Z innej perspektywy
Rok temu obchodziliśmy w Polsce setną rocznicę odzyskania niepodległości. Niemal zawsze przy tej okazji zwraca się uwagę na fakt, że wydarzenie to umożliwił w dużej mierze upadek trzech cesarstw: rosyjskiego, austro-węgierskiego i niemieckiego. Ale warto się temu przyjrzeć z nieco innej perspektywy. Można mianowicie odczytać ten upadek jako koniec ładu dynastycznego, który od średniowiecza porządkował politykę europejską. Liczyła się nie narodowość, lecz to, że się było poddanym władcy wywodzącego się z konkretnego rodu. W końcu zawiązanie unii polsko-litewskiej można interpretować w kategoriach polityki państw narodowych, co zresztą jest często powracającym anachronizmem, ale można też – i warto – widzieć w tym związku dwóch krajów efekt polityki dynastycznej dwóch wielkich rodów: Jagiellonów i Andegawenów.
W podobnej perspektywie warto się przyjrzeć wydarzeniom w Europie Środkowej, Wschodniej i Południowej po zakończeniu działań I wojny: w jej efekcie na tych obszarach ostatecznie zakończyła się epoka rozgrywek dynastycznych Habsburgów, Romanowów oraz Osmanów. Do życia powołane zostały nowożytne państwa narodowe, niektóre pod władztwem głów koronowanych – wszak nawet dziś w Polsce mamy do czynienia ze szczątkowym ruchem monarchistycznym – ale już będących, jak wiele krajów zachodnich, monarchiami konstytucyjnymi. I przy okazji ciekawostka: od chwili zdobycia przez Turków Konstantynopola sułtan Imperium Osmańskiego posługiwał się aż do roku 1922 przejętym z Bizancjum honorowym tytułem cesarza rzymskiego (kaysar-i-rum) pozwalającym mu sprawować zwierzchność nad prawosławiem i mianować patriarchów ekumenicznych.
Zwracam na to uwagę, gdyż od dłuższego już czasu zajmuję się badaniem historii obszaru noszącego w literaturze miano Międzymorza, ostatecznie opanowanego przez dynastyczne potencje w końcu XVIII wieku wraz z rozbiorem Rzeczypospolitej, ostatniego suwerennego kraju tej części kontynentu. Po upadku Bizancjum stał się on przedmiotem podbojów trzech imperiów: tureckiego, austro-węgierskiego i rosyjskiego. Prusy, biorące udział w rozbiorach Polski, były graczem drugoplanowym, dopiero w 1915 roku ogłoszony zostaje tu przez Naumanna plan kolonizacji Mitteleuropy , którego kontynuacją był hitlerowski postulat powiększania Lebensraum Niemiec. Obszar ten rozciąga się od Grecji przez całe Bałkany, poprzez Europę Środkowo-Wschodnią, po kraje bałtyckie z Finlandią włącznie. Można zasadnie przyjąć, że tak pojmowane Międzymorze jest już zjawiskiem historycznym, którego egzystencja zakończyła się w roku 1989.
Opisanie historii Międzymorza jest przedsięwzięciem dość skomplikowanym, musi przede wszystkim uwzględnić przynajmniej cztery procesy dziejowe, z których pierwszy skupić się winien na ewolucji Europy Zachodniej ku obecnie w niej dominującej demokracji liberalnej, będącej jednym z fundamentów konstruowania wspólnoty Unii Europejskiej, drugi poświęcony być musi dziejom Bizancjum (czyli Drugiego Rzymu), trzeci kształtowaniu się Rosji z niewielkiego Księstwa Moskiewskiego po największe obszarem na planecie imperium carskie aż po rozpad Związku Sowieckiego, wreszcie na prześledzeniu ekspansji i upadku mocarstwa wyrosłego z niewielkiego emiratu Osmana. Kolejnym zadaniem musi się stać zbadanie wpływu na samoświadomość ludów Międzymorza egzystencji pozbawionej politycznej podmiotowości, w tym roli, jaką odegrały w ocalaniu ich tożsamości religia i kultura. Interesujące też wydają się mity dotyczące utraconej bądź urojonej wielkości: Wielka Albania, Wielka Serbia, Wielkie Węgry, ale też i Księstwo Wielkomorawskie, do którego tradycji nie tak dawno odwoływali się politycy w Słowacji. No i oczywiście warto prześledzić charakter i przebieg ruchów narodowowyzwoleńczych w XIX i XX stuleciach oraz kwestię kompleksu cywilizacyjnego wobec Zachodu.
To, rzecz jasna, tylko przykładowe tematy, którymi trzeba się zająć podczas realizacji projektu badawczego, którego zarys próbuję tutaj przedstawić. Można też zasadnie pytać o cel takiego przedsięwzięcia. Pomijając fakt, że samo w sobie może ono dawać wiele satysfakcji, sądzę, że pozwoli to zrozumieć wciąż istniejące napięcia między „starymi” i „nowymi” krajami Unii, nieporozumienia dotyczące charakteru tej wspólnoty i spory o wartości. Bez wątpienia też zasadne jest przyjęcie założenia mówiącego, że specyfika doświadczeń historycznych tego obszaru, niestabilność granic krajów wchodzących w jego skład, a wreszcie niedosyt politycznej podmiotowości sprawiają, że dla wielu polityków i elit intelektualnych w tych krajach wartością nadrzędną i nieredukowalną staje się zasada suwerenności państwowej. Niespełnione aspiracje do utworzenia w XIX stuleciu własnych państw narodowych i poczucie zagrożenia przez obce potencje, także w „centralnie” zarządzanych wspólnotach, powodują nieufność i obawę przed dominacją mocarstw i lęki o utratę narodowej tożsamości. Bez zrozumienia historycznych korzeni tego stanu rzeczy trudno sensownie rozmawiać o przyszłości.
Dodaj komentarz
Komentarze