×

Serwis forumakademickie.pl wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z naszej strony wyrażasz zgodę na wykorzystanie plików cookies w celach statystycznych. Jeżeli nie wyrażasz zgody - zmień ustawienia swojej przeglądarki internetowej.

Kłopoty z reprezentatywnością

Prof. dr hab. Mieszko M. Tałasiewicz , filozof, dziekan Wydziału Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego, proponuje zmiany w sposobie powoływania rad dyscyplin

Wśród organów uczelni wyłanianych w realiach ustrojowych określonych przez nową ustawę ważne miejsce zajmują rady naukowe dyscyplin, powołane m.in. dla określania strategicznych planów rozwoju dyscyplin na uczelniach. Ze względu na to zadanie ważna jest reprezentatywność tych rad, rozumiana jako zdolność do uwzględniania szerokiego spektrum poglądów na temat kierunków rozwojowych i standardów doskonałości naukowej w dyscyplinach.

Reprezentatywność taka może być osiągana poprzez włączenie w skład rad naukowych dyscyplin wszystkich uprawnionych pracowników, w przybliżeniu wszystkich uprawnionych pracowników „samodzielnych” (profesorów, profesorów uczelni i doktorów habilitowanych). To jednak jest możliwe tylko dla stosunkowo nielicznie reprezentowanych dyscyplin, gdyż sprawność ciał kolegialnych szybko maleje wraz ze wzrostem ich rozmiarów. Dla dyscyplin dużych – lub wtedy, kiedy liczba członków rady jest określona z góry na stosunkowo niskim poziomie – konieczne są wybory.

Statuty różnych uczelni przewidują różne tryby wyborcze, z reguły jednak nie przewidują żadnych mechanizmów osiągania reprezentatywności. Jeśli przewidziane są wybory – są to wybory ściśle większościowe. Jeśli zatem zwolennicy jakiejś „opcji strategicznej” osiągną choćby niewielką przewagę, mogą wprowadzić do rady 100% wybieralnych członków. Skutkiem jest poważne ograniczenie demokracji wewnętrznej na uczelniach. Myśl strategiczna niemal połowy członków danej dyscypliny może pozostać bez żadnej reprezentacji na poziomie rady dyscypliny.

Z oczywistych względów nie wchodzi w grę metoda zapewniania reprezentatywności znana z wyborów parlamentarnych, czyli system partyjny i wybory proporcjonalne. Byłoby to głęboko sprzeczne z duchem akademickim, gdyby zwolennicy różnych opcji strategicznych musieli zakładać oficjalne ugrupowania i zgłaszać listy wyborcze zamiast pojedynczych kandydatów.

Wyjąwszy bardzo szczególne sytuacje, w których uczelnie zdecydowały się na ścisłe odwzorowanie struktury dyscyplin w strukturach nowych wydziałów, nie wchodzi w grę również dotychczasowa metoda zapewniania reprezentatywności, jaką stosowano w ciałach kolegialnych, które w poprzednim ustroju uczelni pełniły funkcję częściowo analogiczną do dzisiejszych rad dyscyplin, czyli w radach wydziałów. Wydziały z reguły miały strukturę wewnętrzną, która z grubsza przynajmniej odzwierciedlała ich zróżnicowanie. Ordynacja wyborcza mogła przewidywać, że mandaty w wyborach do rad wydziałów muszą reprezentować wszystkie te struktury wewnętrzne (w szczególności tak było to uregulowane w Statucie Uniwersytetu Warszawskiego z 2015 r). W wyborach do rad dyscyplin nie da się zachować parytetów wewnętrznych jednostek organizacyjnych wydziałów, bo w jednej dyscyplinie mogą się spotykać bardzo różne systemy organizacyjne różnych wydziałów (np. kilkuosobowy zakład i kilkudziesięcioosobowy instytut).

Można jednak zastosować inne sposoby osiągnięcia reprezentatywności.

Znanym sposobem przybliżenia proporcjonalności w wyborach formalnie większościowych jest poszatkowanie obszaru wyborczego na możliwie dużo okręgów. Nawet jeśli wybory w okręgach są ściśle większościowe, to przy dużej liczbie okręgów losowe fluktuacje mogą przechylać szale w różne strony, co da przynajmniej zgrubną reprezentatywność.

Warto rozważyć co najmniej dwa sposoby takiego rozczłonkowania.

Sposób 1

W uczelniach, w których czynne i bierne prawo wyborcze mają wszyscy pracownicy badawczy i badawczo-dydaktyczni deklarujący pracę w danej dyscyplinie, wyborców można podzielić według statusu akademickiego i oddzielnie przeprowadzić wybory w grupie profesorów, oddzielnie w grupie profesorów uczelni, oddzielnie w grupie doktorów habilitowanych niebędących profesorami uczelni i oddzielnie w grupie pracowników niesamodzielnych. Każda z tych grup obsadza liczbę mandatów przypadającą na nią według proporcji pracowników w danej dyscyplinie lub też każdej przypisuje się w statucie uczelni z góry określoną pulę mandatów (np. po 25%).

Ten sposób ma tę zaletę, że odpowiada formalnemu zróżnicowaniu akademickich społeczności w ramach dyscyplin i może być uznany za dość naturalne przeniesienie dawnych zasad utrzymania reprezentatywności na nowy grunt (ze społeczności wydziału na społeczność dyscypliny). Jego wadą jest nadal spora gruboziarnistość (czyli słaba proporcjonalność). Może się też pojawić mylne skojarzenie, że to przynależność do którejś z tych grup determinuje wybór określonej „opcji strategicznej”, co bynajmniej nie musi być prawdą. U podstaw idei rozczłonkowania grup wyborców nie leży bowiem przekonanie o jakichś strategicznych różnicach interesów między tymi grupami jako takimi, a jedynie potrzeba osiągnięcia celu probabilistycznego: żeby opcja strategiczna, która jest mniejszościowa w skali całej społeczności, miała szansę osiągnięcia większości chociaż w jakimś podzbiorze tej społeczności.

Sposób 2

Dzielimy społeczność dyscypliny na kilka-kilkanaście grup wyborców, liczących kilka-kilkanaście osób na czysto losowych zasadach, w każdych wyborach inaczej. Każda grupa stanowi okręg wyborczy, w którym do obsadzenia jest jeden lub kilka mandatów. Na przykład 80-osobową dyscyplinę, dla której statut uczelni lub zarządzenie rektora przewiduje 20 członków rady naukowej pochodzących z wyboru, można podzielić na 10 ośmioosobowych okręgów, w których wybiera się po dwóch członków rady dyscypliny. Jeśli w jakichś okręgach pozostaną nieobsadzone mandaty, druga tura może być przeprowadzona już przez całą społeczność dyscypliny.

Wadą tego rozwiązania jest aura pewnej dziwaczności na gruncie akademickim. Sądzę jednak, że tę aurę można przezwyciężyć powołując się na argument konieczności odbudowy reprezentatywności środowisk akademickich w nowych realiach. Zaletą jest wyraźnie lepsze odwzorowanie proporcji poglądów strategicznych. Opcja strategiczna preferowana przez mniejszość społeczności danej dyscypliny, ale znaczącą mniejszość, z dużym prawdopodobieństwem uzyska większość choć w jednym albo i w kilku okręgach i będzie mogła być reprezentowana na forum rady naukowej dyscypliny. Nie pojawią się też żadne sugestie, że poglądy strategiczne są w jakiś sposób uzależnione od przynależności do danej „kasty” akademickiej. Reprezentatywność jest zachowana czysto matematycznie.

Reprezentowanie poglądów mniejszościowych jest ważne: nie tylko dla samej idei demokracji, lecz i dla praktyki zarządzania uczelnią. Nie chodzi tu bowiem o to, żeby poglądy mniejszościowe zdominowały rady dyscyplin. Chodzi o to, żeby mogły być tam wyartykułowane. Nie zawsze bowiem większość ma rację. Warto wysłuchać też propozycji mniejszości, nawet jeśli ostatecznie się z nimi nie zgodzimy. Określając strategiczne kierunki rozwoju dyscyplin powinniśmy wiedzieć, jakie są propozycje alternatywne i jakie są argumenty na ich rzecz. Wtedy będziemy rozwijać nasze dyscypliny bardziej świadomie.

Pierwszy rok funkcjonowania nowych statutów na wielu uczelniach będzie rokiem prób i błędów. To więcej niż pewne, że już wkrótce nagromadzi się sporo spraw, które będą wymagały korekt i modyfikacji wielu regulacji. To dobra okazja, żeby przeanalizować i poprawić również tryby wyborów do rad naukowych dyscyplin, z uwzględnieniem lokalnych doświadczeń i lokalnej specyfiki. Do czego władze wszystkich uczelni – jednoosobowe i kolegialne – gorąco zachęcam.