Początek upadku legendy?
Naukowcy określają wyniki badań nad przyczynami raka i metodami jego leczenia jako „niebezpieczne” (unsafe ). Co to dokładnie oznacza? Czy zagrażają zdrowiu ludzi, którzy się nimi kierują? Czy wprowadzają w błąd lekarzy? A może innych naukowców? Takim właśnie, dość dyplomatycznym przymiotnikiem, w wyniku przeprowadzonego przez siebie dochodzenia, King’s College w Londynie opatrzyło 26 artykułów opublikowanych przez Hansa Jürgena Eysencka, jednego z najwybitniejszych psychologów wszech czasów, który w 1997 roku, w chwili swojej śmierci, był najczęściej cytowanym psychologiem na świecie. W rankingu najczęściej cytowanych uczonych reprezentujących wszystkie nauki społeczne zajmował trzecie miejsce, zaraz za Zygmuntem Freudem i Karolem Marksem, który był numerem jeden tego zestawienia. Dzisiaj nadal trudno znaleźć ranking, w którym nie zajmowałby jednej z czołowych pozycji.
Raport King’s College, opublikowany w maju tego roku, dotyczył wyłącznie niektórych prac poświęconych przyczynom raka, chorób serca i metodom ich leczenia. Wszystkie badania uznane obecnie za „niebezpieczne” Eysenck przeprowadził wraz z Ronaldem Grossarthem-Matickiem, doktorem socjologii i medycyny, który zajmował się badaniami epidemiologicznymi. W swoich artykułach dowodzili braku związku pomiędzy paleniem tytoniu a rakiem, a także wykazywali znaczący wpływ czynników osobowościowych na zachorowalność na raka i choroby serca. W jednym ze swoich badań, przeprowadzonych na grupie ponad 3000 osób, wykazali, że ludzie o osobowości „podatnej na raka” byli 121 razy bardziej narażeni na śmierć z powodu tej choroby niż osoby bez takiej predyspozycji. W osobowości upatrywali również podatności na choroby serca. W opublikowanych przez siebie pracach twierdzili, że badani „podatni na choroby serca” 27 razy częściej umierali z tego powodu niż ludzie bez takich predyspozycji. Osobowość podatną na raka opisali jako pasywną w obliczu stresów, jakie niesie ze sobą otoczenie. Osobowość podatna na choroby serca charakteryzowała się ich zdaniem niemożnością dystansowania się od niekorzystnych sytuacji, co czyniło ludzi z takimi predyspozycjami coraz bardziej agresywnymi i wrogimi w stosunku do innych. Zdrową osobowość opisali jako autonomiczną w stosunku do otoczenia i z pozytywnym nastawieniem do świata i ludzi.
Rewolucja w onkologii
Największym jednak hitem w zestawie podejrzanych prac był artykuł, w którym „dowiedli”, że są w stanie skutecznie zapobiegać zachorowaniom na raka. W jednym z badań przekazali 600 osobom „podatnym na raka” broszurę mówiącą o tym, jak być bardziej autonomicznym i przejąć kontrolę nad przeznaczeniem. Takie proste rozwiązanie przyniosło niespotykane chyba w całej naukowej literaturze wyniki. W ciągu trzynastu lat 600 osób losowo przydzielonych do „biblioterapii”, jak nazwali ten sposób postępowania, wykazało śmiertelność całkowitą wynoszącą 32%, w porównaniu z 82% z 600 osób, które nie miały wystarczająco dużo szczęścia, aby otrzymać ich broszurę. Wynik opublikowany w 1991 roku powinien zrewolucjonizować onkologię albo… wywołać duże zdziwienie.
Tegoroczny raport King’s College wywołał kolejną burzę w akademickim świecie. Wszak nie chodzi tutaj o zdemaskowanie młodego, rozpoczynającego karierę naukowca, jak miało to miejsce w przypadku odkrycia oszustw psychologa społecznego Diederika Stapela w 2013 roku. Tym razem rzecz dotyczy kogoś, kto budował fundamenty psychologii, a jego wkład w tę dziedzinę może być porównywany co najwyżej z kilkunastoma innymi gigantami. I podobnie jak ma to miejsce przy ogłaszaniu większości skandali w psychologii, uczeni skonfrontowani z faktami wydają się być nimi mocno zdziwieni. Czy zasadnie?
Sławie Eysencka cały czas towarzyszyły kontrowersje. Uczony zaskoczył wielu obroną sir Cyrila Burta, psychologa, który sfałszował większość wyników badań, a nawet wymyślił współautorów swoich artykułów. Eysencka może tutaj usprawiedliwiać lojalność. Burt, który za zasługi dla nauki jako pierwszy psycholog otrzymał tytuł szlachecki, był przez wiele lat jego mentorem i jemu właśnie Eysenck zawdzięczał wypłynięcie na szerokie wody. Nie da się już jednak wytłumaczyć lojalnością dość dziwnej wiary Eysencka w parapsychologię i astrologię. Jego punkt widzenia był raczej naiwny, ponieważ wiele eksperymentów parapsychologicznych, które przytaczał jako dowody na istnienie tych zjawisk, przeprowadzono z naruszeniem zasad metodologii i nigdy nie zostały one powtórzone.
Zauroczeni legendą
O ile wiarę w parapsychologię i astrologię można potraktować jako dość niewinną ekstrawagancję, to jednak nie wszystkie jego twierdzenia były tylko nieszkodliwymi dziwactwami. Bardzo kontrowersyjną książką okazała się Psychologia polityki , w której sugerował, że zachowania polityczne można analizować w kategoriach dwóch niezależnych wymiarów: tradycyjnego rozróżnienia między lewicą a prawicą oraz tego, co nazwał twardą i miękką umysłowością. Spotkała się ona ze zdecydowaną krytyką i to nie ze względu na temat, który poruszała, ale głównie z powodu uchybień metodologicznych, których się dopuścił, prowadząc badania.
Eysenck opowiadał się również za silnym wpływem genetyki i rasy na różnice w ilorazie inteligencji. Popierał w tym przekonaniu innego znanego badacza inteligencji Artura Jensena, który kwestionował przekonanie, jakoby różnice były wyłącznie efektem środowiska. Innym podobnie kontrowersyjnym twierdzeniom Eysencka można by poświęcić jeszcze kilka akapitów. Wygląda jednak na to, że mimo wielu bulwersujących twierdzeń i głosów, które wskazywały na jego błędy, zaniedbania i przekłamania, społeczność akademicka złożona z ludzi hołdujących krytycznemu myśleniu i sceptycyzmowi trwała zauroczona jego legendą. Aż do dzisiaj, bowiem w tej społeczności znajdują się ciągle krytycznie myślące jednostki, których legenda Eysencka nie onieśmiela i dzięki nim właśnie rozpoczął się dzisiaj proces poważnej weryfikacji wyników badań dotyczących zależności raka płuc od palenia tytoniu, osobowościowych determinantów raka i chorób serca oraz metod zapobiegania.
Pierwsze zastrzeżenia dotyczące błędów metodologicznych w pracy Grossartha-Maticka sformułował w 1985 roku David Gilbert w bezpośrednim liście do Hansa Eysencka. Co zaskakujące, Gilbert pracował wówczas dla R.J. Reynolds Tabacco Company. Jednak poważne wątpliwości dotyczące badań duetu Eysenck i Grossarth-Maticek sformułowano kilka lat później, pod koniec lat 80. XX wieku. Poświęcono im cały numer czasopisma „Psychological Inquiry” opublikowany w 1991 roku. Wypowiadały się w nim wiodące autorytety w dziedzinie psychoonkologii i statystyki medycznej. Wątpliwości koncentrowały się wokół dwóch zagadnień. Po pierwsze, trafności zebranych danych ze względu na sposób rekrutacji osób badanych, rzetelności w sposobie przeprowadzania pomiarów i błędów popełnianych w gromadzeniu danych. Po drugie zaś, wskazywano na brak wiarygodności wyników, z których wiele uzyskiwało wartości niespotykane we wcześniej prowadzonych badaniach. W żaden sposób nie pasowały one do współczesnej wiedzy klinicznej i dotychczasowych odkryć w zakresie przyczyn powstawania raka i innych chorób.
Wątpliwości te raz jeszcze zebrali i przedstawili w formie artykułu w 1993 roku Anthony Pelosi i Louis Appleby z Priory Hospital w Glasgow. Podjęto również kilka prób replikacji badań Eysencka i Grossartha-Maticka, które opublikowano w 1996 i 1997 roku. Żadna z tych prób nie przyniosła wyników zbliżonych do pierwotnych.
Co ciekawe, faktem, który uszedł uwagi większości, było to, że Ronald Grossarth-Maticek w wielu publikacjach podawał jako miejsce pracy Instytut Psychiatrii King’s College, podczas gdy w rzeczywistości nigdy nie był tam zatrudniony, a jego miejscem pracy był Uniwersytet w Heilderbergu. W Instytucie Psychiatrii pracował Eysenck.
Przemysł tytoniowy pomaga
Podejrzenia co do poprawności i uczciwości prowadzonych pod kierownictwem Eysencka badań podnosili jednak nie tylko uczeni. W 1996 roku „The Independent” opublikował artykuł, w którym informował, że Eysenck otrzymał ponad 800 tys. funtów na badania za pośrednictwem tajnego amerykańskiego funduszu tytoniowego i największych firm papierosowych. Fundusz ten, znany jako Special Account Number 4, przekazał miliony dolarów na badania amerykańskim naukowcom, którzy zostali specjalnie wybrani przez prawników branży tytoniowej, ponieważ ich prace badawcze mogły być przydatne przy obronie pozwów wniesionych przez ofiary raka płuc.
W odpowiedzi na te fakty Eysenck stwierdził, że nigdy nie słyszał o Special Account Number 4 i nie pamiętał dokładnie, skąd pochodziły owe miliony funtów, którymi finansowano jego badania. Zapytany o to, co sądzi o zaangażowaniu prawników branży tytoniowej do wyboru naukowców do projektów badawczych, powiedział: „Tak długo, jak ktoś płaci za badania, nie obchodzi mnie, kto to jest”. Stwierdził też, że należy oceniać jakość badań, a nie tego, kto za nie zapłacił, dodając również, że osobiście nie skorzystał z tych funduszy. Jednak dokumenty ujawnione podczas procesów sądowych ujawniły, że Eysenck był jednym z czołowych beneficjentów funduszy przemysłu tytoniowego w Wielkiej Brytanii oraz to, że Special Account Number 4 przyznał mu również specjalną nagrodę finansową za… „konsultacje”.
Mimo poważnych kontrowersji nikt nie podjął wcześniej kroków zmierzających do retrakcji artykułów opublikowanych przez duet Eysenck – Grossarth-Maticek. Najwyraźniej to wszystko w świecie nauki nie wystarcza, aby podjąć zdecydowane kroki, a już na pewno nie wówczas, kiedy mamy do czynienia z legendą. I pewnie nie wystarczyłoby, gdyby Anthony Pelosi nie opublikował w lutym tego roku artykułu w „Journal of Health Psychology”, nazywając przypadek Eysencka „jednym z najgorszych naukowych skandali wszechczasów”. Artykuł ten zresztą nie tak łatwo trafił do druku. Został napisany trzy lata wcześniej na zamówienie czasopisma „Personality and Individual Differences” założonego przez samego Eysencka, ale go odrzucono. Trzy lata zajęło znalezienie czasopisma skłonnego go opublikować.
Artykułowi Pelosiego towarzyszyła wypowiedź Davida Marksa, redaktora naczelnego „Journal of Health Psychology”, która w formie listu otwartego apelowała do King’s College w Londynie i Brytyjskiego Towarzystwa Psychologicznego o przeprowadzenie oficjalnego dochodzenia, żądając jednocześnie retrakcji lub wniesienia poprawek do 61 publikacji, w tym ponad 40 artykułów, 10 rozdziałów książek i 2 książek, z których każda miała trzy wydania.
Król oszustów
Dopiero te zdecydowane publiczne żądania doprowadziły do wszczęcia śledztwa przez King’s College, a i tak objęto nim około jednej trzeciej publikacji, których sprawdzenia żądał Marks. W raporcie będącym podsumowaniem śledztwa określono je dyplomatycznym mianem „niebezpiecznych”. Dochodzenie dotyczyło wyłącznie prac, których autorzy w chwili publikacji podawali Instytut Psychiatrii jako miejsce zatrudnienia. Ponieważ Eysenck zakończył pracę z Instytutem w 1983 roku, wszystkie prace opublikowane później nie zostały w raporcie uwzględnione. Brytyjskie Towarzystwo Psychologiczne w odpowiedzi na list otwarty stwierdziło, że są za nie odpowiedzialne instytucje, w których prowadzono te badania. Jeśli dochodzenie zostanie podjęte i potwierdzi podejrzenia Pelosiego i Marksa, że 61 publikacji powinno zostać poddanych retrakcji, Hans Eysenck znajdzie się już nie tylko w rankingach najczęściej cytowanych psychologów i przedstawicieli nauk społecznych, ale ma szansę zdetronizować króla naukowych oszustów wśród psychologów, którym jest obecnie Diederik Stapel z 58 retraktowanymi pracami. Przyglądając się tej sprawie, warto również pamiętać, że dotyczy ona wyłącznie małego wycinka działalności badawczej Eysencka. W ciągu niezwykle aktywnego życia opublikował ponad 900 artykułów naukowych i ponad 50 książek przetłumaczonych na wiele języków świata.
Poruszanie się w dziedzinie psychologii do złudzenia przypomina chodzenie po polu minowym. Ci, którzy wiedzą, gdzie owe miny się znajdują, bezpiecznie je omijają. Są jednak tacy, którzy nie chcą pozwolić na to, aby zalegały dłużej nierozbrojone, i żądają ich usunięcia. Niestety podczas tych operacji czasami wybuchają i właśnie o tych eksplozjach mówią media. Zawsze też pojawiają się ci, którzy twierdzą, że jedna mina nie czyni z dziedziny pola minowego.
Na początku XXI wieku wybuchł skandal z udziałem psychologów zamieszanych w doskonalenie metod przesłuchań i przedstawicieli Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego, którzy potajemnie to wspierali. Wkrótce ujawniono oszustwa Diederika Stapela, następnie Dirka Smeestersa i Lawrenca Saany, potem fałszerstwa innego niemieckiego psychologa pracującego w Amsterdamie – Jensa Förstera, amerykańskiego psychologa Brada Bushmana. Skandale nie omijały najlepszych uniwersytetów świata. Sandra Lozano fabrykowała wyniki badań, pracując na Uniwersytecie Stanforda, a Marc Hauser na Uniwersytecie Harwarda. W zeszłym roku opinią publiczną wstrząsnęły informacje o fałszerstwach Philipa Zimbardo dokonanych podczas przeprowadzania słynnego eksperymentu więziennego, a dzisiaj analizujemy oszustwa psychologa uznanego za jednego z najwybitniejszych w dziejach całej dziedziny. Ta wyliczanka jest mocno niekompletna i można by ją prowadzić jeszcze długo. Dotyczy głównie naukowych oszustw, a przecież kryzys dotykający psychologię, który chętnie, dla pomniejszenia jego wagi, nazywa się „replikacyjnym”, ma dużo głębsze korzenie i dotyczy wielu innych problemów. Czy będziemy czekać na ich rozwiązanie tak długo, jak na weryfikację wyników badań Eysencka?
Diederik Stapel, po tym jak został zdegradowany, stracił pozycję oraz pracę, napisał i opublikował swoisty pamiętnik oszusta, w którym zawarł dość celną charakterystykę środowiska akademickiego psychologów. Z naciskiem podkreślał niemal całkowity brak struktur kontroli nauki: „Nikt nigdy nie sprawdzał mojej pracy. Wierzyli mi”. I będą wierzyć tym bardziej, jeśli oszust zdobędzie odpowiednią pozycję w hierarchii naukowej, jeśli przypieczętują ją tytułami, nagrodami i doktoratami honoris causa . I będą twierdzić, że nauka ma samokorygujący charakter. A cenę tych przekonań i tak rozumianej akademickiej wolności będą płacić zwykli ludzie, tacy jak ci, którzy wierząc naukowcom, podejmowali decyzje dotyczące palenia tytoniu, pracy nad osobowością, karmieni błędnymi przekonaniami narażali się na zachorowania na raka, niepotrzebne cierpienia i przedwczesną śmierć. Tych szkód nikt już nie oszacuje.
Dodaj komentarz
Komentarze