O mobbingu na uczelniach
W „Gazecie Wyborczej” ukazał się artykuł Ewy Jankowskiej o mobbingu na uczelniach (http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,24821405). Materiał oparty jest głównie na informacjach przekazanych autorce przez dr Joannę Grubą, z wykorzystaniem pewnych spostrzeżeń dr Józefa Wieczorka oraz książki Joanny Wyleżałek Mobbing uczelniany jako problem społeczny (2012). Tezy przedstawione (trudno powiedzieć, czy akceptowane) przez E. Jankowską są bardzo krytyczne i oskarżycielskie. Oto one (przytaczam tylko kilka): (a) 65% pracowników naukowych uczestniczących w anonimowej ankiecie przeprowadzonej przez Fundację Nauka Polska (J. Gruba jest prezesem tej instytucji) doświadczyło mobbingu ze strony przełożonych, a 60% ze strony współpracowników; (b) władze uczelni nie reagują na to zjawisko; (c) mobbingu doświadczają osoby najzdolniejsze, o ambicjach naukowych oraz takie, które nie zgadzają się z nieetycznymi zachowaniami innych (powołanie się na J. Wyleżałek); (d) wedle innej ankiety Fundacji Nauka Polska 50% odpowiedzi wskazało na nieprawidłowości przy habilitacjach polegające na tym, że stopień doktora habilitowanego nadano osobom nieposiadającym znacznych osiągnięć naukowych lub odmówiono go tym, które mają takowy dorobek; (e) kolesiostwo, nepotyzm i względy towarzyskie decydują o tym, co dzieje się w środowisku akademickim, zwłaszcza w kwestiach oceny osiągnięć naukowych; (f) kierownicy jednostek i zespołów naukowych nie są merytorycznie przygotowani do swoich funkcji, a więc „stosują terror psychiczny dla utrzymania się przy władzy poprzez eliminowanie zbyt kompetentnych, aktywnych, a zatem potencjalnie zagrażających im pracowników” – teza ta, sformułowana przez J. Wieczorka, koresponduje z wypowiedzią zamieszczoną na stronie Fundacji Nauka Polska, że uczelniami rządzą profesorowie zwyczajni obawiający się konkurencji ze strony młodszych.
Zaglądnąłem do książki J. Wyleżałek. Jest to gruntowne teoretyczno-empiryczne studium na temat mobbingu społecznego, w tym uczelnianego. Z przeprowadzonych badań wynika, że mobbing dotknął ponad 7% pracowników uczelni, a ponad 3,4% było nim zagrożonych, tj. co dziesiąty pracownik naukowy jakoś doświadczył mobbingu. Autorka uważa ten wskaźnik za wysoki i alarmujący. Co do osób mobbowanych, około 45% wskazywało na to, że kwestionowały one nieetyczne zachowania przełożonych, np. domaganie się dopisywania ich nazwisk jako współautorów publikowanych prac. Natomiast nie ma uzasadnienia dla tezy, że mobberzy powszechnie stosowali praktyki mobbingowe wobec najzdolniejszych, aczkolwiek nie ma powodów sądzić, że takowi znaleźli się w badanej grupie. Tak czy inaczej, wyniki podane przez J. Grubą znacznie różnią się od tych, jakie można znaleźć w pracy J. Wyleżałek. Różnica nie jest błaha, gdyż pierwsze są sześć razy wyższe od drugich. Natomiast E. Jankowska zdecydowanie przesadziła w wyróżnieniu kategorii osób poddanych mobbingowi. Teza o profesorach zwyczajnych jest dość absurdalna, gdyż nie mają oni żadnego powodu, aby czuć się zagrożonymi, ponieważ poza szczególnymi przypadkami, są nieusuwalni i pracują aż do emerytury. Bywa, że są zawistni wobec osiągnięć młodszych kolegów, ale bywa i odwrotnie.
Krytyka subiektywna
Dr J. Gruba nie uzyskała stopnia doktora habilitowanego. Jej praca była recenzowana przez trzy osoby – wszystkie recenzje były negatywne, tak samo dwie superrecenzje napisane dla Centralnej Komisji do spraw Stopni i Tytułów Naukowych. Nie zgadza się z negatywnymi ocenami i zarzuca im nierzetelność, a ponadto uważa, że większość habilitacji jest ustawiona negatywnie (odrzucone) lub pozytywnie (przyjęte). Dr J. Wieczorek został zwolniony z UJ z powodu niezrobienia habilitacji. Uważa, że był to tylko pretekst i od trzydziestu lat domaga się anulowania tej decyzji. To zrozumiałe, że oboje czują się pokrzywdzeni i domagają się sprawiedliwości, a przy okazji zbierają rozmaite dane mające świadczyć o patologiach nękających świat nauki. Tego rodzaju działania są cenne, ponieważ sygnalizują rozmaite negatywne zjawiska, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że raczej mają wykazać, iż np. J. Gruba i J. Wieczorek są ofiarami niecnych knowań niż służyć walce z nieprawidłowościami w środowisku akademickim.
Wymienieni nie są bynajmniej wyjątkami. Interesujące jest to, że większość kondemnacji wobec naukowców jest formułowana przez adiunktów. To całkiem zrozumiałe, gdyż zawód z powodu nieudanej kariery jest szczególnie dotkliwie odczuwany w tej grupie. Wszelako habilitacja jest nadal celem dla większości naukowców. Problem jednak w tym, że nie każdy ją uzyskuje w wyniku wszczęcia stosownej procedury. Taki jest zresztą zamysł – habilitacja stanowi sito w ramach kariery naukowej. Rozumiejąc rozżalenie dr J. Grubej i dr. J. Wieczorka (nie wiem, czy próbował habilitacji), trudno oprzeć się wrażeniu, że ich krytyka środowiska naukowego, dość bezkrytycznie powtórzona przez E. Jankowską, jest w dużej mierze subiektywna.
Powszechna praktyka
Nie zamierzam twierdzić, że środowisko naukowe jest bez skazy – nigdy zresztą nie było, a przykładów, nieraz bardzo spektakularnych, jak spór pomiędzy Newtonem i Leibnizem w kwestii priorytetu w odkryciu rachunku różniczkowego, jest bardzo wiele. Mój pogląd, oparty na sporym doświadczeniu zawodowym, jest taki: Obecne środowiska naukowe są populacjami statystycznymi, np. w Polsce jest ponad 100 tys. naukowców. Znaczy to, że podlegają prawidłowościom statystycznym. To powoduje, że np.poziom doktoratów i habilitacji staje sią coraz bardziej przeciętny, co wcale nie musi znaczyć, że niski. Z punktu widzenia niniejszej polemiki ważne jest to, że rozmaite patologie są w środowisku akademickim nieuniknione, ponieważ właśnie taka jest natura zjawisk statystycznych. Dotyczy to np. ustawiania habilitacji, recenzji koleżeńskich, plagiatów, fałszowania danych, protekcjonizmu, a nawet nepotyzmu itd. To, czy dr J. Gruba została skrzywdzona, czy nie, jest jedną sprawą (nie czuję się kompetentny do jej rozstrzygania), natomiast nie ma możliwości odstąpienia od recenzji w procedurach dotyczących awansu naukowego.
Problem tkwi nie tyle w tym, że takie zjawiska mają miejsce (zawsze miały miejsce, np. Juliusz Makarewicz, znakomity prawnik i twórca polskiego kodeksu karnego z 1932 r., oblał habilitację w Krakowie i to nie z powodów niemerytorycznych), ale jaka jest ich skala. Zakładając, że w Polsce jest 100 tys. naukowców, to iż 10 tys. z nich doświadczyło mobbingu jest rzeczywiście poważnym problemem i rzutuje na poziom nauki w Polsce. Wszelako trzeba przyznać, że nie wiemy, jak to jest naprawdę z patologiami w nauce polskiej, jak wypadamy na tle porównawczym z innymi krajami, jakie są przyczyny tych zjawisk, np. jak żenująco niskie nakłady na naszą naukę wpływają na rozmaite nieprawidłowości, czy polski model kariery naukowej jest właściwy (np. często się argumentuje, że habilitacja jest niepotrzebna, że za dużo profesorów tej samej specjalności pracuje na jednej uczelni czy że wiek emerytalny winien być obniżony) itd. To są problemy do zbadania w taki sposób, jak to uczyniła J. Wyleżałek z mobbingiem. Znam recenzentów lubujących się w negatywnych, złośliwych i nierzetelnych opiniach, ale nie mam żadnego powodu, aby sądzić, że są oni reprezentatywni, wiadomo mi o przypadkach „uwalenia” lub przyznania habilitacji z wątpliwych powodów, ale nie mogę twierdzić, że jest to praktyka powszechna. Wiadomo, że granty są niekiedy przyznawane z naruszeniem zasad obiektywnej oceny, ale nie można tego powiedzieć o większości decyzji itd. Komisja ds. Etyki w Nauce PAN (jestem jej członkiem) zbiera się raz w miesiącu i na każdym posiedzeniu rozpatrujemy kilka nowych przypadków naruszenia zasad etyki, ale to nie powód, aby twierdzić, że ich występowanie to reguła.
Artykuł E. Jankowskiej zawiera nieuprawnione generalizacje wyprowadzone z jednostkowych przypadków (nie ma powodu, aby ich nie rozważać), być może zrozumiałych z subiektywnych powodów osób dotkniętych negatywnymi decyzjami stosownych gremiów, np. rad wydziałów, ale materiał zgromadzony przez autorkę tekstu zdecydowanie nie wystarcza do głoszenia negatywnych tez o całym polskim środowisku naukowym lub nawet jego większości.
Dodaj komentarz
Komentarze