Ścieżki kariery – oficerowie i chorążowie?
Kariery akademickie były tematem NKN Forum w Katowicach. Gospodarzem spotkania był Uniwersytet Śląski.
– Dla mojego pokolenia słowo kariera w kontekście akademickim brzmi zaskakująco – rozpoczął prof. Ryszard Koziołek, który prowadził konferencję. – To nie kariera. Jest w tej profesji pewien nadmiar. Korzyści z indywidualnej kariery akademickiej ma bowiem nie tylko pracownik, który ją robi, ale także jego uczelnia, a nawet wspólnota społeczna – mówił prorektor Uniwersytetu Śląskiego.
Prof. Jarosław Górniak, który niegdyś kierował Radą NKN, zauważył, że nie dysponujemy ogromnymi rezerwami, zatem musimy zadbać o ludzi, których mamy. – Nasze zasoby możemy wykorzystać lepiej, jeśli postawimy na ludzi – mówił. Podkreślał też rolę rzetelności akademickiej.
Prof. Andrzej Kowalczyk, rektor UŚ, podkreślał, że w wyniku reformy na jego uniwersytecie indywidualne ścieżki kariery uwarunkowane będą przez zespół naukowy (wypowiedź prof. A. Kowalczyka na str. 10).
Dr Jarosław Gowin, minister nauki i szkolnictwa wyższego, dziękował za współpracę środowiska z ministerstwem. – Ten dialog powinien być kontynuowany w następnych latach – mówił. – Niestety, faktycznie była weń zaangażowana niewielka część środowiska akademickiego. Ogromna większość podeszła do reformy biernie, nawet w sensie poznawczym. Głównym źródłem wiedzy o reformie jest plotka, a nie lektura ustawy i rozporządzeń – wyraźnie rozgoryczony mówił wicepremier Gowin. Minister nauki wyróżnił wśród akademików dwie elity: modernizacyjną i kontrelitę, która opowiedziała się za status quo . – Wiele osób jest rozczarowanych kształtem reformy, tym, że jest ona zbyt zachowawcza. Rozumiem ten punkt widzenia – podkreślił minister. Szef resortu nauki stwierdził, że być może jest to jego pożegnalne wystąpienie w roli ministra nauki przed tak licznym audytorium akademickim.
Wskazał związane z karierami problemy, które należy dobrze zdefiniować i rozwiązać: zasady zatrudniania, wymiar czasu pracy i zakres obowiązków, zasady oceny okresowej pracowników. Minister odniósł się do nawału wniosków, jakie spadły na CK w ciągu czterech pierwszych miesięcy tego roku. Jest ich tyle, ile w ciągu dwóch poprzednich lat. – Wiele z tych wniosków złożono na wyrost – stwierdził J. Gowin. – To wynik przekonania, że ta reforma podniesie wymogi uzyskiwania stopni i tytułów. O ile jednak udało się podnieść standardy uzyskiwania doktoratów i habilitowania, to już zmienione na etapie prac parlamentarnych w stosunku do pierwotnych zapisów projektu ustawy zasady uzyskiwania profesur budzą wątpliwości. Minister Gowin mówił też o kluczowej roli oceny okresowej pracowników w obecnym systemie nauki. Nie powinna ona być odzwierciedleniem oceny dyscyplin. Jej celem jest nie tylko wszechstronne spojrzenie na pracownika, ale także motywowanie go do pracy.
– Z ubolewaniem obserwuję, jak rektorzy ograniczają swoje uprawnienia w statutach – mówił minister. – A przecież miały im pomóc w zarządzaniu uczelniami i być adekwatne do zakresu odpowiedzialności.
W 2020 roku budżet nauki i szkolnictwa wyższego wzrośnie o 776 mln zł – zapowiedział J. Gowin. Środki powinny wystarczyć na drugą transzę podwyżek wynagrodzeń. Ministerstwo traktuje to jako element umowy społecznej zawartej ze środowiskiem akademickim. – Byłoby fatalnie z punktu widzenia interesów państwa, gdyby ta umowa nie została dotrzymana – mówił. Przypomniał też o nierównomierności finansowania w naszym kraju oświaty z nakładami powyżej średniej OECD oraz nauki i szkolnictwa wyższego z nakładami na poziomie połowy średniej OECD.
Przewodniczący zespołu monitorującego wdrażanie reformy, prof. Maciej Żylicz (wypowiedź o pracach zespołu na str. 26), biolog, szef FNP, chciał chyba wylać kubeł zimnej wody na głowy uczestników konferencji. – Nasz system stopni i stanowisk wciąż nie jest zgodny ze światowym – mówił szef FNP. Zwrócił uwagę na trzy typy etatów w uczelniach: badawcze, naukowo-dydaktyczne i dydaktyczne, które ostatnimi czasy przeżyły cudowne rozmnożenie. Aż 70% polskich doktorów ma powyżej 35 lat. Doktorzy habilitowani mają średnio 45 lat, ale w naukach technicznych aż 52 lata. Tytuł profesorski osiąga się w wieku 53 lat, choć w fizyce i matematyce przed czterdziestką, a w naukach technicznych w wieku 58 lat. – Karierę naukową robi się u nas późno. Późno też uzyskuje się naukową samodzielność. Zupełnie inaczej niż na świecie – mówił M. Żylicz. Przytoczył przykład laureatów programu FNP START, którzy robią habilitacje o 10 lat wcześniej niż wynosi krajowa średnia. – Są młodzi, którzy sprostają zadaniom, gdy podniesiemy im poprzeczkę – przekonywał prelegent. – Słabi mają więcej czasu, więc znajdują kruczki, by awansować mimo braku odpowiedniego dorobku. Ocena okresowa nie działa – konstatował.
Prof. Żylicz skrytykował też zapis Ustawy 2.0, który nakazuje zatrudnienie na stanowisku każdego, kto uzyska tytuł profesora. Wraz z obniżeniem wymogów uzyskania tytułu taki przepis stwarza zagrożenie dla autonomii uczelni w zakresie kształtowania polityki personalnej. – Jeżeli Rada Doskonałości Naukowej nie będzie dobrze działała, to mamy prawdziwy problem. Centralna Komisja działa źle – mówił prelegent. Przytoczył swoje doświadczenie z okresu, gdy był prezydenckim doradcą ds. nauki: 10% wniosków profesorskich, które wówczas przeglądał, było na poziomie doktoratu, choć przeszły przez cały krajowy system awansowy. Jego zdaniem wśród kryteriów zatrudniania na stanowiskach profesorskich muszą być: doświadczenie międzynarodowe, staż zagraniczny, wspólne projekty międzynarodowe. Wnioski profesorskie powinny podlegać zewnętrznej, zagranicznej ocenie. Już adiunkci powinni mieć szansę na prowadzenie pierwszego samodzielnego zespołu naukowego, a to winno być warunkiem awansu na stanowisko profesora uczelni. Struktura tejże powinna być płaska: wydział i zespoły naukowe w zupełności wystarczą. – Musimy wprowadzić wewnętrzną etatyzację, bo mamy za dużo profesorów – kończył swoje wystąpienie prof. Żylicz.
W panelu moderowanym przez prof. Andrzeja Jajszczyka, debatowano o konkursach, awansach i ocenach. Prof. Błażej Skoczeń (KEN) wyraził opinię, że konkursy na stanowiska muszą być traktowane poważnie, tj. wymagają solidnego sformułowania ogłoszenia i rzetelnej, najlepiej zewnętrznej, oceny. – W CERN poświęca się około tygodnia na poznanie jednego kandydata. Warto, bo od tej osoby zależy przyszłość badań w instytucie – mówił szef KEN.
Prof. Marcin Pałys, rektor UW, poparł postulat spłaszczenia struktury uczelni, gdyż prosta struktura uniemożliwia powstawanie hermetycznych środowisk. Podkreślał rolę wsparcia administracyjnego dla badaczy. Wyraził opinię, że oprócz konkursów powinna istnieć ścieżka awansu już zatrudnionych badaczy, ale kryteria awansu powinny być takie, jak w konkursach. Rektor UW uznał, że dodatkowe stanowiska w uczelnianej hierarchii warto tworzyć tylko na najniższym poziomie.
– Nie zatrudniamy własnych doktorów – powiedziała prof. Agnieszka Dobrzyń, dyrektor Instytutu Nenckiego. – Dopiero po postodokach odbytych gdzie indziej, najlepiej za granicą, mogą startować u nas w konkursie. Staramy się pozyskać nowych pracowników spoza instytutu, a własnych doktorów wysyłać do innych placówek. Nowe miejsce pracy sprawia, że dostają skrzydeł. Prof. Dobrzyń przyznała: – Mamy trudności w znalezieniu młodych postdoktów. Chcemy ściągać do instytutu ludzi z zewnątrz z dobrym dorobkiem. Nie muszą mieć habilitacji, by dostać samodzielną pozycję naukową. Nie ma u nas fikcyjnych konkursów – zapewniała dyrektor Nenckiego.
Prof. Jajszczyk odpowiedział: – Mobilność w jednym instytucie nie załatwia sprawy. Musi być i popyt, i podaż.
– Rozwiązujemy każdą pracownię, której szef osiągnął wiek emerytalny – mówiła prof. Dobrzyń. Zdaniem szefowej IBD PAN nie jest to kłopot dla członków tych grup, a instytut stara się wspomóc ich w znalezieniu nowego zatrudnienia. – Zatrudniamy na pięć lat. Potem ma miejsce ostra ewaluacja. Bywa, że nowe grupy są rozwiązywane, gdy mają za słabe osiągnięcia naukowe – mówiła dyrektor Nenckiego.
Dr Dominik Szczukocki, przewodniczący KSN NSZZ „Solidarność”, mówił o trzech pokoleniach naukowców. Dla pokolenia X (dojrzali badacze, urodzeni do 1980 r.) liczy się stabilność. Pokolenie Y (ur. w latach 80-95) nie ma problemów z mobilnością. Pokolenie Z (najmłodsi badacze, którzy dopiero rozpoczną kariery naukowe) będzie mobilne w takim stopniu, że problemem stanie się zatrzymanie u nas elity naukowej. Dr Szczukocki wskazał też na drugą stronę medalu zatrudniania – złe warunki pracy stworzone przez uczelnię utrudniają skuteczny rozwój naukowy. Uznał też, że mianowanie to zły system. Prof. Jajszczyk odpowiedział na to pytaniem: – Czy brak mianowania, które umożliwia odejście mianowanego ze stanowiska w dniu osiągnięcia wieku emerytalnego, nie utrudni otwarcia stanowisk dla młodszych badaczy?
Dr Piotr Wojtulek, przewodniczący Rady Młodych Naukowców, wyraził pogląd, że konkursy, które decydują o jakości kadry naukowej, w 80% promują chów wsobny, czyli zatrudnianie własnych wychowanków. Wśród niezbędnych elementów rzetelnego konkursu wskazał: dobre ogłoszenie, rozmowę kwalifikacyjną, pokazanie miejsca przyszłej pracy (o stanowisku RMN na ten temat czyt. na str. 28). Samodzielność naukowa powinna rozpoczynać się po doktoracie, a nie habilitacji. Za największy problem dla młodych uznał hierarchiczną strukturę uczelni. – Czuję niechęć starszych naukowców do młodych – wtórował mu dr hab. Sebastian Gromada z RMN.
W debacie na temat dydaktycznej ścieżki kariery, moderowanej przez prof. Zbigniewa Marciniaka, przewodniczącego RGNiSW, dr hab. Anna Ajduk (przewodnicząca AMU PAN) wyraziła opinię, że trudno pogodzić pracę badawczą z dydaktyczną, a z drugiej strony trudno wyobrazić sobie, że światowej klasy uczony nie przekazuje swojej wiedzy studentom. Prof. Koziołek zwrócił uwagę, by nie definiować kariery dydaktycznej przez brak badań naukowych. Na uniwersytecie nie widzi on miejsca dla czystej dydaktyki. Tę można oceniać jedynie metodą ekspercką. Podobnie wypowiadał się moderator dyskusji: – Punkty są do oceny dyscypliny, a nie pracownika. Szef RGNiSW dodał: – Jeśli dydaktycy dominują nad badaczami, to mamy do czynienia z uczelnią zawodową.
– Byłbym szczęśliwy, gdyby ścieżka dydaktyczna zniknęła w kolejnej nowelizacji ustawy, gdyż zadaniem uczonego jest produkowanie wiedzy – mówił prof. Koziołek. Na Uniwersytecie Śląskim wymagania do awansu na profesora dydaktycznego to co najmniej dziesięcioletnie doświadczenie dydaktyczne, autorstwo znaczącej publikacji dydaktycznej, realizacja grantów dydaktycznych, dorobek w zakresie organizacji kształcenia, opieki nad dyplomami i nad kołami naukowymi.
– Zwykle oceniamy aktywność dydaktyczną, a nie osiągnięcia, czyli efektywność dydaktyczną, bo to jest prawie nie do zrobienia. Mamy skojarzenia: osiągnięcia naukowe i obciążenia dydaktyczne – mówił prorektor UŚ.
Ważnym elementem reformy jest ocena okresowa, która ma być jednym z głównych narzędzi polityki kadrowej i ma zastąpić rotację. Zdaniem prof. Sławomira Wiaka (rektor PŁ), mamy problemy z jawnością oceny, porównywalnością wyników, ustaleniem kryteriów. Od oceny musi istnieć tryb odwoławczy. Dr hab. Aneta Pieniądz (UW, ON) przedstawiła wyniki ankiet przeprowadzonych przez Obywateli Nauki. Ocena okresowa jest przez ocenianych widziana jako nieuczciwa albo nieprzejrzysta. Powinna mieć charakter ekspercki. Jest problem, jak stworzyć odpowiedni zespół ekspercki, zwłaszcza w przypadku badacza wielodyscyplinowego. Jaką rolę powinny odgrywać ankiety studenckie? Gdy są marginalizowane, studenci zaczynają je traktować jako zbędne. Skuteczność dyplomowania wskazano jako ważne kryterium oceny. Prof. Wiak proponował włączyć do jej zakresu kompetencje społeczne.
Prof. UEK Robert Tomanek, rektor UEK, uważa, że należy oceniać wszystkich, przy czym dydaktyków co dwa lata, a badaczy co cztery. Skłania się ku wymiernym wskaźnikom oceny, która powinna mieć dwa możliwe wyniki: pozytywny i negatywny. System ocen powinien być zobiektywizowany, co jest bardzo trudne. Ocena nie może pełnić funkcji zabezpieczenia spokoju społecznego w uczelni.
Stawiano pytania o udział przełożonego w ocenie i możliwość wyrażenia opinii ocenianego na temat uczelni, która stwarza warunki do właściwej, skutecznej pracy (lub nie…).
Dr hab. Sebastian Granica wskazywał, że ocena powinna być transparentna i nieść konsekwencje, zarówno dobre, jak i złe. Powinna jej podlegać także administracja. Tymczasem wciąż traktujemy oceny okresowe jako obciążający bagaż administracyjny.
W podsumowaniu debaty prof. Górniak porównał rangę naukowej i dydaktycznej ścieżki awansu: – Mamy wzorce, które ścieżkę dydaktyczną czynią chorążym, ale nie oficerem. Aby podnieść rangę dydaktyki, musimy postawić wymagania. Zapowiedział, że możliwa jest kolejna debata NKN Forum we wrześniu. Trzeba się zastanowić nad źródłami i systemami finansowania nauki w Polsce. Polska negocjuje nową umowę partnerstwa w UE. Musimy wiedzieć, czego chcemy.
Fotografie: Tomasz Kawka