Oblicza bezczelności

Henryk Grabowski

Bezczelność, pospolicie zwana chamstwem, nie jest jednowymiarowa. Nadto podobne zachowania mogą niekiedy nosić znamiona chamstwa lub nie.

Weźmy – tytułem przykładu – używanie wulgarnego języka. Z biografii Kazimierza Kutza dowiedziałem się, że przeklinał jak przysłowiowy szewc. Robił to jednak z takim wdziękiem, że nikomu nie przyszłoby do głowy, iż w ten sposób chce wykazać swoją pogardę dla czyjejś wrażliwości. Znam ludzi z tak mocno utrwalonym stereotypem dynamicznym, że – mimo jakiegokolwiek braku związku z treścią wypowiedzi – bez wtrącenia do każdej frazy lub jej fragmentu słowa zaczynającego się na „k” nie są w stanie wyartykułować żadnej myśli. Takim zwykle nie przychodzi do głowy, że może to kogoś razić. Są jednak też i tacy, którzy im większą mają pewność, że mogą kogoś gorszyć swoim wulgarnym językiem, tym głośniej i dobitniej się nim posługują. Tylko ci ostatni spełniają kryteria ewidentnego chamstwa.

Będąca synonimem chamstwa bezczelność, rozumiana jako umyślne nieliczenie się z kimś, może mieć nie tylko jednostkowy, lecz także instytucjonalny wymiar. Jak każdy w moim wieku zażywam lekarstwa. Nie jest tego dużo, ale zawsze. Od kilku już lat nie zdarzyło mi się, żebym za pierwszą wizytą w aptece otrzymał wszystkie leki przypisane mi przez lekarza. Zawsze po niektóre muszę przyjść po raz drugi, po wcześniejszym zamówieniu ich w hurtowni.

Wiadomo, że klientami aptek są albo ludzie chorzy, albo ci, którzy bezinteresownie lub za wynagrodzeniem ich zastępują. W wielu przypadkach, a w moim na pewno, nie chodzi o leki z krótkim terminem ważności. Mogłyby one sobie leżeć w aptece aż do czasu, kiedy ktoś zgłosi na nie zapotrzebowanie. Rzecz w tym, że wtedy nie przynoszą doraźnych zysków. To, że cierpią z tego powodu pacjenci, nie ma żadnego znaczenia i – jako przejaw nieliczenia się z czyimś cierpieniem – jest dowodem na chamstwo instytucjonalne.

Osobiście najbardziej mi żal realizujących recepty farmaceutów. Nie mając żadnego wpływu na opisaną sytuację, są oni najczęściej, a nawet wyłącznie, narażeni na przykre uwagi rozgoryczonych klientów. Od takich uwag, niestety, mnie również nie zawsze udaje się powstrzymać. I za to niniejszym najmocniej ich przepraszam.