W sprawie punktacji czasopism historycznych
Prof. Marek Kornat z Instytutu Historii PAN, który stał na czele zespołu przygotowującego punktację czasopism z dyscypliny historia, mówi, czym kierował się wraz ze współpracownikami podczas pracy.
Mam poważne zastrzeżenia do reformy szkolnictwa wyższego, ale mimo to postanowiłem przyjąć propozycję ministra Jarosława Gowina, żeby wejść do zespołu proponującego punktację czasopism naukowych w dyscyplinie historia. Zespół ten wybrał mnie na swego przewodniczącego w lutym br. Nasza komisja liczyła dziewięciu historyków specjalizujących się w różnych okresach: od starożytności po dwudziesty wiek (oprócz mnie profesorowie Tomasz Ciesielski, Antoni Dudek, Waldemar Kowalski, Filip Kubiaczyk, Piotr Madajczyk, Krzysztof Nawotka, Tomasz Pawelec i Jan Pomorski).
Kierowana przez mnie komisja nie mogła zrobić tyle, ile by chciała. Po pierwsze, ministerstwo przyjęło wybór czasopism tylko z czterech źródeł: baz Scopus, Web of Science i ERIH Plus – gdzie w odróżnieniu od dwóch poprzednich jest sporo polskich czasopism historycznych – oraz te objęte ostatnim konkursem ministerialnym wsparcia czasopism. Po drugie, nie mogliśmy przyznawać tym czasopismom punktów całkowicie zgodnie z naszą wiedzą. Mogliśmy tylko podnosić i obniżać punktację o dwa poziomy w stosunku do zastanej, np. z 20 na 40 lub 70 punktów. Analogicznie działał ten mechanizm, kiedy chodziło o obniżanie punktacji. Jeżeli czasopismo zagraniczne miało przypisane 100 punktów, to można było podnieść tę wartość do 140 lub 200. Nie było możliwości, aby odmówić punktacji, choć czasami zdrowy rozsądek podpowiadał, że należałoby. Dotyczy to np. czasopism chińskich albo afrykańskich, w których nikt z naszego kraju nie publikuje i nie wygląda na to, żebyśmy w przewidywalnym horyzoncie czasowym mieli w nich cokolwiek publikować, a jeśli już, to incydentalnie.
Słabo w obecnym systemie reprezentowane są czasopisma z krajów naszego regionu, a więc Międzymorza. Mam na myśli takie państwa, jak Czechy, Węgry, Rumunia czy kraje bałtyckie. To samo odnosi się do Rosji.
Czasopisma krajowe ze wskazanych w ustawie baz referencyjnych mogły uzyskać 20, 40 i 70 punktów, a niepochodzące z tych źródeł i nienagrodzone w konkursie ministerialnego wsparcia czasopism – jedynie po 5 punktów. Moim zdaniem w przypadku polskich czasopism powinna być jeszcze klauzula ekskluzywna umożliwiająca przyznanie po 100 punktów dla wiodących czasopism krajowych, jak „Acta Historica Poloniae” czy „Kwartalnik Historyczny”. Wymagałoby to zmiany prawa. Zagraniczne czasopisma są punktowane znacznie wyżej niż polskie, bo po 20, 40, 70, 100, 140 i 200 punktów.
W zaproponowanym nam systemie dominuje to wszystko, co publikowane jest po angielsku. Tymczasem czasopisma wydawane po niemiecku, francusku czy włosku są naprawdę porządnie robione i najzwyczajniej dobre. Nie twierdzę, że ich w systemie nie ma, ale uprzywilejowanie czasopism w języku angielskim jest nadmierne, nawet jeśli zgodzimy się co do tego, że język ten to dzisiaj lingua franca nauki.
Pracowaliśmy kierując się zasadą racjonalizacji przyporządkowania liczby punktów do czasopism, dlatego że to, cośmy dostali na listach, wzbudzało olbrzymie wątpliwości. Czasopismo pod nazwą „Aborigenal Studies” z Australii miało 140 punktów, a czołowe historyczne czasopismo francuskie „Annales” tylko 100 punktów. Oczywiście temu pierwszemu obniżyliśmy punkty do 70 (bo już mniej nie mogliśmy dać), a „Annales” podnieśliśmy na 200. Niemieckie „Historische Zeitschrift” miało jedynie 40 punktów. Będzie mieć teraz 100, jeśli propozycja komisji się utrzyma. To tylko dwa przykłady naszej akcji.
Staraliśmy się dowartościować czasopisma, które pełnią wiodące role w subdyscyplinach nauk historycznych, a zatem np. w mediewistyce, historii kultury czy dziejach dyplomacji. Jeśli jakieś polskie czasopismo zajmowało dotychczas kluczowe miejsce, postulowaliśmy, by przyporządkować mu najwyższą możliwą wartość, czyli 70 punktów.
Osobna sprawa to walka o czasopisma, które nie znalazły się w żadnym z tych czterech źródeł. Grozi im przyporządkowanie 5 punktów. Znajdują się w tej grupie bardzo ważne dla historyków czasopisma, np. „Archeion”, które zajmuje się archiwami i archiwistyką. Nauka historyczna nie skorzysta na tym na pewno.
Wnioskowałem do premiera Gowina o przyznanie pewnym ważnym czasopismom z tej grupy, którym grozi 5 punktów, większej wartości, czyli 20 punktów. Oczywiście chodziłoby tylko o te pisma, które zwróciły się do mnie o to, a komisja pozytywnie rozpatrzyła te wnioski. Byłoby to jeszcze około 30 dodatkowych czasopism. Niestety dostałem odpowiedź, że to niemożliwe, bo wymaga zmiany ustawy, a to można rozważyć dopiero po wyborach parlamentarnych. Czasopisma skazane na 5 punktów nie mają przyszłości, gdyż na ich łamach nikt nie będzie chciał publikować. W nowej parametryzacji jednostek naukowych nie będzie można ich podać.
Oczywiście istnieją czasopisma interdyscyplinarne. Jak przyznać im punkty, zwłaszcza w sytuacji gdy w każdej zainteresowanej dyscyplinie zaproponuje się inną walidację? Chodzi mi na przykład o wydawane w Poznaniu „Czasopismo Prawno-Historyczne”. Jest prawne, ale i historyczne. We Wrocławiu wychodzą „Studia nad Totalitaryzmem”, które są bardzo ważne nie tylko dla historyków, ale także dla politologów czy prawników. Mój zespół i zespół prawników mogą zaproponować rozbieżne wartości punktowe. Pojawiła się koncepcja wprowadzenia tzw. średniej ważonej. Wymagałoby to wskazania dyscypliny bazowej dla takich czasopism. Propozycja zespołu właściwego dla tej dyscypliny skutkowałaby 50% punktów przyznanych temu tytułowi.
Wyniki naszej pracy skierowane zostały do Komitetu Ewaluacji Nauki, gdzie historię reprezentuje prof. Jan Pomorski z UMCS. Pojawiły się niepokojące sygnały, że KEN próbuje wykonać manewr powtórnego oceniania czasopism, a w każdym razie tak to wygląda. W takim wypadku praca zespołów dla dyscyplin będzie potraktowana jako nie mająca znaczenia. Jeśli miałoby stać się tak, że czasopisma historyczne polskie – wydawane w Polsce – dostaną po 20 punktów, to bez żadnej przesady będzie można mówić o klęsce humanistyki polskiej.
Bardzo nie chcemy, aby przedstawiciele innych dyscyplin dyktowali nam to, co słuszne czy dobre. Wiemy o tym lepiej niż oni. Kieruję te słowa do naszych kolegów reprezentujących nauki przyrodnicze.
Obawy przed „systemowym” zakwestionowaniem postanowień zespołu, którym miałem zaszczyt kierować, wywołały list dziekanów do ministra Gowina. Pozostaje mi wyrazić im za to wdzięczność.
Moim zdaniem byłoby najlepiej, gdyby KEN przyjrzał się naszym propozycjom i ewentualnie poprosił o nasze (czy też moje) wyjaśnienia w tych przypadkach, które wzbudzają wątpliwości, albo wówczas, gdy proponowane wartości punktowe czasopism interdyscyplinarnych są krańcowo rozbieżne. Nie może być tak, że KEN kwestionuje systemowo naszą pracę, gdyż podeszliśmy do niej bardzo serio i poświęciliśmy na nią sporo czasu, działając w najlepszej wierze. O atmosferze działania zespołu świadczy dobrze to, iż pracował on wyjątkowo zgodnie, przyjmując swoje postanowienia drogą konsensusu, a nie głosowania.
Ostatni raz zespół spotkał się 9 maja. Na tym posiedzeniu i głosowaniu zakończyliśmy naszą pracę. Chcemy jeszcze wręczyć panu premierowi memorandum w sprawie problemów, które zauważyliśmy, a których nie dało się rozwiązać w dopuszczonym prawem trybie. Obecnie je przygotowuję.