Ile zarabiać, gdzie mieszkać

Piotr Hübner

Chociaż nie było w Polsce ustroju absolutyzmu oświeconego, to jednak istniał organ działający według tych wzorów – Komisja Edukacji Narodowej. Przejęcie systemu szkolnictwa, w tym szkół głównych, koronnej i litewskiej, łączyło się z przejęciem odpowiedzialności nie tylko programowej, ale i materialnej. Podmiotem własności było państwo, a realnym decydentem – biurokracja rządowa. Problemy materialne rozwiązywało przejęcie dóbr pojezuickich i powołanie funduszy edukacyjnych. Dawne beneficja profesorów zastąpione zostały pensjami.

Nasiona kłótni

Jan Śniadecki jako sekretarz Szkoły Głównej Koronnej walczył (list do ks. Hugona Kołłątaja z 21 XII 1782) „aby pensje były anticipative wypłacane (…) jeżeli regularność, stałość i bezpieczeństwo pensji nie będzie całkiem ustalone, daremnie niech nas nie łudzą i niech każdemu pozwolą obmyślić sobie sposób życia”. KEN wolała płacić deliminative , czyli nie „z góry”, a „z dołu”. Stosowała też „odtrącenia” oraz „nierówność w nagradzaniu pracy”. Bolesna dla profesorów była przy wypłatach „nieregularność, matka ostatniego nieporządku”.

Realnie w ciągu roku profesor zarabiał 6 tys. złp. Część z nich zachowała duchowne beneficja, a prawnicy i lekarze – dochody z prywatnej praktyki. Zasady przyznawania emerytur ustaliła KEN 29 marca 1785 roku. Uznawano dodatkowe zwiększenia w szczególnych przypadkach. Podstawowa emerytura wynosiła 500 złp rocznie. Nie był to jednak mecenat. Jak pisał Jan Śniadecki (list do Józefa Szabla z 27 I 1794): „Akademia nie jest zakonem miłosierdzia, ustanowionym do utrzymywania egzystencji umieszczonych w niej osób, ale że to jest instytut do utrzymania i szerzenia światła nauk, a zatem osoby wtenczas tylko mają prawo do opieki i opatrzności rządowej, kiedy jest całkiem dopełniony obiekt ich pracy i talentom poruczony”. Śniadecki zarabiał 11 tys. złp rocznie: 6 tys. złp jako profesor matematyki wyższej, 2 tys. złp jako profesor astronomii, 2 tys. złp jako sekretarz Akademii oraz 1 tys. złp jako sekretarz Kolegium Fizycznego.

Opłaty za funkcje urzędowe były w kręgu akademickim nowością. Z listu Jana Śniadeckiego do Tadeusza Czackiego (z 23 VII 1805) wynikało, że brat, Jędrzej, ze względu na „drogość życia” w Wilnie, „z swojej pensji wyżyć z familią nie może, że musi dla siedzenia przy Akademii część swego kapitału corocznie zjadać”. Jan Śniadecki dodawał: „nie masz niesprawiedliwszego systemu jak jednostajność pensji dla profesorów nierównej pracy, talentu i ważności obiektu. Jeżeli od tego błędnego i szkodliwego dla nauk principium musiano odstąpić w opłacie cudzoziemców, wypada także jego niesprawiedliwość poprawić dla krajowców dobrze zaleconych”. Przy tym jednak „wszystkie elekcje, rozdawnictwa, nadgrody są to nasiona kłótni, zazdrości, partii i oderwania atencji od nauk do kabał i intryg”.

Dom dla profesora

Pensja służyła profesorom do zaspokojenia elementarnych potrzeb życiowych – z natury rzeczy miała charakter doraźny. Egzystencja zależała też od możliwości uzyskania mieszkania, zwłaszcza że świecki tryb życia otworzył profesorów na życie towarzyskie i rodzinne. Naturalnym miejscem zamieszkania były budynki uniwersyteckie, jednak pojawiły się też mieszkania, a nawet domy prywatne. Wielowiekowa tradycja zakładała, że za godziwe warunki mieszkaniowe profesorów odpowiadają władze uczelni. Według Adama Wrzoska (Myśli o reformie wydziałów lekarskich , praca opublikowana pod pseudonimem Adam Skibiński w 1919 r.), w dużym mieście „mieszkania prywatne mogą być w bliskości zakładu bardzo drogie, a wtedy profesor zmuszony jest mieszkać daleko, co może się ujemnie odbijać na prowadzeniu pracowni. Lepiej więc profesorowi dać mieszkanie w zakładzie, a za to odpowiednio mniejszą wyznaczyć mu płacę (…). Profesorowie bowiem muszą mieć taką płacę, aby mogli utrzymać siebie wraz z rodziną i bez troski o chleb powszedni oddawać się pracy nauczycielskiej oraz naukowej. Wobec stale wzrastającej drożyzny, musi się co pewien czas odpowiednio podwyższyć im płace”. Więc „mieszkania skarbowe dla profesorów miarkowałyby stopień podwyższenia płac profesorskich”.

Władze uczelniane znalazły w czasach II Rzeczypospolitej sposób na rozwiązanie problemów mieszkaniowych profesorów w postaci budowy domów profesorskich, opłacanej z funduszy za opłaty studenckie. Środki na budowę domów profesorskich stanowiły 40% zgromadzonych funduszy. Ten podział oprotestowały Bratnie Pomoce. Na protesty organizacji studenckich odpowiedział na łamach dwutygodnika „Pomoc i Samopomoc Akademicka” (nr 5-6, 1927) Mieczysław Michałowicz: „Co to jest profesor? Jest to w obecnych warunkach polskich najczęściej ów niepraktyczny oryginał, który mniej więcej do 45 roku życia głodował nad książkami, zaś w 45 roku życia został profesorem, by głodować dalej. Taki profesor nie ma środków, by sobie kupić mieszkanie i jak dotychczas mieszkał w 1-nym pokoju umeblowanym z całą rodziną”. Kazimierz Ajdukiewicz, w liście do teścia, Kazimierza Twardowskiego (z 11 IX 1927), wskazywał: „gdybym mieszkania nie mógł osobno otrzymać lub gdyby cena jego była zbyt wysoka, to bym z nominacji nawet uskutecznionej zrezygnował”. Pisał o katedrze na UJK w związku z uzwyczajnieniem profesorskim. Dzięki osobistej pomocy Twardowskiego przydzielono Ajdukiewiczowi mieszkanie w nowym domu profesorskim. Mieszkania przydzielał Senat UJK. Rozdziału pomieszczeń dokonywano podczas zebrania zainteresowanych, drogą uzgodnień, a przy ich braku – poprzez losowanie mieszkań. Czynsz za pięciopokojowe mieszkanie wynosił 250 zł miesięcznie. Ministerstwo WRiOP zapewniało zwrot kosztów przeniesienia (w tym przypadku z Warszawy do Lwowa), a nawet „użycie wozu meblowego”.

Duch uczelni

Po latach, w całkowicie odmiennych realiach ustrojowych, Adam Jellonek w szkicu Politechnika Wrocławska – mury i ludzie. Wspomnienia i refleksje (1985) wskazywał: „Budynki, ich wyposażenie, aparatura są na pewno ważne, ale mogą być zgromadzone stosunkowo szybko, jeżeli zajmą się nimi odpowiedni ludzie i znajdą na nie środki materialne. Nawet skromne początkowo środki nie umożliwiają rozwoju uczelni i ludzi, którzy zresztą wypracowują je wcześniej czy później swą działalnością. Najwspanialsze natomiast gmachy i najlepsze ich wyposażenie nie stworzą prawdziwej uczelni. Podstawowym warunkiem zapału do pracy jest dobra jej atmosfera. Zasadniczymi składnikami takiej atmosfery są: swoboda działania i stabilność pracy, przywiązanie pracowników do uczelni, umiejętność współpracowania ich ze sobą, posiadanie wyczerpujących informacji o sprawach uczelni, w końcu zachowywanie wpływu na decydowanie o jej losach. Z pasją pracuje się tylko nad tym, co się samemu wybrało; wybiera się to, do czego czuje się zamiłowanie, jeżeli tylko ma się swobodę wyboru; dostosowuje się z przekonaniem do tego, co się samemu zaakceptowało. Bez swobody wyboru i współpartnerstwa w działaniu mogą pracować tylko urzędy – i to nie najlepsze – nigdy wyższe uczelnie”.

Wychodząc z odmiennych przesłanek i idei bp Wacław Świerzawski podobnie stwierdzał (przemówienie inauguracyjne rektora Papieskiej Akademii Teologicznej, Kraków, 23 X 1988): „Obok środków materialnych, bez których instytucja często ledwie wegetując nie może prowadzić ekspansji nie tylko lokalowo-przestrzennej, ale przede wszystkim naukowej, najważniejszym budulcem są jednak ludzie. To w nich jest ukryty duch Uczelni, ów niewidzialny wymiar, o wiele ważniejszy od widzialnego kształtu. To w swych nauczycielach i studentach Akademia ma – lub nie – ciało niezbędne dla procesów duchowych”.