Grzegorz Musiał: zrozumieć Tamarę
Tak zapamiętałem: wystawa malarstwa i rzeźby w Warszawie, bodaj w Zachęcie albo w Muzeum Wojska Polskiego, mniej więcej pod koniec marca 1980 roku. Mój ojciec, Wiesław, znany rzeźbiarz i malarz, a zarazem działacz Związku Polskich Artystów Plastyków, ma rozpocząć wernisaż. Przycupnąłem gdzieś z boku. Władze PRL-u z ministrem kultury już ustawiły się w rządku na froncie, gdy do ojca podszedł ktoś. Pochylili się ku sobie i wymienili kilka słów, po czym ojciec ze zmienioną twarzą podszedł do mikrofonu i zamiast witać zebrany tłum, powiedział: „Proszę państwa, chcę najpierw podać przykrą wiadomość. Jestem do głębi wstrząśnięty. Właśnie się dowiedziałem, że osiemnastego marca w Meksyku zmarła Tamara Łempicka”. Sala w jednej chwili zamilkła, ale nikt, dosłownie nikt nie popatrzył ze zrozumieniem. Nigdy nie słyszeli tego nazwiska, było zakazane, bo jego nosicielka żyła za granicą. Ojciec powiedział więc po chwili dobitniej: „Wielka polska malarka, twórczyni własnego stylu, o którym się mówi, że jest odmianą art déco, obmyśloną i stosowaną jedynie przez nią. Malarka wielbiona w nieznoszącej kiczu Europie, ledwie akceptowana w Ameryce. Odeszła w Cuernavaca w wieku 82 lat, a jej prochy po mszy pogrzebowej zostały rozsypane nad wulkanem El Popo. Proszę o minutę ciszy”.
Jest koniec maja 2019 r. i dostaję do rąk książkę Grzegorza Musiała Ja, Tamara, wydaną przez OW Epigram w Bydgoszczy. Prawie osiemset stron, plon dziewięciu lat pracy wybitnego poety, prozaika, eseisty i redaktora czasopism literackich, a także lekarza okulisty, znawcy dna oka, optyki i wyobraźni. Jest to powieść, utwór artystyczny ze wszystkimi atrybutami tego gatunku, ale nie standardowy. Bohaterowie tworzą rodzaj trudnej przygody opowiadanej przez nich samych. Pisarz wprowadza nie tylko w światy, w których żyła wielka malarka, ale także w głąb psychiki, tej, która opisywane zdarzenia przekształcała na swój użytek. Wiarygodność przedstawianych scen, konfliktów, sytuacji decydujących, a także całego skomplikowanego tła tamtych czasów (wraz z koniecznymi przypisami) pogłębia sugestywna, zwięzła narracja. Od tej księgi nie można się oderwać. Czytelnik, pozornie prowadzony niemal za rękę, ma jednak pełną swobodę w odbiorze tego, co czyta, a raczej – co przeżywa. Prawda pokazana przez pisarza nie jest jednostronna i jednolita, autor doskonale wie, że czytelnik nie poddałby się perswazji ani dyktatowi. Na tym polega moc tej prozy. Zaskakujące, a przeniesienia z jednego umysłu (wewnętrznego świata bohatera) do innego (na przykład czytelniczego), charakterystyczne dla swobodnej struktury tego dzieła, zwiększają iluzję przebywania w tamtym świecie z tamtymi ludźmi, z tamtą osobą główną. Znakomita powieść.
Tamara Łempicka, z domu Maria Gurwik-Górska, urodziła się w 1898 roku w Warszawie jako córka rosyjskiego Żyda, bogatego mecenasa, i Malwiny z polskiej bogatej rodziny Deklerów. Do końca życia uważała się za Polkę. Najpierw trudne acz piekielnie zdolne dziecko, potem piekielnie nieznośna i skandalizująca artystka, która zawsze szukała własnej drogi, aby nie powielać niczego, co już zrobili inni. Jej małżeństwa, kochankowie i kochanki, córka Kizette, zmiany miejsca pobytu, ciężka praca i poszukiwanie własnego stylu nie tylko w sztuce, ale i w życiu. Upadki, ciężkie upadki i podnoszenie się z nich, chwile szczęścia. To materia, z której można utkać nie jedną suknię, ale teatralną szatnię. Ułożyć to i zrozumieć wydaje się niemożliwe, tym bardziej że artystka sama kształtowała to, co chciała, aby o niej myślano i mówiono. A jednak Grzegorzowi Musiałowi właśnie to się udało – tak jak żadna pamięć nie jest chronologiczna, tak i ta powieść miesza czasy i myśli, dopasowuje je wzajemnie i dzięki temu zaczyna wrastać w świadomość czytelnika.
Kiedy byłem koło sześćsetnej strony, gdzie od Tamary odchodzi Tadeusz, wpadł mi w ręce numer „Gazety Polskiej Codziennie”, a w niej recenzja Jarosława Kossakowskiego Królowa art déco – Fenomenalna monografia Tamary Łempickiej , opowiadająca o książce amerykańskiej biografistki Laury Claridge w przekładzie Ewy Hornowskiej pt. Tamara Łempicka. Sztuka i skandal (Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2019, wydanie polskie 2.).
Fenomenalna? To trochę przesada. Napisana w 1999 r. biografia standardowa, choć rzeczywiście niezwykle drobiazgowa, wnikliwa, wręcz naukowo-muzealna, oto czym jest. Skupiona głównie na pobycie malarki w USA i zdarzeniach, podczas gdy Grzegorz Musiał koncentruje się na ważniejszej dla jej sztuki Europie i na myślach, na czuciu, przeżyciach. Ale jest też inna istotna różnica. Musiał, oczywiście znając książkę Claridge, słusznie założył, że źródła pisane, teksty o Łempickiej cudze i te wypowiadane przez nią samą, zawierają filtry autokreacji malarki i dążności dziennikarzy do epatowania sensacją wraz z manipulowaniem i przekłamaniami, słowem są zakłócone przez zniekształcenia, które występowały już w momencie powstawania tych źródeł. Podjął więc próbę pokonania barier, odrzucenia ich, aby dochodzić do sedna prawdy, a jednocześnie czynić z biografii rzecz prawdziwie do czytania, odczuwania. Zbudował środowisko ludzi otaczających bohaterkę z bliska i z daleka. Zbudował ją samą, żywą, niemal dotykalną.
Dodaj komentarz
Komentarze