu stać się jedną z prekursorek kognitywizmu w naszym kraju. Nawet na konkurencyjnej lubelskiej uczelni – UMCS – już w czasach komunistycznych pracowali absolwenci filozofii KUL, np. Leon Koj, logik i metodolog, a dziś wykłada tam choćby Małgorzata Kowalewska. Na Politechnice Warszawskiej działa kolega z mojego roku, Andrzej Biłat, a na Uniwersytecie w Białymstoku młodszej generacji filozof – ale już znany i doceniany - Robert Poczobut. Tam, ale i na UW działa Witold Marciszewski. Filozofię na Uniwersytecie Szczecińskim także tworzą absolwenci KUL: Tadeusz Szubka, Wojciech Krzysztofiak, Ireneusz i Renata Ziemińscy – a każdy uprawia filozofię nieco inaczej, niekoniecznie zgodnie z tym, co wykładali nasi mistrzowie z Lublina. Filozofów po KUL można spotkać też na Uniwersytecie Rzeszowskim, pracuje tam m.in. Magdalena Żardecka. Kolejny ośrodek, w którym filozofowie po KUL mają silny wpływ, to Uniwersytet Gdański, gdzie wykładają Joanna i Stanisław Judyccy, Wojciech Żełaniec, Artur i Natasza Szuttowie, Martyna i Robert Koszkałowie. Marek Piechowiak pracuje dziś w Poznaniu, podobnie jak Rafał Wierzchosławski.

Wydział Filozofii KUL nie wyróżnia się dziś wśród innych tak bardzo, jak w czasach moich studiów. Niegdyś z kategorią A+, w ostatniej parametryzacji otrzymał „tylko” A. Monika Walczak, dziekan tego wydziału, obawia się o przyszłą ewaluację, jednocześnie podejmując działania na rzecz restrukturyzacji kadry – niedawno zatrudniła 5 młodych doktorów – oraz poprawy jakości badań i publikacji. KUL-owscy filozofowie zdobywają duże granty, pełnią ważną rolę w polskim środowisku filozoficznym – za niewątpliwe autorytety uchodzą przecież także ks. Andrzej Bronk, członek PAU i Agnieszka Kijewska, również członek PAU, a Paweł Kawalec przez jakiś czas przewodniczył Komitetowi Naukoznawstwa PAN, w którym odnajdujemy także innych KUL-owców. To KUL-owscy filozofowie stworzyli niezwykle interesujący magazyn „Filozofuj!”, który w atrakcyjny sposób propaguje tę dyscyplinę wiedzy.

Biorąc pod uwagę pozycję akademicką pracowników i wychowanków Wydziału Filozoficznego KUL można chyba powiedzieć, że jest to jeden z najbardziej wpływowych, a może nawet najbardziej wpływowy, wydział filozoficzny w kraju.

Piotr Kieraciński