Historia ukryta pod korzeniami drzew

Joanna Kosmalska

W niektórych miejscach Puszczy Białowieskiej pod cienką warstwą ściółki leżą skorupy glinianych naczyń z początków pierwszego milenium naszej ery. Puszczając wodze wyobraźni można by pomyśleć, że leżą tak od czasów, gdy upadły i się rozbiły.

Nie ma się więc czemu dziwić, że badający ten teren od kilkunastu lat archeolog, mgr Dariusz Krasnodębski z Instytutu Archeologii i Etnologii PAN, nazywa wykopaliska w puszczy Białowieskimi Pompejami. Mimo trwających już kilkanaście lat prac wykopaliskowych ciągle nie może się nadziwić, że to, co znajduje, jest tak doskonale zachowane. I że jest tego tak dużo.

Poczynając od XV w. teren puszczy był w zasadzie pod ochroną. Były to lasy królewskie, miejsce łowów władców, zatem nie ingerowano w drzewostan dający schronienie zwierzynie. Dzięki temu puszcza zachowała się niemal w tym samych granicach po dziś dzień. Niemal. Ze źródeł historycznych wiadomo, że między 1520 a 1550 rokiem, za czasów królowej Bony, której Zygmunt Stary darował te nieprzebyte knieje, wykonana została tzw. pomiara włóczna. Prozaicznie chodziło o podatki, które królowa skrzętnie zbierała. By móc jednak je pobierać, uporządkowano osadnictwo.

– Nakazano likwidację porozrzucanych w puszczy drobnych osad czy przysiółków; często były to pojedyncze chałupy. Nakazano wszystkim opuszczenie puszczy. Powstały wtedy i do dziś funkcjonują w samym jej środku wsie, tzw. ulicówki, np. Pogorzelce, Budy, Teremiski – wyjaśnia mgr Krasnodębski. – Dzięki temu poszcza uniknęła niekontrolowanej antropopresji.

W XIX w. ukaz carski nakazał dokonanie podziału puszczy na jednowiorstowe oddziały. Powołując się na badania historyka Tomasza Samojlika z Instytutu Biologii Ssaków w Białowieży, archeolog opowiada, jakie trudności mieli w tym dzikim i nieprzebytym drzewostanie ci, którzy mieli tego dokonać.

– Zachowały się pisma do cara, z których wynika, że nie da się puszczy przejść, bo jest tak gęsto zarośnięta, że trudno robić wycinki. Za trzecim jednak razem udało się to zrobić i las został pocięty drogami oddzielającymi kilometrowej wielkości oddziały. W niektórych miejscach droga zamiast biec prosto, kluczy omijając kopce, kurhany lub wielkie głazy. Nie chciało się widać tamtym robotnikom ich rozkopywać, więc ominęli je łukiem. Na szczęście.

Kilkaset kurhanów

Na mapie puszczy zaznaczono kilkaset kurhanów. Tak leśnicy czy przyrodnicy znający ten teren nazywali kopce pośród drzew, uważając, że to dawne miejsca pochówku.

– Dla mnie przygoda z puszczą zaczęła się w 2003 roku od zbiegu okoliczności – wspomina Dariusz Krasnodębski. – Odnowiłem wówczas znajomość z dawnym kolegą, który miał w tamtych okolicach dom. Najsilniejszym bodźcem była jednak książka biologa, prof. Simony Kossak, darzącej puszczę bezwarunkową miłością, która w swojej Sadze Puszczy Białowieskiej napisała, że był ten teren świętym gajem, miejscem gdzie chowano zmarłych. Skłoniła ją do tych wniosków obecność blisko 800 – według wyliczeń z lat osiemdziesiątych XX w. – kurhanów. Tak nazywano wszystkie znajdujące się na tym terenie kopce ziemne, które interpretowano jako miejsca pochówku. Uznałem jednak, że byłby to ewenement na skalę europejską, aby tak duży obszar służył jedynie do chowania zmarłych. Cmentarzyska, co było m.in. związane z kultem zmarłych, zakładano na ogół blisko osad. Wożenie zmarłych kilkanaście czy więcej kilometrów do puszczy byłoby dziwne. Tym bardziej że przejście przez teren trudny, pozarastany drzewami, w niektórych porach roku niedostępny, byłoby skomplikowane, a ludzie wszak umierają cały rok.

Kurhany były jednak faktem, z którym trudno dyskutować. Na dodatek archeolog uważał, jak większość jego kolegów po fachu, że na terenach leśnych nie ma co prowadzić badań, bo po pierwsze nie da się tam założyć wykopu, a po drugie nikt tam przecież nie mieszkał. Puszcza pozostawała od wieków enklawą dla roślin i zwierząt. Z drugiej jednak strony uważa się, że teren całej Polski był ongiś porośnięty nieprzebytymi lasami. Szlakami komunikacyjnymi były rzeki, dróg wszak nie było. Oczywiście, rozumował archeolog, z czasem ludzie karczowali las i zasiedlali coraz więcej miejsc, ale skoro puszcza się ostała, to widać nie było tam warunków do życia. Z pragmatycznego punktu widzenia wykopaliska w puszczy to gorzej niż „orka na ugorze”. Drzew wycinać nie można, więc wykopy archeologiczne nie mogą mieć więcej niż dwa na dwa lub trzy metry. Same trudności. Pojechał jednak na rekonesans i od jesieni 2003 roku mozolnie wydziera puszczy jej tajemnice.

W każdej legendzie jest ziarno prawdy

– W przypadku stanowisk archeologicznych w puszczy jest często tak jak z odkrywaniem Ameryki – mówi archeolog. – Leśnikom, miejscowym zbieraczom grzybów czy przyrodnikom penetrującym te tereny znane były różne dziwne miejsca, takie jak kopce ziemne czy skupiska głazów, jakby stanowiące resztki dawnych budowli. Oprócz nich nikt o tych miejscach nie wiedział. Poza wczesnymi latami dwudziestymi XX wieku lasy nie były na większą skalę wycinane, dopiero w latach pięćdziesiątych zaczęły się większe ingerencje, plantowano niektóre miejsca, karczując korzenie i przeorywano przed posadzeniem nowego lasu. Zaczęliśmy wykopaliska od… weryfikacji legend. W gęstym lesie, gdzie brak znaków orientacyjnych, są jednak miejsca, które mogą zostać dokładniej zlokalizowane dzięki powtarzanym z pokolenia na pokolenie opowieściom.

Tak było w przypadku altany do polowań Stanisława Augusta Poniatowskiego, znalezionej na starej mapie przez przyrodników z Instytutu Badania Ssaków. Zespół kierowany przez prof. Bogumiłę Jędrzejewską natrafił w najdzikszych ostępach Białowieskiego Parku Narodowego na kamienne bruki. Czy rzeczywiście król jeździł tam na łowy? Bardzo prawdopodobne. Po altanie nie został jednak żaden ślad, a zbiorowisko kamieni kryło cmentarzysko z okresu wpływów rzymskich, czyli z II-III w. n.e. Inna legenda dotyczyła miejsca zwanego Zamczyskiem, gdzie miał jakoby stać kiedyś zamek Stefana Batorego. Tu także z ziemi wystawały kamienie, co uprawdopodabniało tę opowieść.

– Widać było wielkie doły, jakby miejsca po piwnicach zamkowych – opowiada mgr Krasnodębski. – Miejsce to było na tyle interesujące i działało na wyobraźnię, że pod koniec XIX w. oglądał je Henryk Sienkiewicz, a Eliza Orzeszkowa w opowiadaniu Ad astra umieściła tam jedną z romantycznych scen. Prawda okazała się bardziej prozaiczna: jest tam cmentarzysko wczesnośredniowieczne, które zresztą zostało przypadkiem odkryte jakoby przez Maksyma Niedźwiedzkiego, ubogiego chłopa pochodzącego ze wsi Tuszemla, który w czasie wyprawy na grzyby zabłądził w okolicach uroczyska Obołoń i musiał tam spędzić noc. Chodząc po ciemku po lesie, nagle wpadł do jakiejś piwnicy pełnej złota i omszałych butelek wina. Maksym jedną z nich natychmiast odkorkował, upił się i przespał do południa. Po powrocie do domu opowiedział wszystko w tajemnicy żonie… Z tego, co wiemy z zapisów historycznych, około roku 1830 pochówki zostały rozkopane przez żołnierzy carskich na polecenie gubernatora grodzieńskiego. Zaleźli oni ozdoby i szczątki ludzkie. To wówczas zrodziła się legenda o zamku.

Wiele miejsc wartych rozkopania wskazali archeologom pracujący na terenie puszczy biolog prof. Bogusława Jędrzejewska i historyk dr Tomasz Samojlik. Kopców w puszczy dostatek, ale kopiec kopcowi nierówny. Niektóre z nich to rzeczywiście kurhany, w których chowano zmarłych (przed XII wiekiem na ogół spalonych na stosie pogrzebowym), inne to znaczniki podziału gruntów lub miejsca po nowożytnej produkcji drzewnej: węglarnie, smolarnie lub potażarnie. Wspaniałe jest to, że jak je niegdyś usypano, tak i pozostały. Z samolotu zrobiono skaning terenu puszczy, a ciekawsze miejsca analizowano potem w terenie. Po kilkunastu latach wykopalisk wiadomo z całą pewnością to, czego już wcześniej się domyślano, że na terenie Puszczy Białowieskiej w różnych okresach mieszkali ludzie.

Od bardzo dawna do nieco mniej

Najstarsze znaleziska – krzemienne groty strzał, nożyki – pochodzą z siódmego tysiąclecia przed naszą erą.

– Mamy jeden kopiec, który datujemy na okres 2000-1800 r. p.n.e., czyli epokę brązu. Z uwagi na rosnące drzewa mogliśmy odkopać jedynie niewielki fragment, na którym odnaleźliśmy pojedyncze krzemienne artefakty – wyjaśnia archeolog.

Są pozostałości po niewielkich na ogół osadach z przełomu er: ślady palenisk, jamy zasobowe, ceramika, paciorki. Natrafiono na resztki dymarek do produkcji żelaza – na tych terenach występuje ruda darniowa, z której niegdyś wytapiano metal.

Jak się przypuszcza, pomiędzy II a IV wiekiem naszej ery podczas swojej wędrówki od Morza Bałtyckiego nad Morze Czarne wpadli tu na chwilę Goci. – Zaznaczyli swoją obecność kilkoma cmentarzyskami na terenie Puszczy Białowiejskiej – mówi Dariusz Krasnodębski. – Mamy też ślady obecności ludzkiej z kolejnych wieków IV, V, IX, X, XII, XV i XVI. Poza tym, pomiędzy XVII i XIX w. były tam czasowe osady, w których wytapiano smołę i potaż.

Potaż to pozostała po spaleniu węgla drzewnego część popiołu, która służyła m.in. do produkcji prochu i wytopu szkła. Polska była głównym jego producentem w Europie. Podobno nasi fachowcy byli tak cenieni, że zostali sprowadzeni przez kolonistów angielskich do Ameryki na początku XVII w.

– Przy osadach, jakie kiedyś istniały w puszczy, zapewne uprawiano jakieś rośliny – mówi archeolog. – Nie znaleźliśmy wprawdzie nasion, a jedynie pyłki roślin związanych ze zbożami i tzw. wydepczyskami. Jak wskazują badania paleobiologów kierowanych przez prof. Małgorzatę Latałową z Uniwersytetu Gdańskiego, występowały one tylko w niektórych, dość wyizolowanych miejscach na terenie puszczy. Niewiele też mamy pozostałości zwierząt hodowlanych, w puszczy, z uwagi na bogactwo różnych drapieżników i padlinożerców, takie szczątki raczej się nie zachowywały. Znaleźliśmy jedynie w osadzie z XI-XII wieku dół – to rzadkie – do którego wrzucono m.in. kości zwierzęce. W ponad 2/3 pochodzą one od gatunków dzikich, ale są tam także szczątki świni, owcy, kozy i konia.

Jest też w puszczy miejsce o nieznanym przeznaczeniu.

– Mówi się, że jeśli archeolodzy nie potrafią określić przeznaczenia jakiegoś obiektu, to uznają je za miejsce kultu – wyjaśnia mgr Krasnodębski. – Tym razem chyba jednak rzeczywiście tak było. Chodzi o wał o wysokości około pół metra otaczający koliste miejsce o średnicy mniej więcej 17 m. Zbyt mała to powierzchnia do zamieszkania, poza tym nie znaleziono żadnych „śmieci”, które wskazywałyby na to, że mieszkali tam ludzie. Znaleźliśmy natomiast trochę przepalonych kości zwierzęcych oraz również przepalonych naczyń, co może skazywać na to, że składano tam ofiary. Naczynia są takie same, jakie znajdujemy na cmentarzyskach kultury wielbarskiej (to okres pomiędzy II a IV w n.e. – JK).

Niekończąca się opowieść

Badania trwają i będą kontynuowane z uwagi na olbrzymi potencjał archeologiczny puszczy. Do tej pory ukazało się już kilkadziesiąt publikacji na ich temat. Mgr Krasnodębski przymierza się do napisania książki popularnonaukowej, która przybliży laikom to, co w Puszczy Białowieskiej skryte w korzeniach drzew.

Wykopaliska są finansowane przez Instytut Archeologii i Etnologii PAN ze środków własnych, a także z funduszy Instytutu Biologii Ssaków PAN. Okresowo wspomagane były także funduszami z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego przeznaczonymi na badanie wczesnośredniowiecznych cmentarzysk, oraz funduszami Generalnej Dyrekcji Lasów Państwowych, w związku z wykonywaną w roku 2016 inwentaryzacją dziedzictwa kulturowego Puszczy Białowieskiej. ?