×

Serwis forumakademickie.pl wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z naszej strony wyrażasz zgodę na wykorzystanie plików cookies w celach statystycznych. Jeżeli nie wyrażasz zgody - zmień ustawienia swojej przeglądarki internetowej.

Prof. Andrzej Kossakowski

W równaniu opisanym akronimem GKS-L do Pana należy druga litera.

Wynika to z kolejności alfabetycznej, ale do rozwiązania doszliśmy we trzech: ja, Vittorio Gorini i George Sudarshan. To właśnie u tego ostatniego, w Teksasie, udało się nam znaleźć brakujące do całej układanki ogniwo. W zasadzie zrobiliśmy to jednego przedpołudnia.

Wystarczył jeden poranek, by wejść do kanonu fizyki teoretycznej?

Nie, nie, to trochę bardziej skomplikowane. Wie pan, coś dojrzewało od jakiegoś czasu, a jak się ma jeszcze trochę rozumu… Wiedziałem uprzednio, że takie równania są przedmiotem zainteresowania innych naukowców. Pracując nad nimi trzeba było mieć z tyłu głowy mechanikę kwantową i to, by rozwiązania nie były z nią sprzeczne. Okazało się, że to nie takie proste, bo jak pan zaproponuje jakieś równanie, to żeby sprawdzić własności rozwiązania dla każdego stanu początkowego, trzeba umieć je rozwiązać. Ja znalazłem samodzielnie częściowe rozwiązanie tego problemu w 1972 roku, nie wiedząc jeszcze wtedy, że musi ono spełniać silniejszy warunek. Dopiero Gorini, którego poznałem przypadkiem na konferencji w Marburgu, podsunął ten warunek dodatkowy i w Teksasie, u Sudarshana, mogliśmy doprowadzić to do końca.

A co z Göranem Lindbladem?

Gdy już sobie uświadomił, co trzeba zrobić, to napisanie tego zajęło mu dwa dni. Opublikowaliśmy naszą pracę w 1976 roku, a już miesiąc później ukazała się druga na ten sam temat, właśnie Lindblada. Zdawałem sobie sprawę, że prędzej czy później ktoś wpadnie na ten trop, ale to już kwestia naukowego zmysłu, by zadziałał w odpowiednim czasie.

Jak się dziś ma toruńska szkoła fizyki matematycznej?

Jeśli po 40 z górą latach nadal te prace są cytowane, są tacy, którzy czynią z nich podstawę swoich badań, to musi to być satysfakcjonujące dla każdego naukowca. Ale jeśli spojrzeć na strukturę naszego zakładu, w którym jest trzech emerytów, jeden profesor i dwóch doktorów habilitowanych, to w kontekście „szkoły” można dojść do niepokojących wniosków. Dajmy spokój… Te prace wywołały pewien ferment na świecie, ale dziś patrzę na nie trochę z przymrużeniem oka, bo zaczynam podejrzewać, że interesują się nimi dlatego, że tak długo żyję.