Kryterium użyteczności

Piotr Hübner

Pojawił się w nauce metodologiczny nakaz czerpania wiedzy od źródeł – materiałów źródłowych – a nie od autorytetów. Wybitny filomata Adam Mickiewicz ukazał w krótkim wierszu Źródła (1833) szerszy niż nauka kontekst:

„Mówisz: Niech sobie ludzie nie kochają Boga,

Byle im była cnota i Ojczyzna droga.

Głupiec mówi: niech sobie źródło wyschnie w górach,

Byleby mi płynęła woda w miejskich rurach”.

Druga część tego wiersza była cytowana w czasie obu Zjazdów Nauki Polskiej – i przy innych okazjach – w celu polemiki z presją utylitarną, promującą badania stosowane kosztem „czystej nauki”. Jan Korwin Kochanowski we wnioskach z obrad I Zjazdu głosił: „Nauka czysta, będąca wedle koncepcyj nizinnych zbytkiem, nie jest (…) cysterną mądrości (…), lecz – źródłem żywem a istotnem i przeto niezastąpionem – oświaty (…). Zasypowanie źródła tego w czasach obecnych przez zwycięską w życiu ciemnotę jest właściwie cięższą krzywdą dla grabarzy, niż dla ich ofiar”. Od czasów wileńskich filomatów podtrzymywano tezę o konieczności kierowania się wymogami samej nauki, a nie oczekiwaniami administracji państwowej czy gospodarczej. W Przedmowie do wydawnictwa źródłowego Promieniści Filomaci-Filareci (wyd. II, b.d.) Henryk Mościcki zauważył: „Ileż warg spragnionych z długiego szeregu pogrobowców Rzeczypospolitej piło ożywczą rosę z czystej krynicy, wytrysłej niegdyś u stóp dumnej wiekowem trwaniem wszechnicy wileńskiej!”.

W odmiennych realiach odzyskiwanej niepodległości wyrażano podobne nadzieje (L.O. [Alicja Dorabialska] Z uczelni warszawskich , „Miesięcznik Młodzieży Polskiej” VI 1919): „Życie akademickie zamarło, lecz nie umarło. Przyjdzie czas, gdy akademik warszawski wróci do pracowni i sal wykładowych, a wtedy zażąda światła prawdziwej nauki, u której czystego źródła będzie mógł tworzyć potęgę własnego umysłu. A źródło musi być czyste. W szeregach ludzi nauki, wśród najgłębszych prac nie mogą znaleźć miejsca małe, filisterskie zabiegi. Trzeba stworzyć atmosferę polskiego czynu naukowego, trzeba mu dać najlepsze warunki rozwoju, pamiętając, że wprawdzie dla niektórych nauka jest tylko szczeblem do kariery, ale dla wielu jest – bóstwem”.

Już nie źródło, lecz strumyki

Już John Locke głosił potrzebę utylitaryzmu , wprowadzenia kryterium użyteczności: Non humaniora sed utilia. Naukom ścisłym przeciwstawiano nauki humanistyczne. Johann Wolfgang Goethe powiązał kryterium użyteczności z zakresem podawanej wiedzy: „wszędzie akademie wykładają za wiele, a przynajmniej za wiele rzeczy bezużytecznych. Pojedynczy profesorowie rozszerzają swoje przedmioty daleko więcej, niż tego dla ich słuchaczy rzeczywiście potrzeba” (za: Samuel Smiles, Pomoc własna , 1908). Z epoki oświecenia wyrosła epoka wynalazków i industrializacji. Pojawili się reformatorzy i organizatorzy nauki promujący kryterium użyteczności. Inicjując posiedzenie Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciół Nauk 10 stycznia 1814 roku, ks. Stanisław Staszic wygłosił pochwałę utylitaryzmu w nauce: „Umiejętności dopotąd są jeszcze próżnym wynalazkiem, może czczym tylko rozumu wywodem albo próżniactwa zabawą, dopokąd nie są zastosowane do użytku narodów. I uczeni potąd nie odpowiadają swemu powołaniu, swemu w towarzystwach ludzkich przeznaczeniu, dopokąd w ich naukach, w ich umiejętnościach rządy nie znajdują – podług potrzeby – wewnętrznej administracji rady i pomocy, dopokąd ich umiejętność nie nadaje fabrykom i rękodziełom oświecenia, ułatwienia kierunku postępu”. Argumentował: „Ziemia, czas i praca są źródłem wszystkich bogactw kraju więc poznać swoją ziemię jest w towarzystwach pierwszą, najistotniejszą potrzebą”.

Kontynuację presji utylitarnej przyniósł pozytywizm, zwłaszcza ten warszawski. Artykuł redakcyjny w pierwszym numerze pisma „Przyroda i Przemysł” (1872), zatytułowany Nauka i utylitarność , krytykował wprawdzie ludzi „praktycznych”, którzy odnoszą się „jeśli nie z lekceważeniem, to często z ironią i politowaniem” do uczonych uprawiających „czystą naukę”. Krytykowano jednak spoglądanie na życie praktyczne „dumnym okiem”.

Polemiczną interpretację alegorii źródła zastosowała Helena Radlińska w pracy Stosunek wychowawcy do środowiska społecznego (1935). Już nie źródło bezpośrednio, a strumyki zeń wypływające napełniają – według niej – „naczynia dusz ludzkich”. Do tego: „Napełnienie naczyń – to dopiero początek. Konsekwencją społeczną jest użytkowanie zapasu wody do melioracji piaszczystych odłogów, do rozbudzania na nich życia, wstrzymanego w rozwoju przez niepomyślne warunki”.

Ku wiedzy pożytecznej

Po II wojnie światowej, zmianach ideologicznych i geopolitycznych, Józef Pieter odniósł utylitaryzm do fundamentu nauki akademickiej – do humaniorów. W ramach nauk humanistycznych umieszczał emancypujące się nauki społeczne. Część pierwsza książki Biografia ogólna wstęp do nauki o życiu ludzkim (1946) była usystematyzowaną krytyką niedostatków – nosiła tytuł Sprawa użyteczności wiedzy humanistycznej . Pieter stwierdzał: „Powinno by to być ideałem, aby wszelkie badania humanistyczne miały nie tylko znamię naukowości, lecz aby równocześnie służyły życiu społecznemu (…) pierwszeństwo powinniśmy oddać badaniom umożebniającym korzyści społeczne, pojęte jako naukowa technika współżycia”. W ramach przeglądu stanu poszczególnych nauk humanistycznych autor dochodził do wniosku, iż „historycy swoimi metodami faktycznie nie poszukują praw ogólnych życia i współżycia między ludźmi”, a „ogromny już nakład pracy filologów przyniósł (…) dotychczas tylko nieznaczne korzyści społeczne”. Pytał „czy nauki o kulturze dostarczają nam wiedzy pożytecznej, nie tylko dla nabywania i pielęgnowania kultury, ale również dla polepszenia współżycia między ludźmi? (…). Do techniki takiej prowadzić może jedynie wiedza o faktach, w pierwszym rzędzie o faktycznych prawach postępowania ludzi z ludźmi. Wiedzy takiej na pewno nie uzyskamy na drodze filozofowania”. Z kolei „nauki prawnicze, od samego początku swego istnienia służące potrzebom społecznym, mogą i zapewne będą spełniać służbę coraz to pożyteczniejszą, jednakże pod warunkiem należytego uwzględnienia i wykorzystania wiedzy psycho-socjologicznej”. Podobnie „współczesne teorie – w ciaśniejszym sensie – pedagogiczne są wciąż jeszcze w gruncie rzeczy bezpodstawnymi doktrynami”, a „nauki psychologiczne w dotychczasowym stadium badań co najwyżej tylko marginesowo poruszały problemy, które ludzi bolą zawsze i wszędzie”. A dalej: „socjologia aż po nasze czasy jest wciąż jeszcze zespołem walczących ze sobą szkół i doktryn”. Autor dochodził do wniosku, iż jest potrzebna „nauka o życiu ludzkim, czyli ogólna biografia (eksperymentalna)” – poświęcił jej drugą część książki.

Rozważania te nie zostały podjęte w kręgach akademickich. Jeszcze podczas II Ogólnokrajowej Konferencji Rektorów i Profesorów Wyższych Uczelni, zorganizowanej przez Radę Szkół Wyższych (27-29 XI 1947), Maurycy Jaroszyński – w referacie Ogólne wytyczne programów studiów w szkołach wyższych – musiał przyznać: „Podkreślając konieczność podporządkowania problemów szkolnictwa wyższego potrzebom społecznym wyłaniającym się na tle aktualnej rzeczywistości, chcę się zastrzec z góry przeciwko zarzutowi gloryfikowania jakiegoś prymitywnego utylitaryzmu. Albowiem tzw. czysta nauka (mniejsza o teoretyczne wątpliwości co do samego terminu) jest również «potrzebą społeczną i to pierwszorzędnej doniosłości»”. Realia ukazały, że władze polityczne arbitralnie wprowadziły w miejsce nauk humanistycznych utylitarnie pojęte nauki społeczne, przy okazji ogołocone z socjologii, którą zastąpić miał materializm historyczny.

Ciasny utylitaryzm

Nawoływania do utylitaryzmu upowszechniły się w okresie nasilenia stalinizacji nauki, wtedy to wielokrotnie cytowano formułę ks. Staszica o potrzebie utylitaryzmu.

Doświadczenia powojenne i atmosfera prac przygotowawczych do I Kongresu skłoniły Tadeusza Kotarbińskiego do rozróżnienia (Dążenia zrzeszeń naukowych w toku dziejów , publikowane dopiero w 1957 roku): „stoi się dziś na stanowisku utylitaryzmu w tym sensie, iż całość badań tzw. czystych chce się zorganizować służebnie w stosunku do zadań planowego kształtowania stosunków. Taki słuszny utylitaryzm łatwo przechodzi jednak w postać zacieśnioną, wadliwą, w utylitaryzm tzw. ciasny, który toleruje tylko badania doraźnie płodne w skutki użytkowe”. ?